Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Nie wszędzie na świecie dla uczestników mszy świętej jest tak oczywiste jak dla nas, że w pewnych momentach liturgii należy przyjąć postawę klęczącą. Nieraz może się okazać, że tylko my uklękliśmy, a wszyscy inni stoją. Z czego to wynika i czy powinno tak być?
Nie wszędzie się klęka podczas mszy
Dla większości z nas – jeśli nie dla wszystkich – dość oczywiste jest to, że w pewnych momentach mszy świętej klękamy. Dzieje się tak podczas konsekracji i tuż przed komunią, gdy ksiądz ukazuje hostię, mówiąc: „Oto Baranek Boży”.
Zazwyczaj sprawę ułatwia dźwięk dzwonków, którymi posługujący do mszy daje nam znak, że czas uklęknąć. W niektórych regionach zachował się jeszcze zwyczaj dłuższego klęczenia – od konsekracji aż do „Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie”.
Możemy się więc zdziwić – najczęściej podczas pobytu za granicą – gdy we właściwym momencie zegniemy kolana i po chwili zorientujemy się, że jesteśmy jedynymi uczestnikami liturgii, którzy wpadli na ten pomysł. Bowiem w wielu krajach zwyczaj klękania podczas mszy świętej niemal zupełnie zanikł.
Postawa stojąca – postawa Zmartwychwstałego
Ogólne Wprowadzenie do Mszału Rzymskiego, obowiązujące zasadniczo w całym Kościele Powszechnym, zaleca przyjęcie postawy klęczącej na czas konsekracji. Nie wspomina jednak – co może być dla nas zaskakujące – o klękaniu na „Oto Baranek Boży”. Zostawia jednak pewną ogólną możliwość dostosowania postaw przyjmowanych przez wiernych podczas mszy do miejscowych zwyczajów.
W pierwszych wiekach chrześcijaństwa postawę klęczącą kojarzono ze skruchą, szukaniem pomocy i opieki czy wręcz uniżeniem sługi wobec pana. Miała ona charakter pokutny i błagalny. Stąd poszczególne synody zabraniały wręcz klękania podczas Eucharystii przeżywanej jako królewska uczta dzieci Bożych.
Sobór w Nicei (325 rok) zakazał klękania w niedziele oraz w okresie wielkanocnym. Zamiast postawy klęczącej zalecano stojącą. W niej z kolei widziano wyraz wolności i godności (człowiek wyprostowany, z podniesioną głową), jakie odzyskaliśmy po uprzednim poniżeniu i zniewoleniu grzechem dzięki zmartwychwstaniu Chrystusa.
Bywało też, że z takich czy innych powodów nadawano „przywilej” nieklękania jakimś wspólnotom kościelnym. Przywilejem takim, jak się zdaje, cieszył się przez pewien czas Kościół w „arcykatolickim” niegdyś królestwie Hiszpanii.
Dlaczego nie klękają?
Obecnie w wielu miejscach na świecie postawa klęcząca została niemal zupełnie lub całkowicie wyeliminowana na fali zmian po reformie liturgicznej ostatniego soboru. Rezygnację z klęczenia motywowano właśnie „powrotem do źródeł”, czyli do tradycji pierwszych wieków lub potrzebą zaakcentowania powszechnego kapłaństwa ludu Bożego na zasadzie: skoro celebrans stoi celebrując, to my, lud kapłański, też stoimy.
W tym wypadku trzeba zauważyć, że o ile pierwsze tłumaczenie ma dość głęboki sens i mocną podstawę w tradycji i teologii, o tyle drugie jest raczej chybione. Celebrujący stoi, bo wykonuje posługę przy stole Eucharystycznym (trochę – mówiąc kolokwialnie – jak kelner w restauracji), a kapłaństwo ludu Bożego jest kapłaństwem królewskim, więc będąc konsekwentnym w ramach tej logiki, należałoby postulować siedzenie zamiast stania jako postawę prawdziwie królewską – „tronującą”.
Trzeba też dodać, że z biegiem wieków w kulturze europejskiej klęczenie czy też przyklęknięcie, zyskało też konotacje adoracyjne, związane z czcią, uwielbieniem, zachwytem (np. gest przyklęknięcia przy oświadczynach wyrażający miłość, oddanie, podziw).
Jedność znaku, znak jedności
Warto zauważyć – zwłaszcza dziś, w czasach wyniesionego na wysoki piedestał indywidualizmu – że w instrukcjach zawartych w mszale mocno podkreślona została kwestia jedności znaków (w tym postaw) liturgicznych wykonywanych przez zgromadzenie. Jedność znaku jest bowiem znakiem jedności zebranej wspólnoty.
Jasne, że można tego pojęcia użyć jak wytrychu i próbować usprawiedliwić nim różne okołoliturgiczne aberracje. Rozumiemy jednak, że nie o to chodzi. Bliższa duchowi Kościoła jest chyba sytuacja, w której wszyscy klęczą/stoją – nawet dostosowując się jedni do drugich – niż wspólnota, w której w najważniejszym dla niej momencie większość zajęta jest demonstracyjnym klęczeniem/staniem „jedni przeciwko drugim”.
Mentalność ludzka i zwyczaje zmieniają się z biegiem czasu, a zmiany te niekoniecznie muszą być „na gorsze” lub „na lepsze”, ale nieraz są po prostu zmianami. Pan Jezus z apostołami leżeli przy stole podczas ostatniej wieczerzy, a z leżenia zrezygnowano dość szybko prawdopodobnie nie dlatego, że uznano je za „niegodne”, ale z powodu liczebności wspólnot (dwadzieścia osób da radę położyć się przy jednym stole, sto już niekoniecznie). Poza tym Pan prosił podczas Wieczerzy nie o to, „aby wszyscy klękali/stali”, lecz „aby byli jedno” (J 17,22).
Może lepiej będzie zatem w konkretnych wypadkach dostosować się do reszty sióstr i braci, nawet jeśli akurat rozmija się to z moją osobistą wrażliwością liturgiczną. To znaczy uklęknąć, gdy oni klękają i stać, kiedy stoją. Nieraz taki „akt pokory” z mojej strony będzie dużo głębszym przyklęknięciem przed Chrystusem obecnym przecież we wspólnocie zgromadzonego Ludu Bożego niż najsumienniej zgięte kolana.