separateurCreated with Sketch.

Ja daję z siebie wszystko, a ty mi nic… Kiedy poświęcać się dla małżonka, a kiedy myśleć o sobie?

PROBLEM W RELACJI
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Mamy wiele maksym w temacie dawania i przyjmowania w małżeństwie. „Fifty-fifty”. „Jeśli nie spełniasz moich potrzeb, to do widzenia”. Albo z drugiego skraju: „Dawaj tysiąc procent z siebie każdego dnia”. „Zapomnij całkiem o sobie i praktykuj wdzięczność!”. I wiecie co? Nie lubię ich. Są jak reklama jednej tabletki na wszystko, w dodatku sprzedawanej bez konsultacji lekarza i bez recepty, choć może szkodzić zdrowiu i życiu.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Zdarza się, że w małżeństwie każda strona strzeże własnych granic jak murów Tower of London. Ja wyniosłem śmieci, to ty załaduj zmywarkę. Ja siedziałam z dzieckiem, to ty weź posprzątaj. Ty kupiłeś sobie zegarek, to ja teraz buty. Licznik można zresztą zainstalować wszędzie, nawet w sypialni. Straszne musi być życie w arkuszu Excela.

Bywa też, że nawet licznik nie działa. Po prostu wiadomo, że potrzeby jednej strony zdominowały małżeństwo dokumentnie. „Ja” rozlewa się po grafiku dnia i tygodnia, często niezadowolone, choćby druga strona na uszach stanęła. I nie, to nieprawda, że tak umieją tylko kobiety. Znam niejednego mężczyznę, i to całkiem już dorosłego, który powiela ten schemat. Dom jest pełen ich potrzeb: odpoczynku po pracy, spokoju, snu, porządku, wartościowych posiłków, rozwoju, hobby. Gdyby spytać, gdzie jest miejsce dla żony, trzeba by go szukać w składziku na odkurzacz.

 

Nie myśleć o sobie?

Można by powiedzieć, że w takim małżeństwie kobieta ma idealne warunki do praktykowania drugiej skrajności: tysiąca procent daru z siebie. Czasem ktoś jeszcze doda, gdy ona przypadkiem zwierzy się ze swojego smutku i poczucia pustki, że powinna być mężowi bardziej wdzięczna i nie myśleć o sobie. Nie szkodzi, że ten układ nie przypomina nic z relacji dwojga kochających się osób.

A przecież wchodzimy w małżeństwo jako wolni i odpowiedzialni ludzie, którzy obiecują kochać i trwać przy drugim, także gdy nadejdą przeciwności. Jeśli zamierzam tobą zaspokajać własne potrzeby, to degraduję cię do roli jakiegoś narzędzia. To droga do koślawej relacji, która karmi się cierpieniem. Nie mogę ciebie używać, nie wolno mi, nie po to jesteśmy razem.

Pomaga, gdy nie przerzucamy na drugiego odpowiedzialności za własny dobrostan. „Nie zjadłem nic w pracy, bo mi nic nie dałaś”. „Wymyśl mi, co ja mogę robić po urlopie macierzyńskim”. Dorośli ludzie nie potrzebują opieki na każdym kroku, tym się różnią od dzieci. Potrafią za to zająć się sobą i prosić – o pomoc, obecność, wsparcie (także licząc się z odmową). „Mam taki trudny czas – czy możemy razem posiedzieć?”.

 

Samopoświęcenie

Nie uratuje małżeństwa jednostronne samopoświęcenie – „ja daję ci z siebie wszystko!”. Na ogół to zdanie ma swoje dokończenie, które już nie jest tak idylliczne: „…A ty mi nic”, względnie: „A ty tego nie doceniasz”. Często ta mania dawania, której i cały dom może mieć dosyć, wyraża jakąś straszną ucieczkę od siebie, własnych przeżyć, poczucia bezwartościowości. Może trzeba iść na urlop. Może mąż albo żona się ucieszy, gdy zaczniesz uczyć się jak dziecko małych radości. Skakania po kałużach. Grania z dziećmi w badmintona i leniwego: „dzisiaj nie sprzątamy”.

Wierzę też w bardzo ważne pytanie: „Czego potrzebujesz?”. Pomaga okazywać miłość w sposób pełen sensu. Mężowi, który chce schudnąć, nie przygotuje patelni smażonej wątróbki. I nie wyśle żony na samotny spacer, gdy ona chciałaby porozmawiać. Lubię tak zaczynać dzień: zadając sobie w głowie pytanie o to, czego potrzebuje teraz najbardziej mój mąż. Nie oznacza to, że zapomnę sama zjeść, pójść na spacer, kupić sobie jesienną sukienkę albo ogarnąć wyzwania zawodowe. Znaczy to, że wyjdę mu naprzeciw. Okażę zrozumienie. Będę wsparciem. W swoim planie dnia uwzględnię zdjęcie z niego jakiegoś ciężaru, pomoc albo miłą niespodziankę.

I jeszcze jedno. Często prezent leży tam, gdzie go nie widać. Nie mamy niekiedy pojęcia, ile rzeczy druga strona robi z myślą o nas. Dlatego warto zauważać drobiazgi. Niektóre rzeczy są z kolei tak wielkie, że też znikają z oczu. Wstawanie bladym świtem, praca i to, że ona ładnie się ubrała, choć wcale nie zaczęła dnia z wielką odwagą.


KOMUNIKACJA W MAŁŻEŃSTWIE
Czytaj także:
Zrób coś inaczej w małżeństwie: jak kłócić się krócej



Czytaj także:
Napisała list do kochanki swojego męża. Co się wydarzyło?


KŁÓTNIA MAŁŻEŃSKA
Czytaj także:
Jak zniszczyć mężczyznę swojego życia? Wystarczy ta jedna rzecz

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!