separateurCreated with Sketch.

Pułapka „ewangelii sukcesu”. Jak w nią nie wpaść?

Ewangelia sukcesu
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Paul De Maeyer - publikacja 28.09.18, aktualizacja 28.05.2024
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Pan Jezus powiedział: "O cokolwiek byście prosili Ojca w imieniu moim, da wam". Czy to znaczy, że Bóg zapewnia nam również powodzenie materialne?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Pan Jezus powiedział: “O cokolwiek byście prosili Ojca w imieniu moim, da wam”. Czy to znaczy, że Bóg zapewnia nam również powodzenie materialne?

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Bóg troszczy się o nas; On nas kocha. Ponadto chce udzielać nam swoich błogosławieństw. Tego uczy Biblia i to mówi Jezus w Ewangelii:

O cokolwiek byście prosili Ojca w imieniu moim, da wam (J 16, 23).

Problem polega na tym, że w niektórych chrześcijańskich wyznaniach lub Kościołach ta Boska hojność nabrała osobliwej cechy – materialnej, a nie eschatologicznej. Podejście takie redukuje Boga do zwykłego dostawcy towarów czy bankomatu, z którego możemy bez ograniczeń wypłacać pieniądze.

Znacząca grupa Kościołów wydaje się nauczać, że przekazane darowizny powoduje, że Pan Bóg odpłaca się tym samym – stwierdził Scott McConnell, dyrektor wykonawczy LifeWay Research w Nashville, Tennessee, po publikacji wyników badania dotyczącego „ewangelii sukcesu”.

Badanie przeprowadzono w dniach 22-30 sierpnia 2017 r. na próbie 1 010 dorosłych Amerykanów, którzy co najmniej raz w miesiącu uczestniczą w nabożeństwach w kościołach protestanckich.

Jak zauważył McConnell, chociaż „wielu znanych przywódców religijnych potępiło ewangelię dobrobytu, to przyjęła ją znacząca liczba wiernych”.

 

Bóg błogosławi tych, którzy wspierają finansowo swój Kościół

Ponad jedna trzecia badanych (38 procent) ​​zgodziła się ze stwierdzeniem: „Mój Kościół naucza, że ​​jeśli ofiaruję jemu i organizacjom charytatywnym więcej pieniędzy, Bóg wynagrodzi mnie swoim błogosławieństwem”.

W tej grupie 22 procent respondentów twierdzi, że „do pewnego stopnia zgadzają się” z powyższym zdaniem, zaś 16 procent twierdzi, że „zdecydowanie się zgadza”.

Najbardziej z powyższym stwierdzeniem (53 procent) zgadzają się zielonoświątkowcy i członkowie Zborów Bożych. Badanie pokazuje, że ewangelicy (41 procent) częściej zgadzają się niż nieewangelicy (35 procent).

Czterech na dziesięciu uczestników badania (40 procent) powiedziało, że „zdecydowanie nie zgadza się” z takim stwierdzeniem; 17 procent odpowiedziało, że „do pewnego stopnia” nie zgadza się, zaś 5 procent było niezdecydowanych.

 

Dobrobyt finansowy

Ponad dwie trzecie uczestników (69 procent) przyznało, że zgadza się ze stwierdzeniem, że Bóg chce, aby „odnosili finansowe sukcesy”. 31 procent spośród nich przyznało, że „do pewnego stopnia” odpowiada to ich przekonaniu, a 38 procent „zdecydowanie się zgadza”.

Podczas gdy 10 procent respondentów nie miało zdania, prawie taka sama liczba (9 procent) „zdecydowanie nie zgadzała się” z takim stwierdzeniem. 12 procent stwierdziło, że „do pewnego stopnia się nie zgadzają”. Oznacza to, że tylko 21 procent nie zgadza się z tym stwierdzeniem.

Badanie pokazuje również, że wierni, którzy uczęszczają do kościoła co najmniej raz w tygodniu, częściej sądzą, że Bóg chce, aby prosperowali oni finansowo (71 procent); odsetek ten spada do 56 wśród osób, które uczestniczą w nabożeństwach najwyżej dwa razy w miesiącu.

 

Aby otrzymać coś od Boga, musicie sami zrobić coś dla Niego

W przybliżeniu jedna czwarta praktykujących protestantów (26 procent) zgodziła się ze stwierdzeniem, że aby otrzymać materialne błogosławieństwa od Boga, muszą sami coś Mu dać. Spośród nich 13 procent stwierdziło, że „zdecydowanie” podziela taką opinię, zaś pozostałe 13 procent stwierdziło, że „do pewnego stopnia się zgadza”.

70 procent protestantów z takim zdaniem nie zgadza się; aż 54 proc. „zdecydowanie się nie zgadza”, a 16 proc. „do pewnego stopnia się nie zgadza”. Pozostałe 5 procent było niezdecydowanych.

Według badania członkowie czarnej, nielatynoskiej społeczności (44 procent) i Latynosów (34 procent) są bardziej skłonni do udzielenia odpowiedzi twierdzącej niż biali, nie-Latynosi (17 procent) i inne grupy etniczne (16 procent).

 

Ostrzeżenie od Civiltà Cattolica

W artykule opublikowanym w czerwcu pod wiele mówiącym tytułem Teologia sukcesu. Niebezpieczeństwo „innej ewangelii (Teologia della prosperità. Il pericolo di un ‘Vangelo diverso’) w opiniotwórczym czasopiśmie La Civiltà Cattolica, jezuita Antonio Spadaro i argentyński prezbiteriański pastor Marcelo Figueroa analizują genezę i niebezpieczeństwa nurtu teologicznego, który przyciąga coraz większą liczbę wiernych. Prąd ten rozprzestrzenia się nie tylko w USA, ale także w niektórych krajach Ameryki Łacińskiej, np. w Gwatemali, a zwłaszcza w Brazylii. Ruch ten dotarł aż do Afryki i Azji, gdzie rozprzestrzenił się na przykład w Korei Południowej, a nawet w Chinach.

