Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Zacznijmy od uczciwego wyznania: dla mnie spowiedź nigdy nie była dobrym pomysłem na zabawne spędzenie sobotniego popołudnia albo dowolnego innego czasu. Jakoś wcale nie pociągał mnie fakt, że mam powiedzieć komuś o tym, do czego sam przed sobą nie chcę się przyznać. To zawsze było krępujące, często trudne, czasami wręcz upokarzające − szczególnie wtedy, gdy kapłan nie okazywał cierpliwości i zrozumienia.
Jednak będąc „dobrym katolikiem”, chciałem przyjmować Komunię, a wiedziałem, że nie mógłbym tego czynić, gdybym był w stanie grzechu ciężkiego. Dlatego gdy uświadamiałem sobie, że popełniłem grzech ciężki, moje przewinienie ponaglało mnie, abym poszedł do spowiedzi.
Oto czym była dla mnie spowiedź. Nigdy nie myślałem, że można jej pragnąć dla niej samej. Była po prostu środkiem do celu, sposobem na odpuszczenie grzechów, aby móc godnie przyjąć Komunię Świętą. Jasne, że po niej czasem czułem się lepiej, lecz nie zmieniało to faktu, że nie poszedłbym do spowiedzi, gdybym nie musiał.
Były nawet takie chwile, kiedy mój żal za grzechy bardziej wywoływała myśl o tym, że muszę pójść do spowiedzi, niż samo poczucie dobra i zła lub to, co teraz nazywam prawdziwą skruchą. Zamiast myśleć: „Och nie! Obraziłem Boga”, myślałem: „Och nie! Muszę teraz pójść do spowiedzi”.
Z powodu ograniczonej wiedzy, jaką miałem o spowiedzi, koncentrowałem się przede wszystkim na grzechu, który po prostu oznaczał dla mnie złe zachowanie. Krótko mówiąc, grzeszyłem wówczas, gdy byłem zły w „myśli, mowie lub uczynku”.
Stąd też prowadziłem w swojej głowie pewną listę, „listę zakupów” złożoną ze złych myśli, słów i uczynków. Kiedy na liście gromadziło się zbyt wiele pozycji albo gdy jedna z nich wydawała mi się zbyt zła, uświadamiałem sobie, że nie będę mógł pójść do Komunii, dopóki nie pójdę do spowiedzi. Zbierałem się więc na odwagę i zmuszałem do pójścia do konfesjonału w nadziei, że ksiądz mnie nie rozpozna. Brzmi znajomo?
Bóg był w tym wszystkim na drugim planie. Terkotałem po kolei grzechy z mojej „listy zakupów” i recytowałem akt skruchy, którego nauczyłem się jako dziecko. Potem kapłan przebaczał mi w imieniu Boga i zadawał pokutę. Odchodziłem od konfesjonału z uczuciem ulgi i przeświadczeniem, że zaczynam od nowa i znów będę mógł przyjmować Komunię.
Czy moje grzechy zostawały przebaczone? Oczywiście, że tak. Lecz gdy następnym razem wracałem do spowiedzi, co się działo? Przynosiłem tę samą listę.
Sądzę, że głównym powodem powracania z tą samą listą jest to, że nie rozumiemy tego, co Chrystus chce sprawić w konfesjonale. Idziemy po przebaczenie grzechów, a nie uświadamiamy sobie, że On chce zrobić znacznie więcej. On chce nas uleczyć z nawyków, nieuporządkowanych pragnień i zranień, które powodują, że popełniamy te wszystkie grzechy. Takie jest nauczanie Kościoła. Jeśli będziecie szukać informacji o spowiedzi w Katechizmie, nie znajdziecie ich pod hasłem „Przebaczenie”, ale „Sakramenty uzdrowienia”.
Przebaczenie grzechów jest absolutnie konieczne do naszego zbawienia. Lecz musimy zrozumieć, że przebaczenie nie jest ostatecznym celem spowiedzi. Jest to niezbędny pierwszy krok w całym procesie. Jak czytaliśmy w Katechizmie: Boże przebaczenie zapoczątkowuje powrót do zdrowia (KKK 1502).
Jezus chce nas odnowić na podobieństwo Ojca. Jak? Przez sakrament pojednania. Powiedział św. Faustynie, że największe cuda mają miejsce w konfesjonale i że nie ma takiego grzesznika, który nie mógłby zostać odnowiony.
Choćby dusza była jak trup rozkładająca się i choćby po ludzku już nie było wskrzeszenia, i wszystko już stracone − nie tak jest po Bożemu, cud miłosierdzia Bożego wskrzesza tę duszę w całej pełni. (D 1448)
Bóg nie koncentruje się na naszym grzechu, lecz na relacji z Nim. On koncentruje się na naszym cierpieniu i poranieniu. On wie, czym jest grzech! Wie, że grzech jest nędzą. Wie, że chorujemy i chce nas uzdrowić.
A zatem skoro Bóg naprawdę tego chce, skoro On nie koncentruje się na naszym grzechu, lecz chce nas jedynie uzdrowić i odnowić (nawet jeśli na to nie zasługujemy), to dlaczego musimy wyznawać nasze grzechy? Bo On stworzył nas wolnymi i nie chce niczego wymuszać, nawet swojej miłości i uzdrowienia.
Jeśli idziemy do konfesjonału po to, aby wyznać swoje grzechy i otrzymać przebaczenie, ograniczamy to doświadczenie, którego pragnie dla nas Bóg. Lecz jeśli idziemy, aby wyznać wszystko − grzechy, ale także naszą nędzę: słabość, połamanie, poranienie − to wówczas nie tylko otrzymujemy przebaczenie, ale i rozpoczynamy proces głębokiego uzdrowienia, które odnowi nas jako dzieci Ojca.
Fragment książki „7 tajemnic spowiedzi” V. Flynna (Wydawnictwo Esprit).