„Bóg wyłączył mi wszystkie światełka wokół. Byłem w ciemności. Aż w niedzielę Miłosierdzia Bożego 2010 roku powiedziałem Panu Bogu – tak”. Zobaczcie zdjęcia z pierwszych w historii święceń kapłańskich odrodzonych „duchaków”.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Z o. Tadeuszem Bielą TDŚ, kapłanem – pionierem z Towarzystwa Ducha Świętego, rozmawia Małgorzata Bilska.
Małgorzata Bilska: Zakon Ducha Świętego istniał przez 700 lat. Polska prowincja doświadczyła kasaty pod koniec XVIII w., a w 1875 r. zmarł ostatni na świecie członek zgromadzenia. Jak to jest być „duchakiem reaktywowanym”?
O. Tadeusz Biela TDŚ: W 2003 roku powstała nowa wspólnota zakonna, pod nazwą Towarzystwo Ducha Świętego. Za zgodą Kościoła nasza wspólnota przejęła duchowość i charyzmat duchaków. Oni, zainspirowani przez bł. Gwidona z Montpellier, założyciela zakonu, prowadzili szpitale, ośrodki dla pielgrzymów, ubogich, chorych, dla samotnych matek i porzuconych dzieci. Im zawdzięczamy również powstanie tzw. „okien życia”.
Czytaj także:
Gdzie by były te dzieci, gdyby nie Okno Życia? S. Barbara odsłania kulisy zza okna
Dla naszej wspólnoty te dawne korzenie i inspiracje są nadal bardzo ważne, choć specyfika naszych czasów wymaga ich redefinicji. Staramy się, żeby także dla nas Duch Święty był regułą życia. Żeby Jego pociecha poprzez nas docierała do innych. Bronimy zagrożonego życia. Towarzyszymy młodym w odkrywaniu ich drogi powołania. Chcemy, by nasze domy zakonne były otwarte, gościnne, by stawały się miejscami spotkania i modlitwy. Od kilku lat doświadczamy tego, że właśnie w tej prostej przestrzeni domu Duch Święty leczy rany, uzdrawia i buduje relacje.
Kryzys relacji to znak czasów. Katolicy wierzą w Boga w trzech Osobach, w Relację przez wielkie R.
Duch Święty jest Miłością między Ojcem i Synem. Pan Bóg chciał, aby ta sama Miłość jednoczyła nas. Duch Święty jest twórcą dobrych relacji. Kiedyś modliliśmy się nowenną do Ducha Świętego, prosząc o dom dla zgromadzenia w Krakowie, bo go nie mieliśmy. Dzień po zakończeniu nowenny zadzwonił do nas pan Jacek, który podarował nam dom i stodołę w Dąbrowie koło Niepołomic.
Odnowiona stodoła jest dzisiaj kaplicą, jego dom – naszym domem seminaryjnym i niczym się nie różni od domów we wsi. Cieszę się, że Pan Bóg już na samym początku dał nam dom, który ma otwarte bramy, bez wysokich murów. Ludzie wiedzą, że jesteśmy do ich dyspozycji. Mogą przyjść się pomodlić, usiąść z nami do stołu.
Jak to się stało, że zakon odradza się właśnie u nas?
Inicjatorem był ks. kanonik Kazimierz Krucz, kapłan diecezji gdańskiej (zmarł w 1998 r., w jubileuszowym Roku Ducha Świętego). Ta myśl towarzyszyła mu przez całe życie. Intuicyjnie wyczuwał, że duchowość i charyzmat duchaków jest i dzisiaj bardzo aktualny. Założycielem wspólnoty stał się jego wychowanek, ks. Wiesław Wiśniewski, nasz przełożony. Pomagali mu ks. Zbigniew Drzał i ks. Roman Kazimierczak.
Pierwsze kroki zmierzające do powstania nowej wspólnoty zakonnej były podjęte w 1986 roku, a w 2009 metropolita gdański wydał dekret zatwierdzający regułę życia. Rok później postulat zaczęło pierwszych 7 braci: 2 z Niemiec, w tym ja, 1 z Australii, 4 z Polski.
Początki naszej formacji związane były z Sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej w Gdańsku Matemblewie. Po nowicjacie rozpoczęliśmy studia w wyższym seminarium duchownym w Krakowie. Tak się zaczęło. 18 maja 2018 roku w Katedrze Oliwskiej w Gdańsku, jako pierwsi w historii, we czterech przyjęliśmy święcenia kapłańskie w nowym zakonie.
Mieszkałeś w Niemczech?
Urodziłem się w Polsce. Kiedy miałem 1,5 roku, wyjechaliśmy do Remscheid w Nadrenii Westfalii. W domu mówiliśmy po polsku, jeździliśmy do polskiej parafii, lecz to była tradycyjna wiara. Nawróciłem się we wspólnocie polonijnej Orły, gdzie poznałem młodych katolików, którzy byli naturalni, uśmiechnięci. Chodzili na imprezy, ale po powrocie z dyskoteki potrafili razem odmówić dziesiątkę różańca.
