Wiele osób przeżywa autentyczne nawrócenie podczas pielgrzymowania. To już mogę powiedzieć z duszpasterskiego punktu widzenia, gdyż spowiadam w katedrze w Santiago de Compostela. Niektóre spowiedzi odbywają się po 20 czy 50 latach.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Monte do Gozo to polskie schronisko dla pielgrzymów zmierzających do Santiago de Compostela w Hiszpanii. Położone jest zaledwie 6 kilometrów od katedry, w której znajduje się grób św. Jakuba Apostoła. O historii tego miejsca opowiada o. Roman Wcisło z Europejskiego Centrum Pielgrzymowania im. Jana Pawła II.
Karolina i Maciej Piechowie: Jak to się stało, że znajdujący się tu kiedyś cmentarz jest dziś nazywany Górą Radości?
O. Roman Wcisło: W miejscu, w którym znajduje się teraz Monte de Gozo, nie było jako takiego cmentarza. Odbywały się tu spontaniczne pochówki pielgrzymów. Śmiertelność była bardzo wysoka. Ludzie umierali z wycieńczenia, z choroby, z wysiłku, z zarazy.
Wyobraźmy sobie średniowieczne warunki higieniczne. Co jedli czy pili pielgrzymi… Pielgrzymi po prostu chorowali i nierzadko umierali. Trzeba pamiętać, że oni wracali taką samą drogą jaką przyszli, nie wsiadali do Ryanaira i nie wracali do domu. Jednak zawsze docierali do wyznaczonego celu.
Dlaczego mówimy, że jest to Góra Radości?
Nazwa Monte de Gozo oznacza dosłownie górę radości, euforii. Pielgrzymi francuscy nazwali tak to miejsce, dlatego, że stąd po raz pierwszy po długiej drodze widać wieżę Katedry, czyli cel pielgrzymki. Pielgrzymi wymieniają Monte de Gozo jako drugie miejsce, zaraz po samej Katedrze, które zapadło im w pamięci. To tutaj przeżywa się tę pierwszą radość.
Flaga Polska powiewa tu od paru lat. W 1993 r. zostało wybudowane Europejskie Centrum Pielgrzymowania im. Jana Pawła II. Ośrodek powstał po wizycie Jana Pawła II na Monte de Gozo podczas Światowych Dni Młodzieży. Następnie miejsce to zostało oddane hiszpańskim siostrom zakonnym, które zostawiły je około 1999r., a w 2002r. przybyli tu saletyni.
Dlaczego Jan Paweł II wypowiedział najważniejsze słowa dla Europy właśnie w Santiago?
Od zarania dziejów Europy Santiago było takim miejscem, które skupiało katolików z całej Europy. Przez 1200 lat nieustannie przybywali tu pielgrzymi. Nawet Goethe – niemiecki pisarz – napisał, że Europa zrodziła się pielgrzymując do Santiago. To miejsce na kartach Europy ma wielkie znaczenie, jeżeli chodzi o tożsamość kontynentu.
Dziś w Camino idzie cały świat: Polak, Francuz, Niemiec, ale i Japończyk, Australijczyk, Kanadyjczyk. I oni wszyscy poznają się na tym Camino, nawiązują wspaniałe przyjaźnie. Te relacje trwają długo po powrocie do domów. To jest prawdziwa zjednoczona Europa.
Czy jest szansa, aby spotkać kapłana, który opowie pielgrzymom o Chrystusie?
Z księżmi jest różnie. Można spotkać kapłana, który także pielgrzymuje. Wiadomo jednak, że w Hiszpanii jest kryzys związany z powołaniami i księża mają po kilka, kilkanaście parafii. Trudno spotkać hiszpańskiego księdza, z którym można by porozmawiać.
Na Camino są miejsca, które są prowadzone przez wspólnoty zakonne i one dość prężnie działają – duchowo, duszpastersko. Siostry przeważnie mówią w wielu językach. Tam, oprócz nabrania sił, można zatem porozmawiać o Bogu, o wierze, o powołaniu…
Z jakich pobudek najczęściej ktoś zaczyna pielgrzymować?