Autorzy artykułu podają przykład olbrzymiej katedry zielonoświątkowców w stolicy Ugandy, Kampali, owoc działalności pastora Roberta Kayanji, oraz powszechny Kościół Królestwa Bożego, założony w Brazylii w 1977 r. przez brazylijskiego pastora Edira Macedo, właściciela RecordTV, drugiej co do wielkości sieci telewizyjnej w tym południowoamerykańskim kraju oraz grupy medialnej Grupo Record.

 

Geneza „ewangelii sukcesu”

Według Spadaro i Figueroa, początki teologicznego nurtu „ewangelii sukcesu” wraz z obietnicą finansowego sukcesu “tu i teraz” sięgają końca XIX wieku. Wówczas to sprawujący posługę w Nowym Jorku pastor Esek William Kenyon oznajmił, że „konkretna materialna rzeczywistość może być modyfikowana mocą wiary” – nie tylko na lepsze, ale także na gorsze. Według Kenyona bieda, choroba i nieszczęście są bezpośrednim rezultatem braku wiary.

Innym źródłem takiego podejścia było nauczanie pastora i „proroka” Kennetha Hagina, który przyjął dwa wersety Ewangelii wg św. Marka za podwalinę „ewangelii dobrobytu”:

„Zaprawdę, powiadam wam: Kto powie tej górze: «Podnieś się i rzuć się w morze», a nie wątpi w duszy, lecz wierzy, że spełni się to, co mówi, tak mu się stanie. Dlatego powiadam wam: Wszystko, o co w modlitwie prosicie, stanie się wam, tylko wierzcie, że otrzymacie”. (Mk 11, 23-24)

Inne elementy, które charakteryzują ten nurt myśli, to (zniekształcone) powiązanie z ideą „amerykańskiego marzenia” oraz wykorzystanie komunikacji masowej do rozpowszechniania przesłania. To element, którego wagę przeczuwali Kenyon i Hagin, a które osiągnęło swoją kulminację w fenomenie teleewangelistów, takich jak Oral Roberts, Pat Robertson czy Joel Osteen. Ten ostatni jest założycielem największego megakościoła w USA – Lakewood Church w teksańskim Houston.

 

Zniekształcona Ewangelia

W swoim artykule jezuita i prezbiteriański pastor wyjaśniają, że „ewangelia sukcesu” nie tylko jest dość daleka od przesłania i „marzenia” głoszonego przez takie natchnione postaci jak Martin Luther King, ale również została ostro skrytykowana „zarówno przez tradycyjne i bardziej współczesne grupy ewangelików”, które oskarżają głosicieli tej teologii o tworzenie „alternatywnej ewangelii”.

W rzeczywistości, jak wyjaśniają Spadaro i Figueroa, nurty „ewangelii sukcesu” są owocem „redukcjonistycznej hermeneutyki”, która umniejsza rolę Boga Ojca do swego rodzaju „kosmicznego dostawcy” i czyni go „więźniem” własnego Słowa.

Ponadto, jak podkreślają autorzy, istnieje „całkowity brak empatii i solidarności” ze strony wiernych tych Kościołów wobec osób cierpiących, chorych czy znajdujących się w trudnej sytuacji. Nie ma tu współczucia dla ludzi, którzy nie są zamożni, gdyż najwyraźniej nie przestrzegali “zasad” i dlatego im się nie wiedzie – a zatem Bóg ich nie kocha.

 

Prawdziwa ewangelia wyzwala rzeczywistą przemianę

Tak naprawdę w tym przypadku mówimy o bogu uczynionym na obraz i podobieństwo ludzi i ich rzeczywistości. Nie ma on nic wspólnego z Bogiem opisanym w Biblii – kontynuują Spadaro i Figueroa.

Obaj autorzy ostrzegają, iż „Ta «ewangelia», kładąca nacisk na wiarę jako «zasługę» umożliwiającą wspinanie się po drabinie społecznej, prowadzi do niesprawiedliwego i radykalnie antyewangelicznego czy nawet zgubnego wpływu na biednych”.

Nie tylko zaostrza indywidualizm i niszczy poczucie solidarności; wręcz zachęca ludzi do przyjęcia postawy opartej na cudownych zdarzeniach, zgodnie z którą dobrobyt materialny zapewnić może tylko wiara, nie zaś wysiłki społeczne i polityczne – piszą autorzy.

Wskazują oni jednocześnie na niebezpieczeństwo, iż ludzie ubodzy, zafascynowani tą pseudoewangelią, mogą łatwo „znaleźć się w społeczno-politycznej próżni, co uczyni ich bezsilnymi i bezbronnymi, i co pozwoli innym siłom kształtować ich świat”.

Kończąc artykuł, autorzy przypominają słowa papieża Franciszka, który wielokrotnie ostrzegał przed niebezpieczeństwami „pokusy dobrobytu”. Tak było na przykład podczas spotkania z biskupami Korei Południowej w sierpniu 2014 r., kiedy Ojciec Święty przestrzegł przywódców Kościoła przed niebezpieczeństwem stworzenia „bogatego Kościoła dla bardzo bogatych czy Kościoła klasy średniej dla osób zamożnych”.

Zresztą – co to za Ewangelia, skoro nie ma w niej miejsca dla biednych i chorych?



Czytaj także:
Franciszek do przywódców UE: Dobrobyt podciął Europie skrzydła