Smutek to emocja, nie choroba. Jako psycholożka myślę, że problemem nie jest przeżywanie smutku, ale strach przed jego odczuwaniem.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Rozmowa podsłuchana w metrze.
Pierwsza Dziewczyna: – Zmuszam się, żeby cały czas myśleć o wdowach w Indiach i dzieciach w Bangladeszu. Te małe nepalskie łapki harujące fizycznie bez względu na pogodę. W porównaniu z nimi, mam życie jak w Madrycie, ale dlaczego ciągle jestem taka smutna?
Druga Dziewczyna: – Bo jest jesień.
Odpowiedź była krótka. Nie pasowała do długich jesiennych wieczorów.
Chandra, smutek czy depresja
Jako psycholożka myślę, że problemem nie jest przeżywanie smutku, ale strach przed jego odczuwaniem.
Nie mylmy chandry czy przygnębienia z depresją. To choroba ciężka, przewlekła, wieloobjawowa, która powinna być odpowiednio zdiagnozowana. Smutek, nawet ten przewlekły, bywa niepotrzebnie i zbyt pośpiesznie gaszony zaordynowaniem środków farmakologicznych.
Czytaj także:
5 lekarstw na smutek od… św. Tomasza z Akwinu. Zobacz!
Smutek to emocja, ale nie choroba
Nie trzeba się bać obniżonego nastroju, ale jak się da, to dobrze jest rozpoznać co go wywołuje. Listopadowa chandra to może być odpowiedź na właśnie brak słonecznych dni. Infekcje somatyczne powodują ogólne rozbicie psychiczne. Jest też osłabiająca bezsilność, kiedy uświadamiasz sobie, że już niedługo dopadnie Cię stres przygotowań świątecznych. I ten brak rozrywek na świeżym powietrzu. Ciemne popołudnia, wszyscy są w domu i trudniej się wyizolować, odpocząć. Pojawia się uczucie dziwnej pustki wśród bliskich. Irytacja. Rozdrażnienie. Niedospanie. Przygnębienie.
Jesienna melancholia wytrąca z galopu codzienności. I bardzo dobrze! Smutek to spowolnienie, w którym może dużo się dziać. Dużo więcej, niż w radosnym pruciu do przodu każdego dnia. Obniżony nastrój to nic przyjemnego, ale za to pożytecznego. Przyznaj sobie prawo do smutku.
Często kobiece smuteczki ujawniają się w niewypowiedzianych skargach, że ja tu w domu dwoję się i troję, jestem dla wszystkich, a nikogo nie ma dla mnie. Jest mąż, biegają dzieci, ale ja jakoś nie czuję się ważna, zaopiekowana. I pojawia się jakaś tkliwość wobec samej siebie. Nikt mnie nie pożałuje, to ja tak sobie zwinę się w kłębek i tak będzie mi żal samej siebie. I to też jest potrzebne. Byle nie trwało długo. I, żeby temu umartwianiu się towarzyszyło jakieś zaglądanie w siebie.
Masz prawo do smutku
Smutek odcina od świata, ale łączy nas z naszym wewnętrznym światem. Przypomina mi się opowieść Yvonne Dolan, amerykańskiej psychoterapeutki, o ataku zimy, który na kilka dni uwięził ją w domu. Z konieczności zajęła się sprawami, na które nigdy nie ma czasu. Segregowanie zdjęć, czyszczenie starych papierów, układanie dokumentów, przeglądanie dat ważności leków w apteczce.
Zauważyła, że zaczęła pracę w nieznośnym ponurym nastroju, a skończyła w radości. To przymusowe wykluczenie z rutyny dnia codziennego spowodowało, że nie tylko odpoczęła, ale przemyślała wiele swoich problemów.
Chyba dobrze jest zafundować sobie taki „dzień śnieżycy”. Niech smutek nie zasmuca.
Zasmucenie unieruchamia nas i odgradza od świata, ale tylko pozornie. Coś tam głęboko w nas pracuje, coś się przetwarza w inne, lepsze. To taki stan energetycznego spowolnienia, który wyostrza zmysł krytyczny i analityczny.
Zasępiamy się i zawieszamy, ale właśnie wtedy skuteczniej korzystamy z zasobów pamięci, uruchamiamy twórcze myślenie, skupiamy się na sobie, uruchamiamy nowe podejście do starych problemów.
Czytaj także:
Czy umiesz docenić smutek?
Zamiast walczyć ze smutkiem, przeżyjmy go
Zamiast szybkiej poprawy nastroju, ofiarujmy sobie zrozumienie. Zaakceptujmy chwile bezradności, słabości, drobnej kapitulacji. Nie musimy być zawsze w formie, radosne, silne i zadaniowe.
Dobrze jest wejść w smutek głęboko i bez lęku. Pozwolić sobie na bycie smutną, to dać sobie przyzwolenie na bycie autentyczną, swobodną w przeżywaniu. Smutek daje siłę, jeżeli się go nie boimy.
W radości często jesteśmy powierzchowne. Smutek kieruje w głąb emocji. Paradoksalnie, również tych dobrych. Wydobywa empatię, współczucie, poszanowanie więzi. Zasmucenie po utracie sprawia, że bardziej szanujemy nasze związki z innymi, stajemy się uważniejsze, bardziej odpowiedzialne. Smutek to szlachetne uczucie.
Smucąc się, „przepracowujemy” żal, rozczarowanie, frustrację, bezsilność. W ten sposób, oczyszczamy się, zamykamy kolejne etapy i otwieramy sobie drogę do nowych przeżyć.
Z zasmucenia wyłaniają się pytania
Dlaczego tak się wycofuję? Czy to ucieczka czy pewien rodzaj relaksacji. Czy ten stan się pogłębia? A może to naturalna reakcja na zmęczenie zadaniowością. Może miałam jakieś oczekiwania i teraz jestem rozczarowana. Po prostu zmęczona? Coś muszę w sobie uporządkować. Coś sobie albo komuś darować. Może się przy czymś upieram, a to wcale nie jest dla mnie dobre.
Działam w trybie „Muszę” i „Powinnam”, a brakuje mi aplikacji: „Chcę” i „Wybieram”.
Smutek to dobry czas do samoanalizy, zadawania sobie pytań. Co mi w duszy gra? Co tak fałszuje? Przecież to nie moja melodyjka. Tej piosenki nie lubię. To dlaczego ciągle jej słucham i nie próbuję zmienić na inną? Może sama sobie kopię dołki złego nastroju, a potem w nie wpadam.
Smutek nie musi być odpowiedzią, że coś w życiu mi nie wyszło. A może by tak sobie rozważyć, a choćby i w minorowym nastroju:
Co chcę, żeby mi w życiu wyszło?
Oto jest pytanie. Chyba wystarczająco dobre na złe jesienne wieczory.