Wprowadził rewolucyjny i do dziś rzadki zwyczaj: zabronił zbierania ofiar pieniężnych w czasie kolędy. W zdumienie wprawiał nawet SB-eków, którzy go inwigilowali.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
7 sierpnia 1911 roku, w Buczkowicach niedaleko Szczyrku urodził się Jan Pietraszko, Sługa Boży i jeden z najbardziej niezwykłych biskupów w Polsce. 2 marca obchodziliśmy 30. rocznicę jego śmierci. Zmarł w Krakowie, gdzie pamięć o nim jest żywa do dziś.
Łączył w sobie siłę charakteru, skromność, głęboką wiarę. Ludmiła Grygiel w książce „Prorok ze św. Anny” nazwała go „jedną z najwybitniejszych postaci XX-wiecznego Kościoła polskiego”. Był spowiednikiem ks. prof. Józefa Tischnera i – jako krakowski biskup pomocniczy – współpracownikiem oraz inspiracją dla kard. Karola Wojtyły. Cieszył się wielkim autorytetem wśród inteligencji. Był prekursorem nowoczesnego duszpasterstwa akademickiego.
Czytaj także:
Franciszek do biskupów: Świeccy nie są naszymi parobkami ani naszymi pracownikami
Jan Pietraszko: biskup i proboszcz w jednym
Był najstarszy z jedenaściorga rodzeństwa. Po ukończeniu gimnazjum wstąpił do Wyższego Seminarium Duchownego Archidiecezji Krakowskiej. 5 kwietnia 1936 roku przyjął święcenia kapłańskie z rąk abp. Adama Sapiehy. Po okresie pracy w roli wikariusza pełnił funkcję kapelana kard. Sapiehy, był prefektem seminarium duchownego, a w 1957 roku został proboszczem Kolegiaty św. Anny w Krakowie.
Kiedy 6 lat później otrzymał sakrę biskupią, nie zrezygnował z funkcji proboszcza, co jest rzeczą wyjątkową. Ks. infułat Władysław Gasidło, wicepostulator procesu beatyfikacyjnego bp. Pietraszki (postulatorem jest kard. Stanisław Ryłko, jeden z uczniów) był jego „podwójnym” podwładnym. Kiedy proboszcz został biskupem, koledzy mu współczuli: „toś wpadł”. “Myśleli, że będę ciągle na sądzie Boskim – mówi ks. Gasidło. – Ale nic z tego. Nic się nie zmieniło. Był to człowiek całkiem normalny, nie stwarzał dystansu. Nie obnosił się z władzą” – wspomina.
Biskup „chodził w czarnej sutannie, nie używał piuski. Mitry i piuski używał w większe święta. Pierścień nosił, ale go nie było widać na cały kościół. Nie wyróżniał się i nie było w jego stylu pokazywać, że on tu jest najważniejszy. Można z nim było spokojnie żyć i pracować.” – opowiada ks. Gasidło.
To bardzo ujmowało wiernych i zdumiewało komunistów. Zachowały się raporty funkcjonariuszy SB i tajnych współpracowników. W jednym z nich czytamy: „Msze odprawia u św. Anny w kościele, jak zwykły ksiądz przy pomocy tylko ministranta. Również siada do konfesjonału jak zwykły ksiądz. Niedawno miał pogrzeb na cmentarzu i tam również szedł jak zwykły ksiądz. Księża mówią, że jest on antidotum na wszelką zarozumiałość i pychę biskupią“. A wtedy dystans między biskupem a zwykłym księdzem, nie mówiąc o świeckich, był większy niż obecnie!
Prekursor Soboru Watykańskiego II
Bp Pietraszko był w kolegiacie duszpasterzem akademickim. Ks. Gasidło zaznacza, że nie miał tak porywającego stylu jak Wojtyła, ale „karmił słowem, którym sam żył”.
Często przebywał w kościele na adoracji. Najważniejsze były dla niego 3 rzeczy: konfesjonał, ambona i ołtarz. „Jak sprawował Eucharystię, było widać, że to jest człowiek zatopiony w Bogu. On wtedy nie był nawet świadom tego, gdzie jest. Był skupiony na tym, kogo ma na ołtarzu” – mówi wicepostulator.
I dodaje, że już w 1961 roku, czyli przed Soborem Watykańskim II (1962-1965), wprowadził mszę odprawianą „twarzą do ludu”. Chciał, żeby wszyscy mogli patrzeć na ręce kapłana, „na zewnętrzne znaki, które prowadzą do głębi tajemnicy”. Wyprzedził Sobór i jego reformy.
