„Ludzie, którzy widzą mnie na scenie, wyobrażają sobie, że taka sama jestem w domu: z wielkim temperamentem. A ja w domu kocham spokój, pielęgnuję go” – mówiła Kora. Wspominamy Olgę Sipowicz.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Gdy Olga Sipowicz miała cztery lata, jej matka zachorowała na gruźlicę, niezbędna była hospitalizacja. Ojciec dziewczynki nie był w stanie zaopiekować się piątką dzieci, dlatego został z nim jedynie najstarszy, szesnastoletni syn, a Olga – i trójka jej rodzeństwa – trafiła do domu dziecka.
W domu dziecka w Jordanowie spędziła pięć lat. Nie lubiła tego miejsca: „Człowiekowi się wydaje, że jest niewidziany, niedostrzegany, że nikt go nie kocha, nie chce. Ogromna potrzeba czułości zostaje potem na całe życie”.
Kora bez książek czuła się nieszczęśliwa
Z tamtego okresu zapamiętała nie tylko chroniczną samotność i poczucie niekochania, ale też brak intymności.
Do dziś nienawidzę wszelkich grup, wycieczek. Lubię być sama, nie znoszę dużej liczby osób, tak zwanego towarzystwa – tłumaczyła.
Jej największą pociechą w tamtym czasie było czytanie książek: „Jak nie miałam dostępu do książek, byłam potwornie nieszczęśliwa”.
Gdy matka wyszła ze szpitala, dziewczynka wróciła do rodzinnego domu, w którym panowały spartańskie warunki: „Bieda, brak intymności i własnego kąta w naszej klaustrofobicznej suterenie sprawiły, że odkąd pamiętam, uciekałam od tego świata. W wyobraźnię albo dalej”.
Czytaj także:
Malowanie było dla niej odskocznią od choroby. Bajeczne Madonny Kory
Jak Olga Jackowska została Korą?
Jedyne chwile radości to te, gdy matka, mimo panującej biedy i niedostatku, zabierała córkę na podwieczorki przy mikrofonie czy do kina: „Pożyczała na to pieniądze od sąsiadki, która była praczką”. Sąsiadki komentowały później, że nie ma pieniędzy, a pożycza dla dziecka na „takie rzeczy”.
W szkole średniej zafascynowała się kolorowym światem hippisów, który różnił się od świata, który znała. To na pierwszym poważnym zlocie hippisów polskich (Mielno ‘68) oficjalnie została Korą: „Czuliśmy się nowymi ludźmi z nowymi postawami, światopoglądem, więc przybieraliśmy nowe imiona”.
Popularność zyskała w 1980 roku za sprawą festiwalu w Opolu. „Boskie Buenos” porwało publiczność, co przełożyło się na żywe zainteresowanie zespołem Maanam i samą wokalistką. Zaproszenia na koncerty spływały lawinowo, kariera nabrała zawrotnego tempa, a Kora była już wtedy matką dwójki dzieci: „Nie wytrzymałam tempa i presji. Rozwiązałam zespół. Jeszcze wracał w różnych składach, ale dziś śpiewam już solo”.
Kora: W domu kocham spokój, pielęgnuję go
Wokalistka ubolewała nad tym, że ludzie dzisiaj żyją niecierpliwie, w chronicznym napięciu, często bardziej skoncentrowani na tym, by mieć niż być. „Nie kształci się wyobraźni. A człowiek pozbawiony wyobraźni pożąda coraz więcej rzeczy materialnych, które pieszczą oczy i stwarzają pozorne poczucie szczęścia” – mówiła.
Na scenie charyzmatyczna i przebojowa. W życiu prywatnym ceniła spokój i chwile, gdy mogła pobyć z bliskimi: „Ludzie, którzy widzą mnie na scenie, wyobrażają sobie, że taka sama jestem w domu: z wielkim temperamentem. A ja w domu kocham spokój, pielęgnuję go”.
Od kilku lat zmagała się z rakiem jajnika. Dzięki jej staraniom lekarstwo pomocne w walce z nowotworem, zawierające substancję o nazwie olaparid, zostało wpisane na listę leków refundowanych. „Publiczne mówienie o problemie zwraca uwagę decydentów, a Kora ma siłę, ma osobowość i wypowiadała się nie tylko w swoim imieniu, ale była też głosem innych kobiet” – mówiła na łamach jednej z gazet menedżerka artystki, Katarzyna Litwin.
Pożegnanie Kory
Olga Sipowicz zmarła 28 lipca 2018 o godz. 5.30.
Wielu ludzi widziało w Niej głównie nieprzejednaną wojowniczkę, a mnie, będąc przez czas jakiś nieco bliżej, udało się dostrzec fascynujące, pozornie wykluczające się sprzeczności. Niezwykłą siłę charakteru połączoną z kruchością. Brak pokory wraz z niekłamaną estymą względem cenionych ludzi. Przekonanie o swojej wyjątkowości wraz z niepewnością co do swoich realnych umiejętności. Oschłość z piękną empatią. Wielowymiarowa, wyjątkowa, odczuwająca, prawdziwa
– napisał po śmierci Kory Adam Sztaba, który zasiadał z artystką jako juror w programie „Must be the music”.
Pogrzeb artystki odbył się 8 sierpnia 2018 o godz. 11.00 w Domu Przedpogrzebowym na Cmentarzu Wojskowym przy ul. Powązkowskiej w Warszawie.
*Cytaty pochodzą z książki „Kora. Kora. A planety szaleją”, Kamil Sipowicz (Agora 2011)
Czytaj także:
Nic dwa razy się nie zdarza… Refleksja po odejściu Kory Jackowskiej
Czytaj także:
Msza święta za duszę Kory i nietypowy występ. Parafia na Bielanach zaskoczyła