Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Życie chwilami przypomina telewizję śniadaniową – tematy trudne i ważne przeplatają się z prozą życia. O swojej pracy, którą stara się łączyć z karierą mamy, opowiada Anna Kalczyńska, dziennikarka prowadząca „Dzień Dobry TVN”.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Anna Salawa: Jak udaje się pani łączyć pracę zawodową z wychowywaniem trójki dzieci?
Anna Kalczyńska: Łączenie macierzyństwa z pracą jest dla mnie sprawą naturalną. Taki obraz wyniosłam z domu. Moja mama też ma trójkę dzieci i zawsze była aktywna zawodowo. Choć bywa to trudne. Ostatnio zauważyłam, że im dzieci są starsze, tym ja mam wobec nich coraz więcej obowiązków.
Kiedyś to było przedszkole i tyle, a teraz doszła mi między innymi fucha taksówkarza, bo po szkole rozwożę dzieciaki na różne dodatkowe zajęcia. Dużym plusem jest to, że pracując w telewizji śniadaniowej, zaczynam pracę bardzo wcześnie i od południa mam już wolne. Wstaję skoro świt, by o 6.00 rano być już w studiu.
Wcześniej pracowała pani jako dziennikarka newsowa. Trudno się przestawić na telewizję śniadaniową?
To są dwa bardzo odległe światy. Kiedy zaczęłam pracować w telewizji śniadaniowej, mocno mnie zaszokowało, że w naszym programie gnamy przez wiele tematów, że z bardzo poważnych rozmów płynnie przechodzimy do tematów np. o cudownych właściwościach chrzanu.
Ale takie właśnie jest życie. Przeplatają się w nim poważne wątki i codzienność. Chwilami ta skrótowość i powierzchowność bywa męcząca, bo na koniec dnia czuję, że nic we mnie nie zostało. Z drugiej strony ma to swoje plusy. Ponieważ gdy się pojawiają trudne tematy, nie mam czasu o nich ciągle rozmyślać. Chociaż nadal zdarzają się takie spotkania, które dominują moje myślenie. Później długo trawię takie rozmowy.
Czytaj także:
Litza: Bałem się kolejnego dziecka, przeprowadzek, następnego miesiąca [wywiad]
W mediach pracuje bardzo dużo „kościółkowych” ludzi
Jak radzi sobie pani w czasie trudnych spotkań, gdzie zupełnie nie zgadza się pani z rozmówcami?
Często przeprowadzam trudne rozmowy z ludźmi, którzy mają zupełnie odmienne poglądy od moich. Mimo wszystko zawsze staram się okazywać szacunek moim rozmówcom. Np. jakiś czas temu w studio gościliśmy dziewczynę, która wytatuowała sobie oczy i z tego powodu prawdopodobnie straci wzrok. To, co najbardziej zaszokowało mnie w tej historii, to fakt, że ona wcale nie żałuje swojej decyzji. Bardzo trudno było mi zrozumieć jej postawę, ale jedyne, co mogłam zrobić w czasie spotkania, to okazać jej współczucie.
Czy pracując w telewizji, trudno mieć konserwatywne spojrzenie na świat? Deklaruje się pani jako przeciwniczka aborcji, nie miała pani z takimi poglądami problemów w pracy?
Na szczęście żyjemy w wolnym kraju i w mojej pracy nie zdarzyło mi się nigdy, żeby ktoś narzucał mi swoje poglądy. Co więcej, w mediach pracuje naprawdę bardzo dużo „kościółkowych” ludzi. W samej mojej redakcji mam wiele koleżanek o podobnych poglądach do moich. Z drugiej strony, mam świadomość, że ten program ma różnych odbiorców i zawsze staram się szanować odmienne zdanie osób, które mnie oglądają.
Czytaj także:
Grzegorz Wilk: bycie sobą to bardzo trudna rzecz, najtrudniejsza
Anna Kalczyńska: Wydaje mi się, że potrafię łączyć ludzi
W jednym z wywiadów powiedziała pani, że Pan Bóg bardzo kibicuje naszym talentom. Co to dla pani znaczy?
