Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Muniek Staszczyk opowiada swojemu synowi o tym, dlaczego nie należy odrzucać Kościoła, po co chodził na Jasną Górę w młodości i co się tak naprawdę opłaca w byciu katolikiem.
Jan Staszczyk: Jaki był twój stosunek do wiary w młodości?
Muniek Staszczyk: Otrzymałem klasyczne wychowanie katolickie, w tym sensie, że religia w kościele, pierwsza Komunia i tak dalej. U mnie na dzielnicy chodziło się z kolegami do kościoła. Zimą można było się po drodze nawalać kulkami z dzieciakami z innych szkół.
Nie pamiętam jednak, żebym już wtedy miał jakąś głębszą refleksję na temat Boga, ale w momentach newralgicznych, kiedy na przykład coś się działo nie najlepiej w domu, gdy rodzice się kłócili, pamiętam, że modliłem się do krzyżyka o spokój.
Jesteś z Częstochowy. Musiałeś więc chodzić także na Jasną Górę.
Chodziłem tam z babcią. Interesowała mnie Jasna Góra, ponieważ były tam wały i widok na całe miasto. Jak miałem około dziesięciu lat, kręcili tam „Potop” i wszyscy żyli tym, że przyjechał Olbrychski.
Pamiętam też, że pod klasztorem długo stała atrapa tej armaty, która wystrzeliwuje w filmie. Ciekawiły mnie też elementy drogi krzyżowej, ale nie miałem pojęcia, co to jest.
Miałeś poczucie, że to jest wyjątkowe miejsce?
Jak tam mieszkasz, to nie ma to dla ciebie aż takiego znaczenia. Jako dzieciak chodziłem tam z kolegą „na pieniążki”. Miałem taki specjalny klaser do monet i polegało to na tym, że na Jasną Górę przyjeżdżali turyści, tzw. zagraniczniacy, najczęściej Włosi i mówiło się do nich „I am coin collector” (śmiech).
To był trochę taki zapach innego świata. Byliśmy konkurencją dla meneli, którzy sprzedawali ludziom medaliki. Denerwowaliśmy ich (śmiech). Był na przykład jeden gość, który chyba udawał Włocha. Wyglądał jak dyskotekowy podrywacz i ciągle mówił „andiamo”, „andiamo”. Kilka razy podchodziliśmy do niego po monety. Kilkakrotnie odpowiadał nam po włosku, aż któregoś dnia wkurzył się i kazał nam spadać. Byliśmy zdziwieni, że to jednak nie Włoch.
A czy w okresie późniejszym, jako nastolatek, miałeś jakiś świadomy bunt wobec wiary?
W 1982 roku umarła moja babcia i jej śmierć trochę mnie przystopowała, kazała zastanowić się nad kruchością życia. Oczywiście równolegle to był czas buchającego erotyzmu, masa imprez i tak dalej. Ale nigdy nie odrzuciłem Boga, nie wyrzekłem się Go.
Czy w tamtych czasach powiedziałbyś, że w Boga wierzysz, ale Kościół to nie za bardzo?
Tak bym powiedział. Miałem krytycyzm wobec Kościoła, pielgrzymek, tej całej częstochowskiej otoczki…
Dziś także młodzi ludzie często mówią: „Wierzę w Boga, ale nie znoszę Kościoła”.
Teraz patrzę na to inaczej. Tego się nie da odłączyć. Kościół ustanowił Jezus Chrystus dwa tysiące lat temu. Tak jak apostołowie, tak i księża mają swoje wady. Trzeba się za nich modlić i pamiętać, że tam, gdzie jest wielka łaska, tam też wielki grzech.
Oczywiście, należy wyczyścić to, co jest do wyczyszczenia. Nie można tego zamiatać pod dywan, ale prawda jest taka, że jeśli ktoś chce, to znajdzie odpowiedniego księdza. Rynek katolicki daje duży wybór.
Dzisiejsza młodzież odrzuca katolicyzm?
Tak. Myślę, że bardzo cool jest być przeciwko Kościołowi, co jest dosyć dziecinne. Młodzi się wstydzą powiedzieć, że chrześcijaństwo im się podoba. Szukają w innych duchowościach, jodze, jakichś kwiatach lotosu. A nawet Dalajlama mówił, że najlepiej trzymać się rodzimej wiary.
