separateurCreated with Sketch.

„Bo u nas maszynka do męczenia nowicjuszek jest na prąd…” – s. Borkowska opowiada anegdoty

ANEGDOTY ZAKONNE
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

W książce zatytułowanej „A w naszym klasztorze…” siostra Małgorzata Borkowska OSB zebrała serię opowieści, często z przymrużeniem oka, dotyczących życia monastycznego. Oto kilka dykteryjek znanej benedyktynki.

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.


Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Maszynka do męczenia nowicjuszek

Kiedy wstąpiłam do klasztoru, najtrudniej było z tym faktem pogodzić się mojej cioci Józefinie, siostrze przyrodniej mojej Mamy (czyli tak zwanej u nas Babci Józce). Babcia Józka była sentymentalnego, dziewiętnastowiecznego chowu i dwóch rzeczy w życiu bała się najbardziej: chorych umysłowo i zakonnic. Miała też spory zasób powieściopisarskich fantazji na temat życia klasztornego.

Odwiedziła mnie, kiedy byłam jeszcze postulantką, zajrzała mi głęboko w oczy i pyta:
– Anka, powiedz prawdę: bardzo cię tu męczą w tym nowicjacie?
Nie było sensu tłumaczyć cokolwiek, więc powiadam:
To zależy, Babciu, czy jest prąd, czy nie ma. Bo u nas maszynka do męczenia nowicjuszek jest na prąd.
Babcia tylko ręką trzepnęła i dała spokój dalszemu sprawdzaniu swoich wiadomości.



Czytaj także:
Mamusiu, ja mówię „Pochwalonego”, a ten żeński ksiądz nie odpowiada! Anegdoty s. Borkowskiej OSB

 

Jak rozwaliłam kratę u dominikanek

Pojechałam kiedyś do Krakowa i poszłam do dominikanek na Gródku, prosić o wgląd w ich archiwum. Okazało się, że nie jest skatalogowane, więc zaproponowałam, że je skataloguję w zamian za możność zrobienia notatek. Siostry zadzwoniły do prowincjała i z jego pozwoleniem wpuściły mnie do środka.

Więc siedziałam w archiwum, pracowałam pilnie, a po południu postanowiłam pójść razem z nimi na nieszpory.

Chór mają w kościele na emporze, a na balustradzie jest drewniana krata mniej więcej metrowej wysokości. Weszłam, uklękłam, i żeby się łatwiej podnieść, oparłam się tylko dwoma palcami o te kratę… i krata mi na łeb poleciała. Z tyłu pędzi jakaś nowicjuszka z wyciągniętymi rękami, ratować, nie wiem, kratę czy mój łeb; a za mną stoi przeorysza i tak się śmieje, że się ruszyć nie może.

Bo tuż przedtem zdążyłam jej opowiedzieć, jak to w klasztorze przemyskim rozwaliłam tapczan, a w Staniątkach pulpit mszalny…

2019_bez_Aletei_www_v1

 

Czy zakonnica może być taka duża?

Były jednak poza archiwalnymi także i inne podróże, na przykład w latach siedemdziesiątych bywałam w jednej osobie przewodniczką, tłumaczem i biurem podróży podczas wizyt ojca Jana Leclercq w Polsce. Kiedyś pojechaliśmy do Drohiczyna. Była niedziela i poszliśmy na miasto zwiedzać kościoły, których tam jest kilka; zajrzeliśmy do katedry i nawet do cerkwi. Ojciec zadawał różne pytania.

Wreszcie wracamy do klasztoru, a jednocześnie wraca z katechizacji s. Beata i śmieje się tak, że się ledwo na nogach trzyma. Okazuje się, że zaczepił ją kierownik poczty, bardzo zaniepokojony: – Siostro, jacyś dziwni ludzie chodzą po Drohiczynie! Jeden to stary ksiądz, a drugi to potężny mężczyzna przebrany za zakonnicę! Rozmawiają w jakimś obcym języku… Czego oni tu mogą chcieć?

– S. Beata wpadła na niego: – Jak to mężczyzna? Czy pan nie widział twarzy? Przecież to jest nasza siostra zakonna! – No rzeczywiście, twarz nie była męska… ale czy zakonnica może być taka duża?

 

Brewiarz pod latarnią…

W roku 1980 był wielki jubileusz benedyktyński i jedną z imprez był zjazd patrologiczny we Wrocławiu, na którym miałam referat. Miasta zupełnie nie znałam, a pociąg nie chciał się spóźnić i wyrzucił mnie o czwartej rano na dworzec pełen pijaków. Wobec tego wzięłam taksówkę i pojechałam prosto do seminarium.

Ciemno (był koniec września), pusto, skwer na tyłach katedry, taksówka dawno odjechała, ja dzwonię, dzwonię i nic. Później się okazało, że na furcie posadzono dwóch kleryków, którzy mieli specjalnie czekać na nocnych gości, ale zasnęli. Co robić? Usiąść na ławce, to zasnę, zmarznę i zaziębię się. Można by się zająć brewiarzem… ale ciemno. Tylko jedna latarnia pali się na rogu. Więc poszłam tam, stanęłam pod tą latarnią i odmawiałam brewiarz…

Fragment opowieści s. Małgorzaty Borkowskiej z książki „A w naszym klasztorze…”. Siostra Małgorzata Borkowska OSB urodziła się w 1939 r. Studiowała polonistykę i filozofię na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz teologię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od 1964 jest benedyktynką w Żarnowcu. Autorka wielu prac historycznych, m.in. „Życie codzienne polskich klasztorów żeńskich w XVII i XVIII wieku”, „Czarna owca”, „Sześć prawd wiary oraz ich skutki”, „Oślica Balaama”, „Ryk Oślicy”, „Twarze Ojców Pustyni”, tłumaczka m.in. ojców monastycznych, felietonistka.


SIOSTRY ZAKONNE
Czytaj także:
Przyjeżdża prymas Wyszyński do klasztoru i pyta… o kradzione jabłka. Anegdoty s. Borkowskiej OSB

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!