„Jesteśmy w pewnym kraju na Bliskim Wschodzie, gdzie nasi bracia pracują po kryjomu duszpastersko, bo tam nie można wyznawać Chrystusa. Towarzyszymy też prześladowanym chrześcijanom w Syrii i Iraku. Zakon pomaga m.in. dzieciom zamordowanych, wspiera ich edukację” – mówi minister generalny Zakonu Trójcy Przenajświętszej i Niewolników o. Joseph Narlaly.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Młodzi w swoich domach żyją tak, jakby cały czas mieszkali w internacie – tylko jedzą i śpią. Rodzice dbają o rzeczy materialne – szkoła, ubranie, jedzenie, ale młodzi nie otrzymują od nich miłosnej uwagi” – mówi minister generalny Zakonu Trójcy Przenajświętszej i Niewolników o. Joseph Narlaly. Dodaje, że najważniejsza rzecz, którą mogą dać młodym instytuty zakonne, to towarzyszenie.
Co było inspiracją do założenia Zakonu Trójcy Przenajświętszej i Niewolników?
Każdy instytut zakonny swój początek bierze od daru założyciela. W naszym przypadku jest to św. Jan de Matha. Św. Jan urodził się w dobrej katolickiej rodzinie i od dzieciństwa miał pragnienie, żeby zostać zakonnikiem. Najpierw zdobył dobre teologiczne wykształcenie w paryskim Studium (późniejszej Sorbony), a po uzyskaniu stopnia doktora rozpoczął nauczanie teologii. W 1193 roku został wyświęcony na kapłana dla diecezji paryskiej.
A co z jego pragnieniem bycia zakonnikiem?
Ciągle gorliwie modlił się o to, żeby Pan Bóg wskazał mu, do jakiego zakonu ma wstąpić. Podczas mszy św. prymicyjnej, którą odprawiał 28 stycznia 1193 roku, otrzymał tę odpowiedź. Podczas podnoszenia hostii w czasie przeistoczenia miał wizję mistyczną: ukazał mu się Chrystus siedzący w majestacie na tronie i trzymający niewolników w geście wyzwolenia.
Czytaj także:
Prześladowania chrześcijan w cieniu Buddy i Wisznu
Dwóch niewolników z kajdanami na nogach.
Jeden był białej, a drugi czarnej rasy. Biały symbolizował człowieka wierzącego, chrześcijanina, a człowiek ciemnej karnacji był przedstawicielem pogan. To był czas krucjat i nieustannej walki między chrześcijaństwem a islamem. Wielkim problemem było wówczas niewolnictwo, ponieważ z jednej i drugiej strony w niewolę byli brani jeńcy. Poprzez uwięzienie człowiek był pozbawiony godności, ale wiązało się z tym jeszcze jedno ryzyko. W niewoli łatwo było stracić wiarę. Jan był człowiekiem wrażliwym o czułym sercu na problemy, które go otaczały.
Do jakich wniosków doprowadziła św. Jana ta wizja? Do jakiego zakonu zdecydował się wstąpić?
Musiał rozeznać swoje powołanie. Po tej mistycznej wizji zdecydował się zamieszkać w pustelni w lesie pod Paryżem. Spotkał tam kilku pustelników. Stworzyli pierwszą wspólnotę. Razem doszli do przekonania, żeby założyć nowy zakon w imię Przenajświętszej Trójcy dla wykupu niewolników. W ten sposób nie musiał wstępować do żadnego zakonu, bo założył nowy, który wykupił tysiące niewolników.
Jak ten wykup się odbywał? Co robili zakonnicy?
Był to czas świętych wojen, ale w powołaniu św. Jana chodziło o wykorzystywanie środków pokojowych. Żeby wykupić niewolnika, potrzebne były pieniądze. Jedna trzecia ze wszystkich darowizn na rzecz zakonu, a także dochodów samych zakonników przeznaczana była na ten cel.
Jezus, żeby nas odkupić, oddał swoje życie. Trynitarze też musieli poświęcić coś z własnego życia – poprzez własne umartwienia, wyrzeczenia oszczędzali środki na wykup niewolników.
Bywało też tak, że jakąś część mogła zapłacić rodzina, ale resztę trzeba było wyłożyć z zakonnej kasy albo prosić innych dobrodziejów o pomoc. Trynitarze prowadzili swoiste kampanie informacyjne na temat tego, czym się zajmują, żeby pozyskać środki na wykup niewolników. Ich świadectwo sprawiało, że ludzie hojnie wspierali ich misję.
Rozumiem, że tylko niektórzy bracia szli wykupywać ludzi z niewoli, a inni wiedli bardziej tradycyjne życie zakonne…
Tak, wielu braci wiodło życie zakonne przyjmując w murach klasztornych innych potrzebujących i cierpiących. Trzeba też pamiętać, że niewolnicy, których wykupiliśmy, zanim trafili do swoich rodzin i domów, często potrzebowali jakiejś rekonwalescencji. Tym też się zajmowaliśmy. Prawie każdy nasz dom prowadził wtedy przytułki dla ubogich albo coś na wzór współczesnych szpitali czy hospicjów.
