Tajemniczy świadek zmartwychwstania Jezusa, prostytutka, uczeń, którego Jan Ewangelista nazywa „umiłowanym”, konkurentka św. Piotra, żona Jezusa i matka jego dzieci… Gdzie jest prawda? Rozmowa z autorem książki o Marii Magdalenie.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Przemysław Radzyński: W swojej książce obala pan kilka mitów czy legend narosłych wokół postaci Marii Magdaleny. Zanim o nich, to proszę powiedzieć, co z pewnością o niej wiemy. Kim była Maria Magdalena?
Paweł F. Nowakowski: Jest zaledwie parę faktów, które przytaczają nam o niej Ewangeliści. Można je streścić w jednym zdaniu: jedna z niewiast idąca za Jezusem z Galilei, którą On uwolnił od siedmiu demonów i która była przy Nim aż do śmierci krzyżowej, a następnie stała się świadkiem Jego zmartwychwstania.
Czytaj także:
Św. Maria Magdalena i nuta szaleństwa. Kim tak naprawdę była?
Pomieszam teraz kilka wątków, ale proszę powiedzieć, czy są jakiekolwiek podstawy, żeby twierdzić, że Maria Magdalena była prostytutką, była uczniem, którego Jan Ewangelista nazywa „umiłowanym” i tym samym konkurentką św. Piotra, była żoną Jezusa i matką jego dzieci?
Wszystkie te kwestie opierano na różnych domysłach, biorąc pod uwagę teksty, które wprost nie mówią o Marii Magdalenie. Każda z hipotez, które pan przytoczył, powstała w innym okresie, od V-VI w. aż do naszych czasów. Trudno je rozpatrywać łącznie, tym bardziej, że łatwo o kolejne pomieszania.
W pańskim pytaniu można na przykład dostrzec sugestię, że „umiłowany uczeń” mógł być konkurentem św. Piotra – jednak rola umiłowanego ucznia w czwartej Ewangelii na to nie wskazuje. Dlatego w książce starałem się pokazać, kiedy pojawiają się te teorie, na czym ich autorzy próbowali je oprzeć i jak mają się do Biblii.
Za każdym razem jest to osobny portret, który w kulturze i dociekaniach teologicznych namalowano Marii Magdalenie i za każdym razem jest to fascynująca podróż przez wieki, by odkryć te warstwy. A w dzisiejszym, rozdyskutowanym świecie nie wystarczy prosta odpowiedź: „tak” lub „nie”, trzeba jeszcze wiedzieć „dlaczego”.
Po co – pańskim zdaniem – czyni się takie zabiegi?
Nie ma zapewne jednej motywacji. Papież św. Grzegorz Wielki utożsamił Marię Magdalenę z nawróconą grzesznicą z powodów moralistycznych i wbrew temu, co się dziś często powtarza, był o niej bardzo dobrego zdania – stawiał ją za wzór. I to możemy sprawdzić na podstawie jego tekstów. Niełatwo jest dociec intencji twórców różnych pseudohistorii, które wykorzystują postać Marii Magdaleny. Część zapewne powstała z niewiedzy lub braku umiejętności badania i krytyki historycznej, a w niektórych przypadkach jesteśmy w stanie wykryć celowe oszustwo obliczone na medialne zaistnienie.
A co z kolei sprawia, że ludzie w swojej masie im wierzą, albo przynajmniej zdają się mówić „musi być coś na rzeczy”?
Nie każdy jest bezkrytyczny, ale to prawda, że czasem nawet osoby, które poznają źródła i nie mają zastrzeżeń do przeprowadzonej analizy, wolą pozostać przy swoich wcześniejszych przekonaniach. Zdarzyło mi się nawet (więcej niż raz) słyszeć: „ale tak by było fajnie, gdyby to była prawda”.
W człowieku jest jakiś pociąg do tajemniczości, do historii jak z romansu, która łechce emocje. I jeśli nawet rzeczywistość i fakty jej przeczą – tym gorzej dla faktów. Są osoby, które wolą ten posmak ułudy, niewiele na to można poradzić.
Czytaj także:
Cenna lekcja, jaką dał mi film „Maria Magdalena”
Przez 1/3 książki stara się pan ustalić czy Maria Magdalena, Maria z Betanii i grzesznica obmywająca Jezusa drogocennym olejkiem to ta sama osoba. Jakie to ma znaczenie?
Trochę obawiałem się tego skupienia na scenie namaszczenia Jezusa drogocennym olejkiem i tego, jak zostanie ona odebrana. Ale pierwsze reakcje po lekturze książki rozwiały moje wątpliwości. Ks. prof. Józef Naumowicz powiedział nawet w programie radiowym, co poczytuję sobie za duży zaszczyt, że ta część książki rozjaśniła mu kwestię identyfikacji niewiast z Biblii, bo miewał z tym problem. I o to właśnie chodziło.