Zacząłem przyznawać się odważnie do wiary, do tego, że z dziewczyną chcemy zachować czystość do ślubu. Na początku były śmiechy. Ale w cztery oczy koledzy mi mówili – „Tadek, szacun”. Czuli tęsknotę za czymś głębszym, za Bogiem… Pan Bóg posługiwał się mną, żeby do nich dotrzeć. O kapłaństwie nie myślałem, lubiłem się bawić.
Zobacz galerię zdjęć ze święceń i prymicji duchaków
Czytaj także:
24 godziny z życia zakonnika uwiecznione na zdjęciach. Radość, pokój, spełnienie!
Była dziewczyna…
Taka, jaką zawsze chciałem mieć. Wychowana w Niemczech Polka, wierząca, ładnie śpiewała, tańczyła. Byłem pewny, że to będzie moja żona. Jakbyśmy mieli więcej dzieci, może syn zostałby księdzem? Ale nie ja!
Co się zatem wydarzyło?
Z Orłami poleciałem na Światowe Dni Młodzieży do Sydney. Mottem ŚDM był cytat z Dziejów Apostolskich 1,8: „Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie jego moc i będziecie Jego świadkami aż po krańce ziemi”. Przed Polakami z różnych krajów dałem świadectwo, po czym podszedł do mnie ks. Drzał i zaprosił do Gdańska.
Mówił o zakonie, który ma powstać. Śmiałem się, bo myślałem, że zakony już nie powstają. Jednak pojechałem: ks. Zbigniew był diecezjalnym duszpasterzem młodzieży i zorganizował „Sydney w Gdańsku”, spotkanie dla młodych, którzy nie mogli lecieć do Australii. Kupił mi bilet, żebym tylko opowiedział im o ŚDM. Przy okazji pokazał mi Sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej. Gotowe, czekające na chętnych do zakonu.
Po powrocie Pan Bóg zaczął mówić do mojego serca. Czułem niedosyt. Byłem odbierany jako dusza towarzystwa, rozbawiałem innych, ale w rzeczywistości w środku byłem smutny, pusty. Czułem, że Pan Bóg czegoś ode mnie chce, ale kurczowo trzymałem się tego, co sobie zaplanowałem.
Aż wyłączył mi wszystkie światełka wokół. Byłem w ciemności. Były też wydarzenia, które dzisiaj odbieram jako znaki. Znajomi mówili mi: Tadek, ty mógłbyś być dobrym księdzem. Koleżanka z klasy, która nie była wierząca, wysłała mi SMS-a: Śniło mi się, że się u ciebie spowiadałam. Mówiło tak więcej osób, nie znały się, nie wiedziały o sobie. I nie mogły wiedzieć, że myślę o kapłaństwie.
To się nazywa nękanie przez Ducha Świętego. (śmiech)
(śmiech) Troszeczkę tak. Pukanie. Wiedziałem, że Pan Bóg szanuje moją wolność i zaakceptowałby, gdybym wybrał inaczej. Przez rok czułem ciężar. Z czasem zobaczyłem, że to piękna droga, nie tylko umartwienie, ofiara dla zbawienia dusz. Rezygnuję z własnej rodziny po to, żeby być dla innych rodzin.
W niedzielę Miłosierdzia Bożego 2010 roku powiedziałem Panu Bogu „tak”. Poczułem wolność i radość. Chciałem jednak skończyć studia pedagogiczne. Wtedy dostałem list z Gdańska, że właśnie rozpoczyna się pierwszy w historii postulat w tym zakonie. Przypomniało mi się, że gdy Jezus powoływał uczniów, to zostawili sieci, wszystko i poszli za Nim.
Jak dziewczyna przyjęła tę decyzję?
Po ludzku jeszcze walczyła, mnie też było ciężko. Ale to Boża osoba. Tak się składa, że ja tydzień temu zostałem kapłanem, ona za miesiąc wychodzi za mąż. Będę na jej weselu. Fajny happy end.
A rodzice?
Zaskoczyło ich to. Powiedziałem im, że za miesiąc wyprowadzam się do Polski i wstępuję do zakonu. Szok. Widziałem łzy mamy, jak mnie żegnała na lotnisku.
Studiów więc nie udało się dokończyć?
Byłem po trzecim roku, kochałem pracę z młodzieżą, z dziećmi. Ale w zakonie też będę to robił, trochę w innej formie.
Wyjeżdżacie na krótko do Hiszpanii. Co potem?
Dla nas jako wspólnoty teraz jest czas wspólnego rozeznawania. Modlimy się jak apostołowie, którzy po śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa czekali na Ducha Świętego. I pytamy, dokąd nas pośle.
Czytaj także:
Czy to prawda, że noszenie szkaplerza skraca czyściec?