Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Z ks. dr. Grzegorzem Strzelczykiem, teologiem dogmatycznym i proboszczem, rozmawia Małgorzata Bilska.
Małgorzata Bilska: Jak teologowie widzą różnicę między cudem wskrzeszenia a zmartwychwstaniem?
Ks. dr Grzegorz Strzelczyk: W polszczyźnie określenie „wskrzeszenie” odnosimy zwykle do osób, które zostały przez Boga przywrócone do zwykłego życia. Wskrzeszenie pociąga za sobą konieczność ponownej śmierci. Jednak nie zawsze termin ten jest stosowany konsekwentnie, czasem będzie też oznaczał dokładnie to, co zwykle nazywamy „zmartwychwstaniem”, czyli przejście ze stanu śmierci ciała do życia w stanie ostatecznym, jaki Bóg zamierzył dla każdego na końcu czasów.
Ten, kto zmartwychwstał, „już więcej nie umiera, śmierć nad nim nie ma już władzy” (Rz 6,9). Nowy Testament wymienia kilka osób wskrzeszonych (w tym trzy bezpośrednio wskrzeszone przez Jezusa). Sam Chrystus natomiast zmartwychwstał „jako pierwszy spośród tych, co pomarli” (1 Kor 15,20) i zainaugurował tym samym rzeczywistość ostateczną.
Do niej zmartwychwstaniemy, kiedy Pan przyjdzie powtórnie (paruzja). Nadzieja zmartwychwstania ma zatem charakter powszechny (dotyczy wszystkich, chyba że nie umrą przed dniem paruzji). Wskrzeszenia zaś są niezwykle rzadkimi znakami Bożej mocy, z których Bóg korzysta wedle swego upodobania.
Jezus wskrzesił m.in. swojego przyjaciela Łazarza. Czy pewne uzdrowienia można dziś uznać za wskrzeszenie? Może nie bezpośrednie, ale jako powrót do życia po akcie zgonu.
Obawiam się, że dane ewangeliczne nie pozwalają na ocenę tego, czy osoby wskrzeszone krótko po śmierci, były rzeczywiście – według kryteriów dzisiejszej medycyny – martwe. Na pewno były za takie uznane wedle ówczesnych kryteriów i w świadkach sam fakt śmierci nie budził wątpliwości.
Młodzieńca z Nain niesiono do grobu, a Łazarz w nim spoczywał „od trzech dni” i dało się czuć odór dekompozycji ciała. Ciekawa jest natomiast sytuacja z córką przełożonego synagogi. Gdy Jezus sugeruje, że „dziewczynka nie umarła, tylko śpi” (Mt 9,24; Łk 8,52), obecni wyśmiewają Go! Świadkowie, a za nimi tradycja chrześcijańska, traktuje jednak ten cud jak wskrzeszenie, ignorując tę uwagę Jezusa.
I tu dochodzimy do sprawy kluczowej dla rozumienia cudu w ogóle: jeśli Bóg kieruje jakieś wydarzenia jako znak do konkretnych ludzi w określonych okolicznościach, to dla skuteczności komunikacyjnej nieco mniej ważne jest, co się właściwie stało, ale raczej znaczenie, jakie zdołali przy tej okazji rozpoznać odbiorcy.
A co teologia mówi na temat „kondycji" człowieka po zmartwychwstaniu? Uczniowie w drodze do Emaus – i w innych sytuacjach – w ogóle nie rozpoznali Jezusa... Magdalena natomiast tak. O czym to może świadczyć?
Najwięcej o cechach ciała po zmartwychwstaniu mówiła łacińska teologia scholastyczna (późnośredniowieczna), opierając się na nielicznych i niejasnych wzmiankach Nowego Testamentu. Wszystko bowiem, co wiemy o ciele zmartwychwstałym ogranicza się do tego, co zapisano przy okazji opowieści uczniów o spotkaniach ze Zmartwychwstałym. A zdaje się, że nie stan ciała zmartwychwstałego był przedmiotem zainteresowania tak świadków, jak i piszących.
Jesteśmy tu zatem nie w przestrzeni prawd wiary, ale raczej spekulacji. Do prawd wiary należy prawdziwość i materialność Chrystusowego ciała po zmartwychwstaniu. Scholastyka dopowiadała cztery ich cechy: jasność (claritas – piękno, najprościej mówiąc), niecierpiętliwość (impassibilitas), zwinność (agilitas – dyspozycyjność względem woli pozwalająca np. na natychmiastowe przemieszczanie się z miejsca na miejsce) i subtelność (subtilitas – doskonałość panowania ducha nad ciałem, pozwalająca np. na dowolną zmianę wyglądu).
O tej ostatniej możliwości mówił już w III w. Orygenes, komentując fragmenty biblijne o tym, że uczniowie Jezusa poznawali Go dopiero w określonym przez Niego momencie.
W dzisiejszych czasach nowego znaczenia nabiera dar płci. Dusza ma płeć?
Chrześcijańska nadzieja na zmartwychwstanie wiąże się przede wszystkim z tym, że przetrwa tożsamość człowieka (będziemy sobą po zmartwychwstaniu). Zatem kluczowe jest pytanie, jak głęboko płeć przynależy do naszej tożsamości. Zdaje się jednak, że – i to jest zdecydowanie większościowa odpowiedź tradycji chrześcijańskiej (ze współczesnymi teologami włącznie) – bardzo głęboko i nieusuwalnie.
Zatem raczej mamy nadzieję na zmartwychwstanie w ciele własnej płci. Z drugiej strony oczywiście Jezus relatywizował znaczenie cielesnego wymiaru małżeństwa w odniesieniu do świata po zmartwychwstaniu. Z tej dwuznaczności brał się scholastyczny spór o to, czy po zmartwychwstaniu ciało będzie miało narządy związane z płcią.
Większościowa tradycja – z Tomaszem z Akwinu – stała na stanowisku, że ze względu na integralność zmartwychwstania należy się ich spodziewać… Ale znowu jesteśmy w przestrzeni hipotez. Więc może lepiej po prostu poczekać cierpliwie, przyzywając powtórnego przyjścia Pana.