Poza tym ważne jest, byśmy mieli świadomość, że niezgodność niektórych opisów biblijnych w różnych wersjach ewangelicznych nie odbiera im wiarygodności, a przeciwnie – wskazuje na autentyczność zapisanych wydarzeń. Współczesny czytelnik może więc łatwiej zrozumieć, jak one powstawały i czemu czasem słysząc o scenie namaszczenia nie zgadzają mu się pewne szczegóły.
Dlaczego Maria Magdalena tak nagle „znikła” z kart Ewangelii? Pierwszy świadek zmartwychwstania Jezusa nie pojawia się ani w Dziejach Apostolskich, ani w żadnym z listów apostolskich, które weszły do kanonu Pisma Świętego? Czy Maria Magdalena mogła być – jakbyśmy to dziś powiedzieli – liderką tworzącego się chrześcijaństwa? Czy uprawnione są stwierdzenia, że męska część grona uczniów Chrystusa chciała wyrugować „pierwiastek kobiecy” i jego znaczenie z historii tworzącego się wówczas Kościoła?
Jeśli ktoś chciałby wyrugować znaczenie kobiet z pism ewangelicznych, mógł to zrobić, tymczasem pierwsze informacje o zmartwychwstaniu opierają się na świadectwie kobiety – świadku najsłabszym w tamtych realiach i zasadach społecznych. Ewangelia i pozostałe księgi Nowego Testamentu przekazują informacje o Chrystusie, Jego misji i nauczaniu, wreszcie o Jego śmierci i zmartwychwstaniu – to jest ich główny cel.
Dlatego pozostałe postacie pojawiają się okazjonalnie, w tych momentach, gdy ma to związek z podstawowym tematem. Przecież o większości apostołów – mężczyzn też mamy skąpe informacje w kolejnych tekstach. Maria Magdalena była „apostołką apostołów”, jak ją nazwali Ojcowie Kościoła – przyniosła pozostałym uczniom informację o zmartwychwstałym Chrystusie. To bardzo ważna rola – pamiętajmy, że bez zmartwychwstania chrześcijaństwo nie ma sensu.
Dlaczego zatem tylko kilka wzmianek w ewangeliach o Marii Magdalenie powoduje, że nie tylko jest dobrze zapamiętaną postacią Nowego Testamentu, ale na stałe zagościła w kulturze masowej i budzi emocje do dziś?
Powodów jest bez wątpienia kilka. Ponieważ wiemy mało – starano się dokonywać rekonstrukcji i uzupełnień, dociekań – bardzo często wiodących na manowce. Czasem chciano świętą związać z lokalną tradycją – stąd biorą się na przykład legendy prowansalskie. A współczesna kultura ma znów swoje inspiracje, nieraz jedynie bazujące na postaciach z Nowego Testamentu, które stają się nośnikiem komentarzy do własnych rozterek czy przeżyć autorów. Tak zdarza się często w piosenkach muzyki pop czy filmach.
Pan, na swój własny użytek, ma jakąś teorię, co stało się z Marią Magdaleną po zmartwychwstaniu Jezusa?
Jestem historykiem i moim zadaniem jest wyjaśnianie przeszłości i służenie czytelnikom tym, by docierać do rzeczy pewnych i oddzielać je od niepewnych lub fałszywych. Staram się to robić też tak, by czytelnik miał ułatwione zadanie w odbiorze tych zawiłości z dziejów. Zaprzeczyłbym więc swojemu zadaniu, snując teraz nieuzasadnione domysły, jakich wiele starałem się obnażyć w książce. Jedyne, co można powiedzieć to to, że rozmowa ze zmartwychwstałym Chrystusem musiała ją utwierdzić w decyzji, którą podjęła już w Galilei, by iść za Nim, a teraz jeszcze tę decyzję mogła lepiej zrozumieć.
Co pana osobiście najbardziej porusza w tej postaci? Może w czasie pracy nad książkę wydarzyło się coś przełomowego dla pana życia intelektualnego albo/i duchowego?
Odpowiem na to krótko, ale rzeczy ważne często można tak ująć. Najbliższą Wielkanoc, a pewnie i kolejne, będę oglądał oczyma Marii Magdaleny.
Paweł F. Nowakowski – historyk i teolog, adiunkt w Instytucie Kulturoznawstwa Akademii Ignatianum w Krakowie. Współpracuje z TVP Historia, jest także autorem i współautorem przewodników po Santiago de Compostela i Kioto. Autor książki „Maryja. Biografia Matki Bożej”.
Czytaj także:
Jak wyglądała Maria Magdalena? Zobacz rekonstrukcję jej twarzy!