Nie zawsze są to pobudki religijne. Ludzie poszukują celu w życiu. Osoby bardzo poranione, jako alternatywę dla pustki wybierają właśnie pielgrzymowanie. Co roku spotykamy ludzi, którzy po jakiejś tragedii życiowej zostawiają wszystko i wyruszają do Santiago. Pan Bóg doświadcza takich ludzi, większość z nich twierdzi, że zaczynali Camino jako wędrowcy, poszukiwacze, a kończą jako pielgrzymi, którzy spotkali Boga.
Niektórzy opowiadają, że na początku uważali, że wszystko to, co dzieje się na drodze to przypadki. Jednak po dwóch miesiącach pielgrzymowania, są pewni, że to są cuda, które Pan Bóg na nich zsyła. Z przypadków przechodzą na cuda. Człowiek, który jest otwarty podczas pielgrzymki doświadcza Boga.
A da się Go nie usłyszeć?
Można zagłuszać, tak jak wszędzie. Wystarczy założyć słuchawki na uszy. Przyszedł kiedyś do nas pielgrzym i on przez całą drogę słuchał wykładów z prawa, bo po powrocie miał mieć egzamin. No to czego on mógł doświadczyć? Jeśli ma się otwarte serce to Bóg do każdego mówi.
Na szlaku nie ma lepszych i gorszych – wszyscy są pielgrzymami. Camino równa wszystkich. Nie ma profesora i robotnika, nie ma białego i czarnego, nie ma muzułmanina i chrześcijanina – wszyscy mają takie same odciski, doświadczają tych samych bólów, ciepła, zimna, deszczu, pragnienia, głodu.
Czy pielgrzymi ewangelizują mieszkańców okolicznych wiosek?
Jeden pielgrzym, który przechodził Camino bez pieniędzy, pewnego wieczoru położył się spać pod zadaszeniem. Po chwili ktoś go stamtąd wypędził, bo był to teren prywatny. Postanowił spędzić noc pod drzwiami kościoła. Rano ktoś znów go szarpie za śpiwór – był to ten sam człowiek, który go zeszłej nocy wyrzucił. Hiszpan zaczął opowiadać, że przez całą noc nie mógł spać, bo widok pielgrzyma śpiącego na progu kościoła poruszył jego sumienie. Zaprosił go na śniadanie do domu, pozwolił się wykąpać. Dodatkowo była to niedziela i oni wszyscy wspólnie poszli do kościoła na Eucharystię. Wszyscy doświadczają Pana Boga.
Takich historii zna pewnie ksiądz więcej…
Pewien Polak pielgrzymował bez pieniędzy i we Francji miał wielkie pragnienie zjedzenia czekolady. Po prostu naszła go ogromna ochota na czekoladę – to jest normalne, bo słodycze są energetyczne. W pewnym momencie zorientował się, że się zgubił. Po kilku kilometrach natrafił na klasztor, który był prowadzony przez zakonnice kontemplacyjne. Zapukał do drzwi, żeby prosić o nocleg.
I tu zaskoczenie – zakonnice, które spotkał zarabiały na utrzymanie klasztoru poprzez produkcję czekolady. Siostry go wpuściły i od razu poczęstowały czekoladą, pokazały mu proces produkcji i wypchały czekoladą jego plecak. Tak działa Pan Bóg.
Tysiące ludzi doświadcza takich cudów. Wiele osób przeżywa autentyczne nawrócenie podczas pielgrzymowania. To już mogę powiedzieć z duszpasterskiego punktu widzenia, gdyż spowiadam w katedrze. Niektóre spowiedzi odbywają się po 20 czy 50 latach. To są bardzo ważne spowiedzi, trudno wtedy powiedzieć o przypadku. Człowiek przychodzi i z płaczem spowiada się z całego życia.