Czytaj także:
Wszyscy biskupi Chile złożyli rezygnację. W tle: nadużycia seksualne
Zakaz brania pieniędzy
Biskup był delikatny w podejściu do ludzi, troszczył się nie tylko o duchowe potrzeby studentów, ale i bytowe. W sytuacji kryzysowej potrafił przyjąć na nocleg, karmił, wspierał różnymi sumami, dzielił się tym, co miał.
Ludmiła Grygiel pisze o jeszcze jednej rzeczy, która nadal zachwyca: „Wprowadził rewolucyjny i do dziś rzadki zwyczaj: zabronił wręczania księżom ofiar pieniężnych w czasie kolędy, tłumacząc wiernym, że księża nie przychodzą do nich, żeby zaglądać im w kieszenie. Zwracał natomiast uwagę na charakter i ducha wizyty duszpasterskiej, która powinna przebiegać w atmosferze wyciszenia, wspólnej modlitwy i szczerej rozmowy.
Trudno ustalić datę tej decyzji, natomiast zachował się tekst kazania z 1 stycznia 1965 roku, w którym bp Jan wyjaśnia jej motywy i cel. Przedstawiał kolędę jako swego rodzaju „rewizytę”, jaką księża składają tym, którzy co niedziela przychodzą do kościoła. Starał się przekonać o tym wiernych, którzy zazwyczaj utożsamiają kolędę z „kopertą na kredensie”. „Przede wszystkim – mówił – chciałbym, żebyście wymietli cały aspekt materialny tej sprawy, te nieszczęsne pieniądze”.
Autorka opisuje jedną z jego kolęd. Mężczyzna nie chciał przyjąć proboszcza, ale ten przez uchylone drzwi zauważył na stole rozebrane na części radio. Zaoferował pomoc. Wspólne naprawienie odbiornika zaowocowało nawróceniem. Ks. Pietraszko wkrótce udzielił „cywilnym małżonkom” sakramentu małżeństwa.
Mistrz ks. Tischnera
Biskup słynął ze świetnych kazań. Miał je zawsze wcześniej napisane, dzięki czemu są dostępne dla potomnych (np. na stronie internetowej kolegiaty). Koncentrował się na Piśmie Świętym, objaśniając je współczesnym. Na jego msze przyjeżdżali absolwenci krakowskich uczelni nawet po wyprowadzce do innych miast. Słuchał ich m.in. ks. Tischner.
O relacje łączące Tischnera z bp. Pietraszką zapytałam biografa tego pierwszego, Wojciecha Bonowicza. Widzi je tak:
Tischner był chyba jedynym znanym mi duchownym, przynajmniej w latach 80. i 90., który tak wprost i tak często się na Pietraszkę powoływał. Że to jest jego mistrz, ktoś, kto go uformował – przede wszystkim jego myślenie o religii. Pietraszko był ojcem duchownym w seminarium wtedy, kiedy Tischner do niego uczęszczał.
W latach 50., kiedy dość ponura atmosfera panowała w Krakowie ze względu na czasy stalinowskie, Pietraszko rysował się jako ktoś, kto niesie ze sobą trochę optymizmu. Kościół był w defensywie, natomiast Pietraszko skupiając się na sprawach wiary (ale nie odrywając się od kontekstu) był dla Tischnera „ciekawą ofertą”.
Ta fascynacja była nawet wcześniejsza niż w seminarium. Jest świadectwo Tischnera, że chodził do św. Anny na kazania Pietraszki. Szczególnie zapamiętał kazanie, w którym Pietraszko mówił do studentów o potrzebie dawania świadectwa w różnych miejscach. Propaganda robiła z katolików archaiczne stwory, które nie potrafią dostosować się do współczesności. Są śmieszne. Było wiele karykatur w ówczesnej prasie. Pietraszko mówił, że nie należy się bać tego śmiechu. Trzeba wybierać według tego, co się niesie wewnątrz siebie, a nie tego, czego z zewnątrz od nas oczekują.
Bonowicz podkreśla, że biskup starał się zakorzenić polski katolicyzm głębiej niż tylko w tradycji, historii i obyczaju. Sam Tischner w wywiadzie-rzece z Anną Karoń-Ostrowską „Spotkanie” powiedział, że Pietraszko „był lekko sceptyczny w stosunku do prymasa Wyszyńskiego, bo uważał, że jego koncepcja nie jest wystarczająco pogłębiona religijnie”.
I z żalem stwierdził: „Głos biskupa Pietraszki został zagubiony, a nikt tak jak on nie doceniał i nie akcentował ewangelicznej głębi Kościoła”. Obaj pewnie zostaną błogosławionymi. Czy będą przez Polaków tak samo docenieni?
Czytaj także:
Marek Mendyk: Biskup, który dąży do harmonii i stosuje dietę św. Hildegardy [rozmowa]