separateurCreated with Sketch.

Czy chodzenie na terapię to przejaw słabej wiary?

PSYCHOLOG
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Agnieszka Huf - 04.06.19
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Czy teologia i psychologia stoją do siebie w opozycji? Czy można być wierzących i praktykującym katolikiem i korzystać z usług psychologa albo psychoterapeuty?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Kiedy na katolickich stronach internetowych pojawiają się artykuły o trudnościach natury psychicznej, jak choćby depresja czy lęki, w komentarzach często możemy natknąć się na stwierdzenia: „depresja to problem duchowy”, „katolik nie potrzebuje psychologa – Pan Jezus wystarcza”, „gdyby ludzie więcej się modlili, nie byłoby konieczności chodzenia na terapię”.

Jak to w końcu jest – czy katolik może korzystać z pomocy psychologa? A może terapia jest dowodem słabej wiary?

Pan Jezus wystarczy?

W myśleniu o zaburzeniach psychicznych można popaść w dwa skrajne podejścia – jedno sprowadza wszystko do sfery psyche, uważając, że lekarz czy terapeuta znajdzie rozwiązanie każdego problemu. Przeciwstawne twierdzi, że cierpienie psychiczne jest efektem zbyt słabego zaangażowania duchowego a lekiem – pogłębienie religijności. Żadne z tych podejść nie jest prawdziwe.

Bo z jednej strony już urodzony przed stu laty prof. Antoni Kępiński, jeden z najwybitniejszych polskich psychiatrów, nie bał się stwierdzenia, że wiele problemów emocjonalnych ma swój początek w nieuporządkowaniu moralnym. Z drugiej zaś – u źródła wielu trudności psychicznych leżą nieprawidłowości w chemii naszego mózgu, inne wywodzą się z trudnych doświadczeń życiowych. Cierpienia psychiczne dotykały także wielu wybitnych ludzi Kościoła – warto wspomnieć choćby św. Edytę Stein, św. Jana od Krzyża czy Romano Guardiniego.

Ciało, psychika i dusza

Każdy człowiek składa się z trzech sfer: ciała, psychiki i duszy. Sfery te nie mieszają się, choć każda ma wpływ na dwie pozostałe. I każda z nich w pewnym momencie naszego życia może się „zepsuć” - będzie wtedy wymagała pomocy specjalisty w danej dziedzinie. Jeśli zachoruje ciało, korzystamy z pomocy lekarza. Jeśli problem dotyczy sfery duchowej, udajemy się do kierownika duchowego bądź kapłana. A jeśli cierpi nasza psychika, szukamy pomocy psychologa bądź psychiatry.

Monika i dk. Marcin Gajdowie, psychoterapeuci chrześcijańscy, w swojej książce „Rozwój – jak współpracować z łaską” podkreślają, że nigdy nie staniemy w konflikcie pomiędzy teologią a psychologią. Jeśli ktoś znalazłby pomiędzy nimi sprzeczność, to znaczy, że w którejś z tych dziedzin brak mu wiedzy: za mało wie o prawdziwej psychologii lub ma fałszywy obraz Boga i błędy w wiedzy teologicznej.

Dojrzalsza wiara

O psychologii mawia się, że ma długą przeszłość ale krótką historię – filozofowie od zawsze interesowali się ludzką psychiką, ale rangę odrębnej dyscypliny naukowej uzyskała dopiero w drugiej połowie XIX wieku. Kościół już dawno docenił ją jako naukę – w dokumentach Soboru Watykańskiego II wielokrotnie pada odniesienie do psychologii jako dziedziny wiedzy, pozwalającej człowiekowi na lepsze poznanie siebie.

Ojcowie soborowi piszą m.in.: „W duszpasterstwie należy uznawać i stosować w dostatecznej mierze nie tylko zasady teologiczne, lecz także zdobycze nauk świeckich, zwłaszcza psychologii i socjologii, tak żeby również i wiernych prowadzić do rzetelnego i dojrzalszego życia wiary” (KDK 52).

Mimo to wielu katolików zmagających się z depresją czy lękiem spotkało się z „dobrymi radami” wierzących przyjaciół, którzy zamiast wizyty u specjalisty radzą pogłębienie życia religijnego. Jaka może być tego konsekwencja? Osoba chora na początku faktycznie zaczyna się więcej modlić. Świetnie – ktoś powie – przecież o to chodzi! Problem w tym, że taka modlitwa przestaje być przestrzenią spotkania z Bogiem, budowania relacji z kochającym Ojcem, a zamiast tego staje się próbą „wypracowania” uzdrowienia.

Pan Bóg zostaje zdegradowany do narzędzia powrotu do stabilności psychicznej. Taka modlitwa nie przynosi pokoju, tylko pogłębia frustrację. Jeśli uzdrowienie nie następuje, pojawia się poczucie winy – „co ze mną jest nie tak?”, złość na Boga - „innym pomagasz a mnie nie”, albo rozpacz - „już nawet Bóg nie może mi pomóc”. I paradoksalnie mimo godzin spędzanych na powtarzaniu modlitw życie duchowe zamiera, a jednocześnie oddala się perspektywa uzyskania profesjonalnej pomocy.

Dojść do pełni

O. Krzysztof Dyrek, psycholog i jezuita, w jednej z konferencji zwracał uwagę, że wielu z nas oczekuje, żeby Pan Bóg uczynił za nas to, co dzięki pracy nad sobą pod kierunkiem drugiej osoby możemy sami uczynić. Zdarzają się przypadki nagłych, cudownych uzdrowień – tak jak zdarza się niewytłumaczalne uleczenie z raka czy innych chorób ciała – w większości przypadków Pan Bóg zostawia nam jednak trud i piękno pracy nad sobą, zapraszając nas do współpracy. Działa w nas wtedy swoją łaską, umacniając podejmowane przez nas wysiłki.

Jeśli więc dostrzegasz u siebie problemy natury psychicznej – obezwładniający smutek depresji, lęki utrudniające codzienne funkcjonowanie, niewytłumaczalne wybuchy złości i wiele innych objawów – możesz i powinieneś poszukać pomocy psychologicznej, a jeśli trzeba, także psychiatrycznej.

Jednocześnie warto równolegle znaleźć dla siebie kierownika duchowego, który pomoże uporządkować sferę duchową. Dopiero kiedy zatroszczysz się o wszystkie sfery – ciało, ducha i psychikę – będziesz mógł zacząć żyć pełnią życia. A właśnie tego chce dla ciebie Pan Bóg!

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.