Wydaje się, że moje małżeństwo to moja sprawa. Nie oszukujmy się jednak, że nikogo innego to nie dotyczy. Jesteśmy społeczni, obserwujemy otoczenie. Przykład innych ma wpływ na nas. Nasz przykład – na innych.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Niech wystąpią…
Na pewnym ślubie, to będzie już 10 lat temu, w trakcie kazania ksiądz zaprosił małżeństwa z dziesięcio i więcej letnim stażem małżeńskim. Powiedział przy tym mniej więcej tak: „Tyle tu gości… Wszystkie pary, które są ze sobą tyle lat, i nadal z miłością patrzą sobie w oczy – niech wyjdą na środek pobłogosławić nowożeńców. A para młoda niech patrzy, jak niewiele ich wyszło, jak zbudowanie szczęśliwego małżeństwa jest trudne”. Była to przejmująca chwila.
Bieg parami
Zaczynamy parami z jednej linii startu. Biegniemy, choć to nie wyścig. Każdy sam dobiera tempo, najważniejsze, że zmierzamy w jednym kierunku – do mety. Co prawda wcale jej nie widać, i nie wiadomo nawet jak daleko się znajduje. Wiemy jednak, że czeka tam na nas coś wspaniałego, cudownego, że tam czeka nasze zwycięstwo.
Mijają lata, bieg dalej trwa. Gdy jednak rozglądam się na boki, ze zgrozą dostrzegam, jak osoby obok się wykruszają. Tamci odpadli po roku, ci po trzech, a jedna para co prawda wciąż stawia kroki na przód, ale z coraz większym trudem i zrezygnowaniem. A przecież, jak mniemam, nie jesteśmy nawet w połowie drogi… Jeszcze inni otwarcie przyznają, że spodziewali się czegoś innego, że sądzili, iż będzie łatwiej, inaczej. Są pełni rozczarowania, niekiedy próbują nawet biegu w innej parze.
Czasem do peletonu dołączają nowi, wnosząc powiew świeżości i nowe siły. Z przodu, daleko przed nami, ale dobrze widoczni, biegną najbardziej wytrwali. Tych podziwiamy najbardziej. To długodystansowcy, biegnący trzydziesty, czterdziesty, a nawet pięćdziesiąty już rok. Oni dają nam, tym z tyłu, nadzieję. Wiarę, że może i my damy radę, że to w ogóle jest możliwe.
Czym się różnią?
Małżeństwo. Na lata, na całe życie. Jak dobiec do końca? Ci wszyscy, którzy odpadli po drodze – czy można było im jakoś pomóc? Może wcale nie zaczynamy z jednej linii. Może nasze wychowanie, schematy z domu, temperamenty – może to wszystko jest dodatkowym balastem w tym biegu? Patrzę na te rozbite rodziny z przykrością, z prawdziwym smutkiem.
Co poszło nie tak? Czy i mi może się to przytrafić? I odwrotnie – obraz szczęśliwych, kochających się małżeństw dodaje mi motywacji i rozbudza pragnienie mojego serca. Może właśnie szczególnie tych par, które są i trwają mimo przeciwności, mimo często różnych temperamentów i nienajlepszych schematów wyniesionych z rodzinnych domów.
Nie tylko moja sprawa
Wydaje się, że moje małżeństwo to moja sprawa. Nie oszukujmy się jednak, że nikogo innego to nie dotyczy. Jesteśmy społeczni, obserwujemy otoczenie. Przykład innych ma wpływ na nas. Nasz przykład – na innych.
Dobrze mieć w pobliżu przyjaciół, którzy biegną ramię w ramię z nami. Wzajemnie zagrzewać się do walki, móc zapytać o technikę i wygodne buty. Dobrze jest mieć przed oczami tych, którym się udało. Może dziadków, a może nieznajomych, parę staruszków trzymającą się za ręce. Kto wie, może za kilkadziesiąt lat to my będzie tym przykładem dla naszych wnuków.
Czytaj także:
Mark Gungor: Chcesz zepsuć swój związek? Zachowuj się jak typowy osioł
Czytaj także:
W rodzinie siła! To nie slogan, to fakt
Czytaj także:
Jean Vanier: Bóg wybiera słabych. Ale nie dlatego, że bardziej ich kocha