Na początku Wielkiego Postu o rzeczach. Co się z nami dzieje, gdy jest ich za mało, za dużo, co jest absolutnie konieczne, co musisz mieć koniecznie, jaka ilość jest optymalna dla ciała i duszy? I co to znaczy?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Mieć czy być? Realizm i idealizm
Ulubiony kubek, wielki wełniany sweter koloru przybrudzonej owcy, książki czytane w dzieciństwie, wisiorek i modlitewnik prababki Zofii, pomarańczowa, antydepresyjna filiżanka z takimż spodkiem, która rozprasza listopadowe smutki. Pewnie każdy ma zestaw ulubionych rzeczy, które dają poczucie bezpieczeństwa i zapewniają, że wszystko jest na miejscu, panuje ład i harmonia.
A byli tacy, którzy uznaliby nawet te kilka drobiazgów za zbytek, bo odciągają od tego, co najważniejsze, no zgodziliby się ewentualnie na torbę i kij, papirusy z Księgą Psalmów i innymi księgami Pisma. Tak sądzili Ojcowie Pustyni, którzy we wczesnych wiekach chrześcijaństwa udawali się tam, gdzie nie ma nikogo poza Panem Bogiem.
Interesowało ich jedynie spotkanie i bycie z Nim, żadne „mieć”. Od czasu, gdy coraz więcej ludzi chciało naśladować Jezusa w Jego czystości, ubóstwie, posłuszeństwie, mnisi i mniszki szukali ideału ubóstwa, święta Klara wykłócała się z papieżem o zatwierdzenie radykalnej reguły jej wspólnoty, święty Franciszek trochę ustąpił, bo zażądali tego przerażeni jego radykalizmem współbracia. Realizm zderzał się z idealizmem Bożych szaleńców. Gdyż człowiek sprzeciwia się radykalizmowi, lubi osiadać i obrastać w piórka, a że nie ma lepszych speców od ludzkiej natury niż ludzie za klasztornymi murami, więc wbrew tej słabości zarządzany był radykalizm.
Wielcy założyciele zaczynali od wielkiego ubóstwa, stu procent radykalizmu, a tu z biegiem lat sypały się darowizny, potrzebni byli chłopi do uprawy klasztornych posiadłości ziemskich, opaci w pięknie wyposażonych refektarzach jadali na pięknych zastawach pyszne jedzenie (ileż recept najlepszych trunków i serów powstało w klasztornych kuchniach). Aż osiągnięty został punkt, w którym jakiś śmiałek nie wytrzymywał, mówił, że mamy za wiele i zaczynał reformę, czyli wszystko od początku, czyli po benedyktynach przychodzili cystersi, po cystersach trapiści i tak dalej.
A skoro mnisi mieli z tym problem, co dopiero świeccy, którzy nie ślubowali ubóstwa? Tu zbieractwo i chciwość nie znało granic. Kardynał Richelieu, choć duchowny, tak bardzo kochał piękne rzeczy, że zgromadził ogromną kolekcję w niezliczonych szafach. Miał zwyczaj zaglądać do nich i wzdychać, że nie zabierze tego ze sobą, powinien wsłuchać się w kaznodziejów, przestrzegających wciąż, że innego rodzaju oleje trzeba na tym padole gromadzić, by móc spotkać Oblubieńca i że całun kieszeni nie ma.
Czytaj także:
3 strategie minimalistów, dzięki którym uwolniłam się od zbędnych rzeczy
Stan posiadania
Ale prawdziwy ból głowy zaczął się w naszych czasach, gdy dobra konsumpcyjne są ogólnie dostępne. Dziś każdy może mieć czerwone trzewiki, niegdysiejszy symbol luksusu, kolorowe jak ogon pawia ciuchy (na kolory mogli sobie kiedyś pozwolić jedynie ludzie zamożni, bo farbowanie tkanin było bardzo kosztowne). Nie mówiąc o jedwabiach i złotogłowiach. Posiadanie bardzo się zdemokratyzowało, podaż jest ogromna, więc do zamożności doszedł atak pokus, reklamy, które sugerują, że bez tego czy tamtego twoje życie jest niespełnione a problemy nierozwiązane. A jeszcze te stosy portali i żurnali, must havy. Szafy w szwach pękają. Od przybytku głowa nie boli? Boli. Jak nie zgubić z oczu tego, co najważniejsze? Jak żyć?