Pamiętam, że natknęłam się na to zdanie, kiedy byłam na początku poszukiwania swojej życiowej drogi. I ono bardzo do mnie trafiło. Wierzę, że Panu Bogu bardzo się podoba, kiedy się realizujemy, kiedy dbamy o swój rozwój.
Jestem przekonana, że każdy ma do czegoś dar. Jeden umie dobrze rozmawiać z ludźmi, ktoś inny ma talent komediowy, ktoś bardzo dobrze gotuje, a inni mają rozbudowane instynkty macierzyńskie. I kiedy damy się ponieść naszym talentom, wtedy jesteśmy w życiu szczęśliwi.
Zatem jakim pani talentom Pan Bóg kibicuje?
Wydaje mi się, że potrafię łączyć ludzi. I często ten talent wykorzystuję zarówno w mojej pracy, jak i w rodzinie. Nie jestem jakąś duszą towarzystwa, ale jak znajduję się wśród ludzi, to natychmiast ich łączę.
Sądzę również, że potrafię wprawiać innych w dobry nastrój. A o to między innymi chodzi w telewizji śniadaniowej – by od samego rana wywoływać w ludziach pozytywne emocje.
Anna Kalczyńska na Instagramie
Jest pani też dość aktywna na portalach społecznościowych. Co pani te media dają?
Ostatnio bardzo mnie zadziwia, jak zmienił się świat mediów. Zmalała rola telewizji, wzrosło znaczenie portali społecznościowych. Ja głównie komunikuję się za pomocą Instagrama. Dla mnie to przede wszystkim świetne narzędzie PR-owe.
Ludzie, którzy oglądają mnie tylko w telewizji, wiele rzeczy na mój temat sobie dopowiadają. A ja za pomocą Instagrama zawsze mogę przekazać wszystko tak, jak ja chcę. Kolejna sprawa, dzięki Instagramowi bardziej obserwuję świat, znajduję sporo treści, które mnie inspirują.
Czytaj także:
Staszek Karpiel Bułecka: Nie odkładam niczego na jutro
Czy dzieci i rodzina nie buntują się, że pojawiają się w sieci?
Mój mąż jest bardziej powściągliwy niż ja w pokazywaniu dzieci w mediach, więc niedawno mieliśmy pewną korektę. A jeśli chodzi o same dzieci, to bywa różnie. Np. mój syn marzy o tym, żeby zostać blogerem i już ćwiczy wypowiedzi przed kamerą, co mnie bardzo cieszy.
Ale z drugiej strony – nie lubi, jak się go filmuje. Choć zabawne, bo jakiś czas temu Instagram posłużył nam trochę jako narzędzie wychowawcze. Syn nie chciał założyć jakiejś eleganckiej koszuli i dopiero przekonał się do niej, kiedy wrzuciłam na Instagrama jego zdjęcie właśnie w tej koszuli, i fotografia zyskała dużo polubień.
To, co wrzucam na Instagrama, to jest takie moje spojrzenie na świat.
Słuchać i rozmawiać, dbać o siebie i rozwijać się
Ma pani jakiś swój patent na szczęśliwą rodzinę?
Spędzać ze sobą dużo czasu, słuchać i rozmawiać, dbać o siebie i rozwijać się. Nie ma jednego sposobu na szczęście, ale te wskazówki zawsze się sprawdzają. Staram się uczestniczyć w życiu moich dzieci, zapraszać ich przyjaciół do domu, organizować im wspólne zajęcia, o ile to możliwe spędzać wieczory razem i dużo być ze sobą.
Nie można też zapędzić się w przysłowiowy kozi róg. Musimy dbać o swoje zainteresowania i potrzeby, bo dzięki temu będziemy emanować pozytywną energią, której tak bardzo wszyscy potrzebujemy.
Czytaj także:
Borys Szyc: Kiedy trzeźwiejesz, można nazwać to oświeceniem [wywiad]