Ale może w tym kryzysie narodzi się mocny duch. Może nie będzie ilości, ale jakość. Nigdy nie będzie masy. Tak było od zawsze, już od czasów Chrystusa.
Dzisiaj młodzi ludzie szukają prawdy i często nie wiedzą co nią jest. Wydaje mi się, że dzisiejsza młodzież jest bardziej zagubiona od mojego pokolenia, bo ma więcej bodźców, wyborów, pokus. Myślę, że jest też bardzo tupeciarska. Wynika to z tego, że to jest model, który proponuje świat, media. Tupet jest lansowany jako jakaś wartość. Ludzie płacą za to cenę.
Jaką?
Żyją w kłamstwie, jadą na prochach.
Twoja rzeczywistość była prostsza?
Zdecydowanie. Prosty schemat: odrzucasz komunę albo nie.
A czym byś przekonywał młodego człowieka do wiary? Warto wierzyć, bo?
Bo wszystko jest w niej za darmo. Nie musisz płacić za psychoterapeutów. Ludzie często myślą, że do relacji z Bogiem musisz być prymusem. Właśnie nie. Najczęściej spotykamy Go, gdy tkwimy w takim bądź innym syfie. Bóg jest po to, żeby nas od tego syfu odciążyć.
Młodzi ludzie lubią patrzeć jednak na wymierne korzyści. To co taki człowiek może zyskać tu i teraz?
Tak jak teraz na to patrzę, to od Boga dostałem więcej profitów niż od całego tego rockowego hedonizmu. Przede wszystkim większy spokój, harmonię w działaniu, odpowiedzi na wiele pytań, uproszczenie wielu rzeczy, które wydają ci się niemożliwe. Dla Boga nie ma rzeczy niemożliwych.
Z Nim masz większe poczucie sensu. On pomaga w relacjach międzyludzkich, wyprostowuje je albo pomaga się uwolnić od toksycznych powiązań. Relacja z Bogiem daje taką czystą, prostą radość. W dzisiejszym, rzekomo bardzo wyzwolonym, a tak naprawdę megazniewolonym świecie to jest bardzo ciekawa podróż, pełna zakrętów i zaskakujących rozwiązań.
A podjąłbyś się przekonywania młodego człowieka do życia w czystości przedmałżeńskiej?
Nie jestem najlepszym adwokatem tego tematu. Ja sam nie żyłem w czystości przedmałżeńskiej, ale znam kilku mężczyzn, którzy żyją w ten sposób z miłości do Boga i wcale nie są kosmitami. To jest taka sama gadka jak z masturbacją. Wmawia się, że bez tego nie można funkcjonować, że musisz to robić. A to nieprawda. Prawda jest taka, że nie skonsumujesz wszystkich pięknych kobiet ani nie wypijesz całej wódki.
Ja rozumiem, że jak masz dwadzieścia lat, to chcesz brać życie garściami. Ktoś powie, że to, co oferuje Kościół jest strasznie nudne. A według mnie jest dużo ciekawsze niż to, co proponuje popkultura.
No ale przecież można się modlić w domu.
Ale to nie to samo! Podstawą są sakramenty. One pogłębiają wiarę. Co z tego, że jest wielu głupich księży? Możemy się oczywiście kwasić w nienawiści do pedofilii i tak dalej, ale od tego są sądy.
Powinniśmy skupiać się na tym, co dobre, a tego w Kościele jest cała masa. Nie wiem, gdzie byśmy dziś byli, jako Polacy, gdyby nie Kościół. Może pod rządami Putina?
Myślisz, że papież Franciszek może przyciągnąć młodych ludzi do Kościoła?
Mi się bardzo podobało to, co mówił na Światowych Dniach Młodzieży. Nie podlizywał się, mówił prostym językiem. Jest trochę podobny do Wojtyły, ale bardziej liberalny. Bardzo podoba mi się porównanie Kościoła do szpitala polowego, w którym trzeba opatrywać chorych.
Na koniec: Bóg jest młody, bo?
Bo jest prawdziwy.