Ponad pół wieku temu francuski pisarz George Perec opisał chorobę, która dziś toczy takie masy mieszkańców sytej części świata, że mówią o niej wszelkie autorytety świeckie i religijne, papieży nie wyłączając. Jego bohaterów, Sylwię i Jerôma, parę psychosocjologów, trawi przeogromny głód posiadania.
W myślach widzą swój przyszły dom, pełen luksusowych mebli, sprzętów, kosmetyków i ubrań, to ich kraina marzeń. Całe ich życie ma być wędrówką do tej krainy, niczym duszy do nieba. Poza tym kompletna pustka dookoła, żadnych innych celów. Tylko pragnienie rzeczy. A powieść powstała kilka dziesięcioleci temu, możemy sobie wyobrazić, kim są dziś jej bohaterowie, którzy mogli kupować znacznie taniej i więcej, dzięki taniej pracy Chińczyków czy Pakistańczyków.
Obrona przed inwazją lasu rzeczy staje się jeszcze trudniejsza niż kiedykolwiek. Człowiek w gąszczu, zalany nadmiarem, poddany perswazjom, wypowiadanym łagodnym głosem spikerki kolorowej reklamy. Nadmiar rzeczy wyobcowuje go od rzeczy. Można polubić jedną lalkę, wymyślić jej imię, zrobić z niej ulubioną przytulankę. Ale gdy tych lalek jest dwadzieścia? Zanika szansa na autorskie korzystanie z rzeczy, o zaniku najgłębszych sensów nie wspominając. Trzeba szukać wyjścia z labiryntu, bo już w dzieciństwie można się zgubić.
Czytaj także:
Minimalizm nie dla każdego?
Ucieczka od przesytu, ale kubek zostaje
I dotrzeć do przeciwległej ściany. W USA są ludzie, którzy sobie obiecują, że przez rok nic nie kupią. Zdarza się, że doradczyni, taka perfekcyjna pani domu, radzi swoim fankom, żeby wyrzuciły wszystko, czego już na pewno nie będą używać. Przeczytane książki „jednorazówki”, zalegające na półkach nieudane prezenty, tony ciuchów. Opustoszeją półki, przewietrzą się szafy. Uzyskamy ascetyczne, japońskie wnętrze. Sprytne te Japonki, wpadły na ten trick już przed wiekami.
A jak tam u nas, w Polsce, w której wielki peerelowski post od konsumpcji trwał pół wieku, bo kupno rajstop było powodem do dumy i radości, i dopiero jedno pokolenie cieszy się możliwością robienia zakupów? To doświadczenie uczy, że nie warto popadać w przesadę, tylko poszukać zasady wolności od posiadania. Bo o taką wolność chodziło nawet najsurowszym ascetom. O nieprzywiązywanie serca do rzeczy.
Tak jak moja ciocia, która nie miała męża i dzieci. W pewnej chwili podzieliła swoją biżuterię między córki kuzynek i przyjaciółek, podarowała nawet swój ulubiony medalion, który jej dziadek ofiarował babce w okresie narzeczeństwa. Sprawiła nam przyjemność i odkleiła serce. Inaczej niż zakonnik, o którym ktoś opowiadał – po jego śmierci współbracia znaleźli w jego celi stosy pudełek po zapałkach, zupełnie nieważnych i niepotrzebnych. Okazuje się, że ślubowanie ubóstwa nie zawsze oznacza przezwyciężenie chęci gromadzenia. Święta Teresa z Lisieux wyznała, że w dzień poprzedzający jej pójście za klauzurę Karmelu była bardzo zainteresowana nowym niebieskim kapeluszem, który dostała od ukochanego ojca…
Uwalniamy się od nadmiaru. Zastanawiamy się, co naprawdę jest nam niezbędne (bardzo się wówczas zdziwimy). Rozdajemy, wrzucamy do pojemników na odzież, zanosimy do sklepu charytatywnego i stawiamy na ladzie, nie czekając na pokwitowanie. Nie wyklucza to kupna nowej bluzki na wiosnę. A ulubiony kubek zostaje. Na razie, bo wolny człowiek go lubi i wie, że nie nadszedł jeszcze jego czas. W pewnej chwili komuś go podaruje.
Czytaj także:
Bądź jak Brat Albert. Zostań minimalistą