Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Było to dobre 20 lat temu. Od tego czasu widzieliśmy się może trzy razy. Już nie rozmawialiśmy głęboko o życiu. Marek miał kolejne dziewczyny, które po jakimś czasie go opuszczały. Zmienił środowisko. Zmarniał.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Wiele lat temu miałem przyjaciela. Nie spotykaliśmy się za często, ale gdy się w końcu widzieliśmy, potrafiliśmy gadać bardzo długo. Nie o głupotach i codzienności, ale o życiu. Był mądrym człowiekiem, widzącym wielowymiarowo. A jednak nie potrafił uniknąć pułapek, które na niego zastawiało życie. Chociaż je widział, właził w nie jak ćma w ognisko.
Zdrada. Jak do tego doszło?
Miał dobrze prosperującą firmę, żonę i dwójkę prawie dorosłych dzieci. Zaczynał własny biznes w dobrym momencie, rynek był jeszcze pusty i niezdefiniowany. Firma szybko urosła, a on zbudował dom, miał kilkanaście samochodów firmowych i kilkadziesiąt zatrudnionych osób. Widać było po nim zamożność i klasę. Imponował mi. Czułem się zaszczycony tym, że darzy mnie zaufaniem i chce ze mną gadać na różne, czasem intymne tematy.
W pewnym momencie po długiej chorobie zmarł mu ojciec. Nie był z nim szczególnie związany, jednak ta śmierć wytrąciła go jakby z równowagi. Zaczął odpływać. Najpierw w alkohol, potem w kobiety i seks. Rozpadła się jego rodzina. Żona nie wytrzymała presji. Rozstali się. Zostawił żonie dom, pożegnał się z nim bez żalu. Firmę również przejęła ona. A on wynajął małe mieszkanko na strychu kamienicy i zamieszkał tam ze swoją młodszą o 20 lat sekretarką.
Sylwester z „dwójką”
Był to okres, w którym zdarzyło nam się spędzić razem dwa sylwestry pod rząd, w tym samym miejscu. Pamiętam, że było trochę nieswojo. Wszyscy uczestnicy sylwestra pamiętali udaną imprezę z roku poprzedniego, na którym był z żoną. I nagle zjawia się na następnego sylwestra z inną kobietą. Nie bardzo wiedzieliśmy, jak się zachować.
Niektórzy udawali, że nic się nie stało. Przyjęli ją do towarzystwa, jakby w nim była od zawsze. Inni ją wyraźnie ignorowali. Gdy w pierwszym dniu nowego roku wyszliśmy wszyscy na spacer, oni również poszli z nami. Grupa kilkunastu osób rozdzieliła się na podgrupki i pary. Szedłem wtedy razem z nim. W pewnej chwili zadzwonił jego telefon.
Czy jesteś szczęśliwy?
Dzwoniły jego dzieci. Dałem znak, że odejdę, aby mu nie przeszkadzać. On jednak machnął ręką, bym został. Starałem się nie słuchać, ale byłem mimo woli świadkiem tej rozmowy. Były życzenia i rozmowa o niczym. Zdałem sobie jednak sprawę, że towarzyszy jej potężny ładunek emocjonalny. Był płacz dziecka w słuchawkę, jego bezdenny smutek i puste zapewnienia, że wszystko się jakoś ułoży.
Po pewnym czasie rozmowa została przerwana. Szliśmy przez chwilę w milczeniu. Widząc łzy płynące mu po policzkach, powiedziałem, jakbym stwierdził fakt i pytał jednocześnie: “Marek, nie jesteś szczęśliwy?”. “Nie jestem – odpowiedział – nie myślałem, że to będzie takie trudne”. Wtedy powiedziałem: “Napraw to, wróć do żony i do dzieci!”. Przez chwilę milczał, po czym odpowiedział.
Złudzenia
“Gdy się poznaliśmy z Małgosią, mieszkaliśmy w akademiku. Małgosia to była moja wielka miłość. Byliśmy bardzo w sobie zakochani. To była wielka, żywa miłość. Potem wzięliśmy ślub. Małgosia urodziła Bożenkę. Wynajęliśmy mały pokoik od znajomych na strychu ich domu. Byliśmy bardzo biedni i bardzo szczęśliwi. Kochaliśmy się. Ale teraz ta miłość już się wypaliła. Nie ma już miłości” – zakończył opowieść.
Drążyłem dalej: “Przecież widzę, że dalej ją kochasz”. Zaprzeczył: “Nie, nie ma we mnie już miłości”. “Poczekaj – nie dawałem za wygraną – miłość to rzeczownik, a ja mówię, że widzę, że ją dalej kochasz. Kochać to czasownik. Przebacz jej, proś ją o przebaczenie, bądź z nią, służ jej. Przejdźcie przez to razem, walczcie o swoją miłość, zamiast odprawiać nad nią pogrzeb.
Popatrz, zachowujesz się tak, jakbyś chciał wrócić na swoje ślady. Jakbyś zatoczył koło. Nawet wynajęliście małe mieszkanko na strychu, tak jak z Małgosią. Próbujesz wrócić do korzeni, wejść do tej samej wody. Przecież ta młoda dziewczyna, z którą teraz jesteś, potrzebuje czegoś zupełnie innego niż ty. Ona nie kocha ciebie, a twoją pozycję i status, którego już nie masz. Za rok czy dwa zderzysz się z jej rozczarowaniem. Żyjesz złudzeniem, obudź się”.
Za daleko?
Milczeliśmy dłuższą chwilę. W końcu Marek powiedział: “chyba masz rację, żyję złudzeniem. Ale na tej drodze zaszliśmy oboje już zbyt daleko. Nie umiemy sobie przebaczyć i żyć ze sobą”. “Poczekaj – powiedziałem – wolisz się tak rozklejać i trwać w beznadziei? Walcz. Weź Małgosię za rękę, idźcie do kościoła i powiedzcie Bogu: Panie, schrzaniliśmy to, co nam dałeś i pobłogosławiłeś. Nie umiemy tego rozwikłać. Zrób z tym coś. Siądźcie w ławce i czekajcie. A choćby i na cud”.
Resztę spaceru odbyliśmy w milczeniu. Było mi żal ludzi, którzy wolą trwać w cierpieniu i smutku. W złości i urazie, zamiast wybaczyć sobie nawzajem. Wiem, że jego żona czuła to samo. Wolą trwać zamurowani w swoim bólu, zamiast ukorzyć się i próbować naprawić błędy, które popełnili.
Było to dobre 20 lat temu. Od tego czasu widzieliśmy się może trzy razy. Już nie rozmawialiśmy głęboko o życiu. Marek miał kolejne dziewczyny, które po jakimś czasie go opuszczały. Zmienił środowisko. Zmarniał. Stał się złośliwy i nie dążył do spotkań z przyjaciółmi czy w ogóle z innymi ludźmi, jak kiedyś. Nie odpowiada na próby nawiązania kontaktu. Wiele lat temu miałem przyjaciela. Szkoda.
Czytaj także:
Kiedy w małżeństwie zaczyna się zdrada?
Czytaj także:
Mój przyjaciel zdradza żonę. Co robić? Krytykować czy dać mu wolność?
Czytaj także:
Czy to już zdrada… Dwa kroki, by uratować zaufanie