Bez trudu ogłaszamy płomienne manifesty, ostre osądy, emocjonalne wpisy i deklaracje bycia po (według nas) „jasnej stronie mocy”. Gdy ktoś z naszych znajomych ma odmienne poglądy, przestajemy go obserwować, bo po co mamy się denerwować.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Dziś zabawię się w Don Kichota na miarę naszych czasów. Moją Manchą zostanie Facebook, a wiatrakami… komentarze w internecie. Tak, przyznaję, lubię je czytać w dyskusjach na wallach znajomych czy pod artykułami na profilu Aletei. Wśród komentarzy widzę trzy typy, które znajdą się w prawie każdej kontrowersyjnej dyskusji. Mam nadzieję, że jak najmniej czytelników naszego portalu odnajdzie się w tym niechlubnym gronie.
Monopolista prawdy
Jego argumenty to użycie słów “bzdura” lub “fanaberie”. Pan Bóg wie wszystko, ale on wie wszystko lepiej. Doświadczenie własne lub jego bystry, zero-jedynkowy osąd sytuacji, jest jedynym słusznym i prawidłowym, o który będzie walczył bez litości.
Brakujący gadżet – lupa, ponieważ brak mu dosłownie i w przenośni zbliżenia do osoby, którą krytykuje. Skupiony na ogólnych, jednoznacznych wyrokach, nie stara się zrozumieć złożoności i odrębności jednostkowej sytuacji.
Mędrzec ludowy
Swoje rozumowanie i ocenę opiera na wyłącznie jednostkowym doświadczeniu. Czy swoim, czy cudzym, nie dopuszcza do siebie argumentów naukowych czy neutralnych faktów, bo jak to papierosy mogą szkodzić, skoro dziadek palił, a umarł ze starości. A sąsiadka, taka dbająca o zdrowie nie paliła, a zmarła na raka piersi.
Bardziej niż statystyczny, ceni dowód epizodyczny. Jak ciotkę bolała głowa, to brała lek na nadciśnienie, więc skoro mnie boli, to i mi pomoże. Brakujący gadżet – rakieta, by zyskać szerszy kadr, dystans potrzebny na całościowy ogląd sytuacji, dalszy niż czubek własnego nosa.
Czytaj także:
Jak radzić sobie z własną złością i trudnymi emocjami, żeby nie okazać się hejterem?
Weteran wojenny
To ten, który wiele przeszedł, z niejednego pieca chleb jadł i na niejednym forum dyskusyjnym wyszczerbił sobie miecz. Niezależnie od wieku brzmi jak zrezygnowany, zmęczony życiem senior. “Ty masz źle? Nie masz pojęcia, co to znaczy trudności. Gdy ja byłem w twoim wieku…” albo “Przeszliśmy przez to, a nawet jeszcze gorsze rzeczy, ale my nie narzekaliśmy”.
Skoro było ciężko kiedyś, to i teraz tak być powinno. Dobrze, że nie jest ich tak wielu, bo zgodnie z ich logiką, nie ma sensu walczyć z niesprawiedliwością, nie można pragnąć zmiany na lepsze. Zamiast go kształtować, trzeba zacisnąć zęby i znosić co przyniesie los. Brakujący gadżet – eliksir młodości. Świeży powiew mocy i siły, zdrowego buntu. Albo chociaż niech odda te nożyczki, którymi podcina skrzydła innym.
Czy da się dogadać w internecie?
Żadna ze skrajności nie jest dobra, a już na pewno negowanie odczuć lub przeżyć drugiego człowieka. Nie tędy droga do porozumienia, to raczej skrót do polaryzacji, która coraz wyraźniej jest w internecie widoczna. Tak wyjątkowo łatwo tu zająć bezkompromisowe stanowisko. To, czego w osobistej rozmowie byśmy nie powiedzieli, a przynajmniej dobieralibyśmy słowa z odpowiednią dozą delikatności, za szklanym ekranem wymyka się spod kontroli.
Bez trudu ogłaszamy płomienne manifesty, ostre osądy, emocjonalne wpisy i deklaracje bycia po (według nas) „jasnej stronie mocy”. Gdy ktoś z naszych znajomych ma odmienne poglądy, przestajemy go obserwować, bo po co mamy się denerwować. Potem kolejnego i jeszcze jednego, aż wydaje nam się, że „normalni” ludzie myślą tak jak my, a “nas” jest więcej, więc mamy rację.
W końcu dochodzimy do „czystej” poglądowo grupy, która poklepuje się po cyber-ramieniu, i zagrzewa do walki z oponentem. Tym, który w normalnych warunkach mógłby być naszym dobrym sąsiadem. Na różniące nas tematy po prostu byśmy nie gadali, ale cukier zawsze można byłoby pożyczyć. Do czasu, gdy jego zaangażowanie w internecie sprawiło, że nie chcemy już zatrzymywać się na pogawędki, skoro jest zagorzałym zwolennikiem przeciwnej do nas partii. Nie widać już, że i z tymi po drugiej stronie barykady, także mamy wspólne punkty styku.
Nie idźmy tą drogą.