Prawdziwie oburzające jest przepełnienie sal, brak kadr albo to, co dostaje na talerzu świeżo upieczona mama w większości polskich szpitali, a nie wizyta kapelana.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Czy ksiądz do szpitala „wchodzi nieproszony”?
Odmęty internetu zostały w ostatnich dniach wzburzone przez pewnego podróżnika. Opisał on swoje doświadczenie z trzech oddziałów położniczych warszawskich szpitali. A mianowicie oburzenie, jakie wywołała w nim wizyta księdza, który „wchodzi nieproszony”, oferując udzielenie komunii i wsparcie. Jakim prawem? Czy to jest normalne w cywilizowanym kraju XXI wieku, pada na koniec pytanie?
Spieszę z odpowiedzią – tak, jest to nie tylko normalne, ale wręcz pożądane. Medycyna przeobraża się z paternalistycznej, na opiewaną (i słusznie) medycynę holistyczną, z całościowym podejście do pacjenta. Z uznaniem jego ważności w procesie leczenia, uznaniem złożoności psychicznej, intelektualnej, cielesnej, duchowej i emocjonalnej, bez redukowania do wątroby, nerek czy macicy.
To właśnie podejście jak najbardziej cywilizowane, bo uwzględniające również prawo człowieka do wolności religii, a więc także prawo osób do korzystania z pomocy religijnej tam, gdzie się znajdują (Konstytucja RP z 2.IV.1997 r. Dz.U.1997 nr 78 poz.483, art.53). Kapelan nie jest więc zwyczajnym, obcym facetem z ulicy, ale pełnoprawnym pracownikiem szpitala (o zarobkach dużo mniejszych niż pozostali). Jego zatrudnienie regulują warunki umowy ze szpitalem, wynikające bezpośrednio z konkordatu (Konkordat z 28 lica 1993r. Dz.U. 19998 nr 51, poz.318, art.17).
Czytaj także:
Czym jest czas? Z pytaniem mierzy się kapelan szpitala onkologicznego
Szpital – dobre miejsce dla księdza?
To, że opieka duchownego w szpitalu jest potrzebna, potwierdzają nawet badania naukowe. Wsparcie duchownego polepsza wyniki leczenia i zwiększa satysfakcję pacjenta. Z tego powodu na niektórych oddziałach opiekę nad pacjentem sprawuje nie tylko lekarz i pielęgniarki, ale cały zespół, w skład którego wchodzi również, w zależności od potrzeb dietetyk, rehabilitant, psycholog, duchowny czy nawet bioetyk lub członek rodziny pacjenta. Na oddziałach onkologicznych literatura podkreśla wręcz, że „opieka nad pacjentem, powinna uwzględniać zapewnienie duchowych potrzeb, poprzez stałą obecność kapelana ma oddziale szpitalnym”.
W zasadzie można by na tym zakończyć temat, bo kobieta, nawet ta w połogu, to również pełnowymiarowy człowiek… W całej historii zastanawia mnie jednak skala rozdmuchania całego „problemu”. Może miałam szczęście? Podczas moich pobytów w szpitalu, zarówno po stronie białego fartucha jak i pacjentki, zwiedziłam każdy możliwy oddział na ginekologii, a księdza spotkałam na pewno raz, a może dwa razy.
Zakładając fizjologiczny poród bez powikłań, w szpitalu spędzasz 3 doby. Jeśli nie wypadnie wtedy niedziela, na spotkanie kapelana nie ma znowu takich wielkich szans. Mój pobyt akurat o „dzień święty” zahaczył, i szczerze mówiąc, byłam ogromnie wdzięczna księdzu, że mnie odwiedził. Sama w ferworze niedospania i walki z bólem, nie pamiętałam nawet, jaki jest dzień tygodnia. Nie sądzę, bym w takim stanie wpadła na to, by się o księdza dopominać.
Deklaracja chęci przyjęcia księdza? Nietrafiony pomysł
Pomysł z oddzielną rubryką (deklarację chęci wsparcia duchowego) przy przyjęciu do szpitala, uważam za nietrafiony. Takie podejście zupełnie nie uwzględnia dynamiki szpitalnych doświadczeń. Bywa i tak, że ten, kto nie widział potrzeby kapelana, pod wpływem aktualnej sytuacji, może zmienić zdanie. Ba, nawet osoba innego wyznania lub niewierząca, może chcieć w obliczu, na przykład straty dziecka, szukać ukojenia w rozmowie z mądrym duchownym. Trudno jest uwzględnić takie sytuacje w formularzu. Dobrze więc moim zdaniem, że taka możliwość po prostu jest, nawet jeśli nie jest często wykorzystywana (o co zresztą trzeba by spytać raczej kapelana, a nie osoby odwiedzające).
Podlegać dyskusji może dyskrecja odwiedzin, a więc przede wszystkim organizacja wizyt (która stoi po stronie szpitala). Powtórzę, może miałam szczęście, bo w dniu wizyty duszpasterskiej w mojej sali położna uprzedzała o niej podając orientacyjny czas, w którym można było się księdza spodziewać. Jestem oczywiście pewna, że w wielu miejscach taki model nie funkcjonuje. Wynika to jednak bardziej z braku refleksji, i nie oszukujmy się, dla przeciążonych, niedofinansowanych szpitali to nie jest żadna sprawa priorytetowa.
Czytaj także:
Dusza pacjenta jest tak samo ważna jak ciało. Opieka duchowa w medycynie
Naruszenie prywatności w szpitalach
Jeśli jednak chodzi o naruszanie prywatności, to z przykrością trzeba się zgodzić, iż jest ona naruszana notorycznie w szpitalnej rzeczywistości. Podczas uciążliwych wizyt rodzin (mimo określonych limitów odwiedzin przyłóżkowych!), co jest rzeczywistym zagrożeniem epidemiologicznym!
Czasem przez same położnice, bo mimo iż naprawdę wiele rozumiem, nie jestem fanką publicznego „wietrzenia krocza” (pragnę zauważyć, iż mimo tego nie wszczynam batalii na Facebooku przeciw temu procederowi).
A przede wszystkim przez nas, lekarzy, pielęgniarki i innych pracowników ochrony zdrowia, na przykład zebraniem wywiadu czy przeprowadzaniem badania przy innych pacjentach. I wiecie co? Dla nas jest to równie upokarzające. I nie, nie wynika to z naszej złej woli czy lenistwa (przynajmniej w większość przypadków), ale z takich, a nie innych warunków, w jakich przyszło nam i pracować, i się leczyć.
Cóż, pozostaje mieć nadzieję, że wszyscy przyklaskujący kontrowersyjnemu wpisowi, z tą samą gorliwością aktywnie angażowali się w protest medyków, mający na celu zwiększenie nakładów PKB na ochronę zdrowia. Prawdziwie bowiem oburzające jest przepełnienie sal, brak kadr albo to, co dostaje na talerzu świeżo upieczona mama w większości polskich szpitali, a nie wizyta kapelana.