separateurCreated with Sketch.

Tomasz Mackiewicz: pozostał tam, gdzie ulokował swą wielką miłość

TOMASZ MACKIEWICZ
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Kilka miesięcy po śmierci Tomka Mackiewicza ksiądz, który go znał, mówi ojcu wspinacza: „Ja ci nawet nie będę składał kondolencji. Tomek pozostał tam, gdzie ulokował swoją wielką miłość – na Nandze. Ja się, Witold, zawsze modlę: «Jeśli śmierć, to tylko przy ołtarzu»”.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Tomkiem Mackiewiczem i jego dramatyczną próbą zdobycia Nanga Parbat w styczniu 2018 r. żyło pół Polski. Właśnie mija pięć lat od tragicznej śmierci himalaisty. Do Mackiewicza przykleiło się wiele łatek. Były ćpun, nawrócony narkoman, himalaista-amator, który zawziął się, by zdobyć Nanga Parbat zimą. Tymczasem postać Mackiewicza jest o wiele bardziej złożona, co świetnie oddaje jego biografia Nanga Dream pióra Mariusza Sepioły.

Tomasz Mackiewicz: Były heroinista, ćpun

Epizod Mackiewicza z narkotykami wywołuje kontrowersje, sprzyja ferowaniu wyroków. Po lekturze Nanga Dream nieco łatwiej zrozumieć przyczyny problemów Tomka. Autor ze szczegółami kreśli okres dzieciństwa przyszłego himalaisty, zarysowuje jego relacje z rodzicami, najbliższymi, portretuje środowisko rówieśników w okresie dorastania. Cały ten obraz składa się na klucz do zrozumienia, jak to się stało, że gość z całkiem normalnego domu, bez większych problemów, wpada w ćpanie. Sam Mackiewicz przyznawał:

Szukałem środowiska, gdzie będzie fajnie i bezpiecznie. Różnie przedstawia się w mediach wizerunek ćpuna, ale prawda jest taka, że to są bardzo często wrażliwi ludzie.

Sepioło wnikliwie opisuje proces wychodzenia z uzależnienia. Pisze o kolejnych podejmowanych próbach leczenia w ośrodkach Monaru. O rzucaniu terapii i powrotach. Autor rozmawia z pracownikami ośrodków, ludźmi, których Mackiewicz tam poznał, z przyjaciółmi. Także z ojcem, który mniej więcej w tym czasie przeżył nawrócenie i rozpaczliwie prosił Boga o ratunek dla syna. Modlitwy całkiem szybko zostały wysłuchane.

Nawrócony Weget

Ksywka „Weget” przylgnęła do niego w ośrodku Monaru w Gaudynkach. Tomek rzucił ćpanie, ale chciał w życiu zmienić coś jeszcze. Postanowił, że zostanie wegetarianinem, a jak sobie coś postanowił, to tak miało być. Koledzy wprawdzie podśmiewali się z niego, bo kiedy miał dyżur w kuchni, to wiadomo było, że na obiad kotletów nie będzie. Ale dzielnie w tym postanowieniu trwał. Nawet kiedy jechał w Himalaje, a tam możliwości przebierania w menu wielkich nie ma.

Monarowski odwyk zmienia jego życie na zawsze nie „tylko” przez uwolnienie od ćpania. Także dlatego, że to właśnie w jednym z ośrodków poznaje przyszłą żonę. Joanna jest siostrą jednego z monarowców, Witka. W ten sposób Maciewicz zyskuje też nową rodzinę – jest siostra Witka i Joasi, Małgosia, z którą się przyjaźni, ich rodzice. To od prof. Kondrackiego, ich ojca, słyszy o Ośrodku Rehabilitacji Trędowatych „Świt Życia”, który też wpłynie na jego życie. Ojciec Tomka wspominał:

W Jeevodaya doświadczył odmiany, widział ludzkie dramaty i cierpienie, które nim wstrząsnęło. Jego pobyt tam i kontakt z doktor Heleną Pyz były dla niego bardzo ważne.

Czy Tomek nawrócił się w Indiach, jak powtarzali później dziennikarze? Zdania są podzielone. Dr Pyz mówi: „…postanowił się wyspowiadać. Cieszył się tą spowiedzią. Cieszyło mnie to jego przylgnięcie do Boga”. Z kolei Małgosia Sulikowska ripostuje: „Tomek nawrócony? Błagam!”. Jej zdaniem Mackiewicz nie chodził do kościoła, a jeśli już mowa o kwestiach duchowych, to bliższy był mu buddyzm.

Symboliczny pogrzeb syna na 7 tys. m n.p.m.