Ostatnia redempcja miała miejsce w 1905 roku, a formalnie niewolnictwo jest już zakazane na całym świecie. Jak średniowieczny zakon realizuje swoją misję w XXI wieku?
Niewolnictwo oficjalnie zostało zniesione ponad wiek temu, ale pojawiają się nowe formy niewoli, a poza tym zawsze istnieje niebezpieczeństwo utraty wiary z różnych powodów. W wykupowaniu przez nasz zakon niewolników nie chodziło tylko o fizyczną wolność, ale troskę, żeby więźniowie nie stracili wiary. Nowe formy niewolnictwa, prześladowania, wykluczenia, ekstremalnego ubóstwa przywołują nas do działania.
Czytaj także:
Święta w więzieniu? Dzięki Tobie nie muszą być traumą
Ojciec jako generał ma globalną perspektywę.
Jesteśmy w pewnym kraju na Bliskim Wschodzie, gdzie nasi bracia pracują po kryjomu duszpastersko, bo tam nie można wyznawać Chrystusa. Towarzyszymy też prześladowanym chrześcijanom w Syrii i Iraku. W 2008 roku były mocne prześladowania w stanie Orisa w Indiach. Zakon pomaga m.in. dzieciom zamordowanych, wspiera ich edukację.
W wielu krajach towarzyszymy też więźniom osadzonym w zakładach karnych. Sprawą drugorzędną jest to, czy oni są winni czy nie, są w pewnym sensie niewolnikami. W Kanadzie kierujemy domem dla bezdomnych i potrzebujących. W Ameryce Łacińskiej jest wiele domów dla ubogich, gdzie mogą otrzymać jedzenie czy ubranie, wspieramy także edukację ubogich dzieci. Jesteśmy tam, gdzie są ludzie z różnych powodów wykluczeni.
Kościół powszechny w tym roku stawia w sposób szczególny na młodych – przygotowujemy się do synodu biskupów poświęconego m.in. rozeznawaniu powołania. W tym kontekście często się podkreśla, że Pan Bóg nie przestał powoływać ludzi do kapłaństwa czy życia zakonnego, że nie ma kryzysu powołań, ale jest kryzys powołanych. Co Ojca zdaniem najbardziej zniewala dziś młodych?
Postmodernistyczny styl życia jest odczłowieczony i mechaniczny. Młodzi w swoich domach żyją tak, jakby cały czas mieszkali w internacie – tylko jedzą i śpią. Rodzice wychodzą z domu, bo mają swoje sprawy. Nie ma serdecznej komunikacji. Rodzice dbają o rzeczy materialne – szkoła, ubranie, jedzenie, ale młodzi nie otrzymują od nich miłosnej uwagi. Rodzice nie wchodzą w życie swoich dzieci jako ojciec i matka. Dlatego młodzi bardzo łatwo popadają w towarzystwo, które nie zawsze jest dla nich zdrowe – stąd alkoholizm, narkotyki i cała wolność seksualna. Mass media, internet, komórki – są to rzeczy dobre, ale niosą w sobie zagrożenie, które w konsekwencji mogą pozbawić godności. Młodzi stają się niewolnikami tych rzeczy. Ale gdyby byli rodzice, nauczyciele, księża, to w tych sytuacjach można by wiele pomóc.
Jak pomagają trynitarze?
Wielu młodych ludzi myśli, że życie zakonne jest czymś abstrakcyjnym, gdzie jest dużo chłodu, nie ma miejsca na przyjemności, że to nie jest miejsce do życia dla współczesnego człowieka. Przeżywając głęboko swoje życie zakonne mogę pokazywać, że taka forma życia jest realną alternatywą dla tego, co proponuje świat.
Młodym trzeba zapewnić czas i miejsce, żeby osobiście się z nimi spotkać; zbliżyć się do nich, żeby ich poznać. Trzeba przedstawić im różne możliwości bycia szczęśliwym, ale także wszystkie niebezpieczeństwa związane z dzisiejszym światem.
Najważniejsza rzecz, którą mogą dać młodym instytuty zakonne, to towarzyszenie.
Joseph Narlaly urodził się w Indiach w stanie Kerala. Jako pierwszy Hindus wstąpił do zakonu trynitarzy w USA. Od 2007 roku pełni funkcję ministra generalnego zakonu.
Czytaj także:
6 mln chrześcijan wyemigrowało z Bliskiego Wschodu. Kolebka chrześcijaństwa bez chrześcijan?
Czytaj także:
Ashton Kutcher i jego płomienne przemówienie przeciwko współczesnemu niewolnictwu