Nagle moja żona przestała frustrować się, że nie ma kiedy pomalować paznokci, a ja przestałem zarzucać sobie brak mobilizacji, jeśli chodzi o ćwiczenia. To efekt naszych ostatnich małżeńskich rekolekcji… w domu.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Raty bez wychodzenia z domu”, “ćwiczenia bez wychodzenia z domu”, “praca bez wychodzenia z domu”… Dbanie o oszczędność naszego czasu przeniknęło również do Kościoła, w którym możemy w ostatnich latach obserwować wysyp rekolekcji… “bez wychodzenia z domu”.
Właściwie nigdy w takich nie uczestniczyłem, ale po tym, jak w Wielkim Poście pojechaliśmy na rekolekcje małżeńskie, zainspirowani wraz z żoną, mamy teraz rekolekcje w domu! I to permanentne.
Czytaj także:
Ty też możesz zrobić sobie własną pustelnię. Św. Franciszek napisał jak
Rekolekcje w domu
Zawsze lubiliśmy rekolekcje na wyjeździe. Fakt, że wtedy treści przyswaja się łatwiej. Jest to czas zupełnego oderwania się od codziennej rutyny. Ale dla nas zawsze prócz strony treściowej, istotna była strona techniczna, czyli uporządkowany rozkład dnia, dzięki któremu zawsze wracaliśmy z takich rekolekcji z poczuciem maksymalnie wykorzystanego czasu. Tego nam brakowało na co dzień.
Kiedy przyjeżdżasz do domu rekolekcyjnego, wchodzisz w pewne przemyślane ramy. Wiesz najczęściej, że nie ma sensu kłócić się o zmiany w planie, bo ktoś spojrzał wcześniej na ten czas z góry i prawdopodobnie dość optymalnie wszystko zaplanował tak, abyś miał jak najlepsze warunki do skorzystania z łaski, jaką Bóg na czas rekolekcji dla ciebie przygotował.
Czy to nie jest szkoła życia? Dla nas jest. Stwierdziliśmy, że chcemy takich przemyślanych ram codziennie. Dlatego efekt naszych ostatnich małżeńskich rekolekcji to nie tylko nowy początek, jeśli chodzi o wzajemną relację, sposób komunikowania się czy wspólną modlitwę, ale też “rekolekcyjne” układanie dnia. Nagle moja żona przestała frustrować się, że nie ma kiedy pomalować paznokci, a ja przestałem zarzucać sobie brak mobilizacji jeśli chodzi o ćwiczenia.
Jeśli coś nie jest zapisane, to najczęściej tego nie ma. Ale kiedy stworzony zostaje zwyczajny plan dnia, dostajemy pewien punkt zaczepienia, mamy czego się trzymać i trudniej o niewypowiedziane oczekiwania czy niespełnione ambicje.
Jak to robimy?
Technicznie sprawa jest dość prosta. Bierzemy dwie kartki (najlepiej jakiś wydrukowany szablon planu dnia na jednej, druga czysta), długopis i spisujemy listę (co byśmy chcieli danego dnia lub w ciągu kolejnych kilku dni zrobić): modlitwa, msza święta, malowanie z dziećmi, czytanie bajek, wspólny spacer, spotkanie z przyjaciółmi, ćwiczenia…
Tu jest miejsce na uświadomienie sobie i wypowiedzenie tego, co najczęściej komunikujemy w prozie dnia za pomocą słów: “trzeba by wreszcie…”, “moglibyśmy w końcu…”.
Potem aplikujemy pozycje z naszej listy w konkretne dni i godziny. Na własne potrzeby przyjęliśmy dwugodzinne interwały czasowe. I tak np. piszemy, że w godzinach 17-19 w środę ja zajmuję się np. czytaniem książek dzieciom, malowaniem z nimi, a potem puszczam im bajki i sam zagłębiam się w tak brakującą mi na co dzień lekturę jakiejś książki. W tym czasie moja żona np. ucieka na mszę świętą i do pobliskiego centrum handlowego.
“Leniuchować” psychicznie
Takie usprawnienie w codzienności przydaje się nie tylko nam jako całej rodzinie, ale przede wszystkim mojej żonie, gdy zostaje sama z dziećmi w ciągu dnia. I oczywiście jest bezcenne w weekendy, które tak często lubiliśmy traktować jako okazję, by poleniuchować fizycznie, a tu przecież chodzi o to, by “poleniuchować” psychicznie.
Plan takiego “leniuchowania” (modlitwa, wycieczka, film, książka, teatr, wyjście do znajomych) jest dla nas bezcenny.
Nie tworzymy planów z dokładnością do jednej minuty. Nie twierdzimy także, że jest to idealna recepta na bałagan w codzienności. Z pewnością jednak wiele ułatwia. Daje pewien szkielet, którego można się trzymać, modyfikować na bieżąco, a przede wszystkim osadzać w nim działania, do których bez planu bardzo trudno nam się zmobilizować.
Napisałem na początku, że rekolekcje “bez wychodzenia z domu” oszczędzają nasz czas. Tak – te, które sami sobie urządziliśmy zdecydowanie podnoszą jego jakość i redukują marnotrawstwo.
Czytaj także:
Jak ona to zrobiła? Hanny Chrzanowskiej duchowa droga do świętości