Przez kilka lat (z przerwami) mieszkał w Irlandii i to w irlandzkich skałkach można upatrywać początków jego przygody ze wspinaniem. Ponoć w ścianie płynął, poruszał się z wielką gracją – jak relacjonują rozmówcy Sepioło. W skałki zabrał go Marek Klonowski, z którym później się zaprzyjaźnił. I to on „sprzedał” Tomkowi górskiego bakcyla. Razem postanowili zdobyć Mount Logan. To był Tomka pierwszy raz w wysokich górach. „Mam wyrzuty sumienia, bo to ja go zabrałem” – powie później Klonowski. Za wyprawę dostają nagrodę Kolosa 2008.

Tomek był, jak sam przyznał, ćpunem gór. Wciągnęły go. Następnym celem staje się siedmiotysięcznik Chan Tengri. Ta wyprawa jest wyjątkowa, ma wymiar nie tylko sportowy. Tomek zanosi na szczyt góry maleńkie pudełeczko z napisem „SYN”. W środku są… prochy jego zmarłego dziecka (wcześniej Joanna była w bliźniaczej ciąży, ale ze względu na niedopatrzenia lekarzy jedno dziecko, Xawery, urodziło się martwe). Przez długie lata Tomek nie mógł poradzić sobie z tym dramatem, w niektórych wywiadach powracał do tematu, mówił, że taka trauma zmienia człowieka nieodwracalnie, tego, co się rozpadnie, nie da się już posklejać. I nie dało się – Tomek odchodzi od Joanny, z którą zostaje syn Max i malutka córka Tonia. Wchodzi w związek z inną kobietą, z którą też wkrótce ma dziecko.

Dlaczego akurat Nanga Parbat?

Później jest już tylko Ona – Nanga Parbat, góra, która stała się jego obsesją. Dlaczego Nanga? Bo po Loganie i Chan Tengri naturalne stało się, że potrzeba mu kolejnych, większych wyzwań. „Góry mnie wciągnęły makabrycznie” – mówił. Padło na Nangę, bo była – wtedy jeszcze – niezdobyta zimą. I pozwolenia na nią były stosunkowo tanie. Ale dlaczego próbował ją zdobyć aż siedem razy? Co w niej takiego jest, że Tomek obwieszczał rezygnację, po kolejnych wyprawach bez szczytu zapowiadał publicznie, że to rzuca, a później… wracał na Nangę? Odpowiedzi można szukać w słowach innego wybitnego himalaisty, Wojciecha Kurtyki:

…miał z tą górą silną, bardzo osobistą relację. Znam to z własnego doświadczenia. Każdy mój górski cel wyrastał we mnie z głęboko osobistych powodów, z więzi z konkretną górą, jej kształtem, charakterem, sportowymi wyzwaniami, jakie stawiała.

Kilka miesięcy po śmierci Tomka ksiądz, który go znał, powie ojcu wspinacza: „Ja ci nawet nie będę składał kondolencji. Tomek pozostał tam, gdzie ulokował swoją wielką miłość – na Nandze. «Ja się, Witold, zawsze modlę: Jeśli śmierć, to tylko przy ołtarzu»”.

Nanga Dream – rzetelna, uczciwa opowieść o Mackiewiczu

Biografię Mackiewicza pióra Mariusza Sepioły czyta się jednym tchem. Oczywiście, duża to „zasługa” niebanalnego życiorysu samego bohatera. Ale bez wnikliwych obserwacji, dotarcia do bliskich wspinacza, olbrzymiej znajomości tematu (Sepioło wcześniej napisał genialne Himalaistki) książka pewnie nie byłaby tak porywająca. Dostajemy obraz nieoczywisty, niepozbawiony ciemniejszych barw, ale bez „gotowców” w postaci ocen i wyroków.

Owszem, są tu wypowiedzi, w których pobrzmiewa np. żal (bo jak można zostawiać żonę, małe dzieci i jechać na długie tygodnie w góry) czy też krytyczne oceny np. środowiska himalaistów. Autor nie wybiela Mackiewicza – pisze np. o jego nieetycznym zachowaniu, kiedy kwestionował zdobycie przez Simone Moro Nangi zimą, wspomina nerwowe reakcje na opinie himalaistów. Ta wielobarwna opowieść pozwala przybliżyć się nieco do odpowiedzi, po co to wszystko, po co tak narażać życie, po co ryzykować. I zrozumieć słowa Simone Moro:

My nie chodzimy tam po to, żeby zginąć. Tylko po to, żeby żyć. Na całego.

*Nanga Dream. Opowieść o Tomku Mackiewiczu, Mariusz Sepioło, Znak 2018

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Tags: