Najbliżej jest mi do św. Jana Pawła II, przy którym wzrastałem. Chciałbym być biskupem, który nie buduje barier. Ma dużo ciepłego, serdecznego podejścia do ludzi. I nawet jeśli nie może pomóc, to wysłucha. Bardzo bliski jest mi też św. Jan XXIII, który był papieżem uśmiechu, dobroci.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Z ks. prof. Januszem Mastalskim, biskupem nominatem archidiecezji krakowskiej, teologiem i pedagogiem, rozmawia Małgorzata Bilska.
Małgorzata Bilska: Gratuluję nominacji.
Bp Janusz Mastalski: Dziękuję. Święcenia biskupie przyjmę 5 stycznia, o godzinie 10.00, w katedrze wawelskiej w Krakowie.
Czy Ksiądz Biskup ma jakiś wzorzec, ideał, do którego chciałby się upodobnić?
Najbliżej jest mi do św. Jana Pawła II, przy którym wzrastałem. Cała moja młodość i duża część kapłaństwa była z nim związana. U Ojca Świętego zawsze ujmowała mnie otwartość i wyjście do drugiego człowieka.
Chciałbym być biskupem, który nie buduje barier. Ma dużo ciepłego, serdecznego podejścia do ludzi. I nawet jeśli nie może pomóc, to wysłucha. Bardzo bliski jest mi też św. Jan XXIII, który był papieżem uśmiechu, dobroci… Chciałbym być tak odbierany. Nie wiem, czy zasłużę na taką opinię, ale to są moje pragnienia, aby się choć trochę zbliżyć do tych postaci.
Czytaj także:
Bp Jan Pietraszko: krakowska legenda. Po nominacji na biskupa pozostał proboszczem
Wielcy, wybitni, święci. Soborowi papieże. Jan XXIII był tercjarzem franciszkańskim. A czy papież Franciszek także będzie wzorem?
Tak, ale on żyje. Jest moim najwyższym przełożonym. U papieża Franciszka podziwiam przede wszystkim prostotę wypowiedzi. Jeżeli mam coś z niego wziąć, to właśnie bezpośredniość w kontakcie z innymi. Często ma bardzo trafne określenia, metafory, porównania.
Na przykład?
Choćby słynna kanapa albo cywilizacja wykluczenia, o której napisałem kilka artykułów. Jest dużo takich określeń.
Czym jest kultura wykluczenia?
Papież Franciszek twierdzi, że obecny świat, pełen konsumeryzmu, ekonomizacji i mediatyzacji życia społecznego, wyklucza pewne grupy społeczne. Wielu ludzi starszych nie ma komputera, nie potrafi sobie poradzić z płatnościami, z e-mailami.
Więc to wykluczenie cyfrowe?
Nie tylko. Ludzie biedni, słabsi nie mają głosu. Trzeba się pochylić nad osobami niepełnosprawnymi. Margines wykluczenia się poszerza.
Jan Paweł II miał świetny kontakt z młodymi. Do czego zobowiązuje nas w praktyce wezwanie do wstawania z kanapy? Padło ono w czasie Światowych Dniach Młodzieży tu, w Krakowie.
Z pewnością do inicjatywy. Nie możemy mówić, że młodzież przyjdzie do księdza, katechety, do biskupa. Biskup, katecheta, ksiądz musi sam wyjść do nich z konkretną propozycją. Nie chodzi o to, żeby było super hiperatrakcyjne, bo przecież Jezus „sam się broni”. Mistrz z Nazaretu jako treść przepowiadania jest najpiękniejszy, najlepszy i najważniejszy.
Formę Kościół musi dziś dostosowywać do „jakości” społeczeństwa. Młodzież jest już nazywana nie nastolatkami, ale tabletolatkami. Są kapłani, którzy ewangelizują w przestrzeni wirtualnej, tworzą interesujące strony internetowe razem z młodzieżą. Młodych trzeba jednak wyciągnąć z domu, bo siedzą godzinami „na kompie”, przy komórkach. Jak duszpasterze wstaną z kanapy, młodzież również wstanie. Jest to jakaś interakcja. Wszyscy się trochę zasiedzieliśmy.
Jak pełniąc tak ważny urząd nie „zbiskupieć”? Jan Paweł II przełamywał sztywną tradycję, zakazał noszenia siebie w lektyce itd. Jaka powinna być zdrowa relacja ze świeckimi?
Trzeba mieć na to pomysł. Jeżeli mam jakąś wizję, cel, to będę do niego szukał środków. W relacjach nie ma już miejsca na wyniosłość, patetyczność czy patrzenie z góry. Z drugiej strony, w polskiej mentalności zbyt bliska relacja, skracanie tego dystansu, może być niebezpieczne.
Dlaczego?
Angielskie You, które w Stanach Zjednoczonych czy na Zachodzie buduje relacje, u nas oznacza zbytnią poufałość. Przejście na ty, co widać czasem w szkole, jest początkiem końca. Następuje spoufalenie, partnerstwo i klepanie po ramieniu (np. „Nie rób nam dzisiaj klasówki”).
Biskup i ksiądz na takie spoufalenie nie powinien pozwolić. Ma odegrać inną rolę niż kumpel. Ma być kimś, kto wspiera, ale za dużo nie poucza, bo młodzież tego nie lubi. Powinien raczej mówić: Są różne wyjścia, może tak, a może inaczej, bez narzucania imperatywnego. Młodzież ma to w domu i w szkole, a tego nie znosi. Ważna jest też indywidualizacja. Młody człowiek nie może się czuć kolejnym elementem zbiorowości. Powinien być z niej wydobyty.
Do każdego z nich potrzebne jest podejście osobiste, indywidualne. I to się da zrobić. Poza tym każdy ma poczucie godności. Dobierając formę porozumiewania się, musimy zastanowić się, czy ktoś nie poczuje się marginalizowany, lekceważony, ciągle pouczany. Mam nadzieję, że gdy będę zapraszany na spotkanie z młodzieżą, powiem im o Jezusie tak, aby potrafili dokonać wyboru. Ja im niczego nie mam zamiaru nakazywać. Oni sami muszą w którymś momencie dojść do wniosku, że „to jest ich”. Nie jest narzucone. A Jezus ma rację, jest Drogą, Prawdą, Życiem. Jeśli ktoś to uwewnętrzni i potraktuje jako własne, to za tym pójdzie.
Czytaj także:
Przychodzi Aleteia do biskupa i pyta: Jak rozeznać swoje powołanie? I jak wytrwać?
Jest Ksiądz Biskup autorem książki „Chrześcijanin wobec agresji w rodzinie. Perspektywa pedagogiczna”. Brakuje mi stanowczego głosu kapłanów na temat agresji – w homiliach, na katechezie. Agresja jest wielkim złem, a jej ilość wokół narasta.
Jest jej bardzo dużo. Nie wiem, czy zdajemy sobie sprawę z tego, że w publikacjach, w naszym myśleniu, zapominamy o jednym z rodzajów agresji. Przemocą jest również obojętność rodziców wobec dziecka, dziecka wobec rodziców, małżonków wobec siebie.
Zaniedbanie?
Zaniedbanie jest także formą przemocy. Mamy do niej podchodzić z perspektywy Katolickiej Nauki Społecznej, czyli nie „oko za oko” czy „ząb za ząb”. Jeśli nie podejmiemy próby rozwiązywania problemu, agresji będzie coraz więcej. Mówi się o agresji wymuszonej, kiedy ktoś reaguje na agresję agresją. A potem nie ma już nawet agresji z drugiej strony, a ja broniąc się, jakby „profilaktycznie” zachowuję się agresywnie.
Pamiętajmy, że żyjemy w czasach „hejtowców”, kiedy można szkodzić drugiemu człowiekowi bez brania za to odpowiedzialności.
Anonimowo.
Tak. Jeśli to się przeniesie z „wirtualu” na „real”, może się okazać, że bardzo piękne relacje zostały zniszczone tylko dlatego, że nauczyłem się ranić kogoś w poczuciu bezkarności.
Jak więc reagować na agresję? My, katolicy, nie rozumiemy czasem różnicy między nadstawieniem drugiego policzka – w wolności, a uległością wobec agresora. Nie wypracowaliśmy chrześcijańskiej strategii reakcji na agresję, co kończy się emocjonalnym przechodzeniem od uległości do odwetu.
To agresja wymuszona.
I błędne koło.
Zgadza się. To pewnie temat na drugą rozmowę o strategiach.
Jest nią asertywność?
Z pewnością tak. Od wielu lat trzymam się pewnej zasady. Najpierw staram się kogoś zrozumieć, a dopiero potem – ewentualnie – ocenić. Czasem ten ktoś ma prawo do zdenerwowania, bo coś się wydarzyło. Wiem, że nie chce mnie skrzywdzić, tylko puszczają mu nerwy.
A jeśli ktoś chce mnie skrzywdzić intencjonalnie, to się zastanawiam – dlaczego? Czy to kwestia wychowania czy przeżycia traumy? To obniża we mnie chęć odwetu. Tego nas uczył Jezus, żeby zmiany zacząć od siebie. Gdybyśmy konflikty rozwiązywali bardziej ewangelicznie, nie byłoby tyle łez w rodzinach, w grupach rówieśniczych i w innych środowiskach.
Ma już ksiądz biskup zawołanie biskupie?
Mam, ale zdradzę na dziś tyle, że odwołam się w nim do nadziei. Ona jest przez cały czas obecna w moim życiu. Moja wiara jest pełna nadziei. I chciałbym, aby tak pozostało.
Czytaj także:
Marek Mendyk: Biskup, który dąży do harmonii i stosuje dietę św. Hildegardy [rozmowa]