Od 35 lat wyzwala chorych psychicznie Afrykanów z kajdan. Zarówno z tych rzeczywistych, którymi całymi latami są przykuci do chatek i drzew, jak i kajdan odrzucenia. W ciągu 35 lat uratował 60 tys. ludzi. Grégoire Ahongbonon ma zawsze przy sobie pilnik i nożyce do cięcia metalu. Nazywają go aniołem szaleńców.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Kouakou był przykuty do pala w ziemi w niewielkiej wiosce na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Nie wiadomo, jak długo w jego ręce i nogi wrzynał się drut kolczasty. Kończyny przypominały jedną wielką ranę. Kiedy Grégoire go znalazł, w pośpiechu zaczął rozcinać metal. Wdało się już jednak zakażenie i mężczyzna zmarł. Przed śmiercią wyszeptał: „Dlaczego moi rodzice mi to zrobili? Przecież nie jestem złym człowiekiem”. I patrząc na swego wybawcę, dodał: „Dziękuję, mój bracie”. Został przykuty, ponieważ uznano go za szaleńca lub opętanego przez złe duchy. To niestety smutne realia Afryki.
Grégoire Ahongbonon – mechanik samochodowy
Od tego pierwszego spotkania Grégoire nieustannie podróżuje po afrykańskich wioskach w poszukiwaniu ludzi psychicznie chorych lub za takich uznawanych przez otoczenie czy czarowników. Jego działanie ma dużo głębsze motywacje niż walka z ludzką krzywdą. 65-letni mężczyzna pochodzi z Beninu. Nie jest psychiatrą, tylko… byłym mechanikiem samochodowym. W pewnym momencie życia założył firmę taksówkarską i bardzo się wzbogacił. Jednak w wyniku kryzysu w jednej chwili stracił cały majątek. Chciał popełnić samobójstwo.
Przeszedł ogromny kryzys wiary. Był rok 1982. Z pomocą przyjaciół wybrał się na pielgrzymkę do Ziemi Świętej, gdzie przeżył głębokie nawrócenie i postanowił, jak mówi, służyć ostatnim z ostatnich na wzór Jezusa. Wrócił na Wybrzeże Kości Słoniowej, które stało się jego drugą ojczyzną. Pomny spotkania z pierwszym uwolnionym z kajdan mężczyzną, założył Stowarzyszenie św. Kamila z Lellis, zainspirowany jego słowami:
Chorzy są źrenicą i sercem Boga. Trzeba ich szanować.
W tym afrykańskim kraju istniały wówczas dwa szpitale psychiatryczne na 20 mln mieszkańców. W jego ojczystym Beninie był tylko jeden. Leczyć się w nich mogli wyłącznie ci, którzy mieli pieniądze.
Czytaj także:
O pacjentce z psychozą, która została dyrektorem
Kobieta z łańcuchem na szyi
„Dopóki chociaż jeden człowiek będzie przykuty kajdanami do swej ubogiej chaty czy drzewa, cała ludzkość będzie zniewolona” – powtarza mężczyzna. Wspomina, jak jadąc samochodem z zaprzyjaźnionym misjonarzem napotkali mężczyznę, który biegał wzdłuż drogi. Był nagi. Zrozumieli, że jest chory. Postanowili mu pomóc i zabrać do swego środka. Zatrzymali samochód i przekonali go by wsiadł. Miejscowa ludność zaalarmowała policję.
Patrol zatrzymał ich kilka kilometrów dalej. „Zaczęli do nas celować z karabinów. Myśleli, że jesteśmy handlarzami ludzi i chcemy go wywieźć do Nigerii i sprzedać na narządy do przeszczepu. Kilka godzin zajęło nam wyjaśnianie naszych prawdziwych intencji” – wspomina Grégoire.
Założone przez niego ośrodki działają w Beninie, Burkina Faso, Togo i na Wybrzeżu Kości Słoniowej. Przeszło przez nie 60 tys. osób, a obecnie leczonych w nich jest ok. 25 tys. chorych. Co ciekawe, podstawowy personel składa się głównie z byłych pacjentów.
Oczywiście, stosujemy specjalistyczne leki, pomagają nam w tym psychiatrzy z Zachodu przyjeżdżający na medyczne misje. Jednak często wystarczy tych ludzi zaakceptować, okazać im bliskość, dać zajęcie i pokazać, że są ważni i potrzebni – mówi Grégoire.
Wspomina młodą kobietę, która miała ma szyi metalową smycz i łańcuchem dla psa była przykuta do drzewa. Przywódca jednej z afrykańskich sekt co jakiś czas okładał ją batami, zabraniał też dawać jej wodę i pożywienie, by demon mógł z niej szybciej wyjść. „Walka z takimi pseudouzdrowicielami, jak i lokalnymi czarownikami, to wciąż jedno z najtrudniejszych zadań. Bezpardonowo żerują na ludzkiej krzywdzie” – mówi Grégoire.
Wspomina też Janviera, który po leczeniu wrócił do swojej wioski. Nauczył się obsługiwać maszynę do pozyskiwania oleju z owoców palmy. Zakuty w kajdany spędził siedem lat! Ożenił się, ma czworo dzieci. Ze swojej pracy czerpie znaczne zyski i jego rodzinie całkiem dobrze się wiedzie. Wiara rozrywa najmocniejsze kajdany.
Czytaj także:
Ponad 300 ludzi zawdzięcza mu drugie życie. Poznajcie Chińczyka zwanego aniołem
Czytaj także:
Asia, Adam i 3 lata w autostopowej podróży. „Razem jesteśmy nie do zdarcia!”