Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Vincent Lambert zmarł w czwartek 11 lipca o 8:24 rano w szpitalu Reims, we Francji. O śmierci 42-letniego sparaliżowanego mężczyzny poinformował jego bratanek.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Śmierć nastąpiła dziewięć dni po tym, jak zespół medyczny szpitala odłączył sondy karmiące i nawadniające.
W przeddzień wieczorem tysiące Francuzów przybyło pod kościół San Suplice w Paryżu, by uczestniczyć w modlitwie oraz czuwaniu w intencji Vincenta.
Wczoraj papież Franciszek napisał na Twitterze, także wzywając do modlitwy:
Módlmy się za chorych, którzy zostali opuszczeni i pozostawieni, aby umarli. Społeczeństwo jest ludzkie, jeżeli chroni życie, każde życie od początku aż do naturalnego końca, bez wybierania, kto jest bardziej czy mniej godny, aby żyć. Lekarze mają służyć życiu, a nie je przerywać.
Od 2008 roku, po wypadku na motorze, Vincent Lambert był sparaliżowany i żył w stanie minimalnej świadomości. Decyzję o zaprzestaniu karmienia Lamberta podjęła jego żona (jedyny prawny opiekun), argumentując, że karmienie pacjenta w stanie minimalnej świadomości jest uporczywą terapią.
Z decyzją nie zgadzali się rodzice 42-latka oraz dwoje z jego rodzeństwa. Deklarowali, że będą zajmować się nim w stanie, w którym się znajduje.
Na wniosek żony i lekarzy francuski wymiar sprawiedliwości wydał zgodę na jego uśmiercenie. Lambert został wprowadzony w stan sedacji, czyli obniżenia aktywności ośrodkowego układu nerwowego, co miało mu oszczędzić bólu.
We Francji więcej takich pacjentów
We Francji są tysiące pacjentów, którzy są w takiej samej sytuacji jak Vincent Lambert – przypomina ks. Bruno Cazin.
Ks. Cazin jest wikariuszem generalnym diecezji Lille. Przez 31 lat pracował jako lekarz hematolog. Z tej perspektywy zauważa, że w tej konkretnej sprawie zabrakło przede wszystkim ludzkiej wrażliwości. Choć lekarze zdiagnozowali jego przypadek jako stan wegetatywny, to przez innych, zwłaszcza przez bliskich, mógł być on odbierany inaczej, jako stan minimalnej świadomości. W takiej sytuacji nie ma miejsca na pochopne działania. Tym bardziej, że na pewno nie ma tu mowy o końcu życia.
Vincent Lambert mógł żyć w tym stanie przez wiele długich lat – dodaje ks. Cazin.
“W przypadku Vincenta Lamberta najbardziej trafnym określeniem jest upośledzenie, a nie koniec życia, bo o tym w żadnym wypadku nie może być tu mowy. Upośledzenie, bo jego stan jest stabilny. Ale ciężkie upośledzenie, stan wegetatywny czy koniec życia, wszystko to są sytuacje, które wywołują gwałtowne reakcje. Otoczenie pacjenta zderza się z jego chorobą, z jego stanem. Jego najbliżsi odbierają to w bardzo różny sposób. Każdy przeżywa to inaczej. Wymaga to od lekarzy i całego personelu postawy, która wnosi pokój. Tych ludzi trzeba wysłuchać i uszanować, pamiętając, że każdy z nich inaczej może odbierać stan pacjenta i każdy ma swój rytm. Nie wolno w takich sytuacja podejmować nagłych decyzji, ale przeciwnie, trzeba pozwolić, by decyzje zostały podjęte w sumieniu i w możliwie jak największym spokoju” – powiedział Radiu Watykańskiemu ks. Cazin.
Źródło: Le Figaro, KAI
Czytaj także:
Rodzice Vincenta Lamberta: „Tym razem to już koniec”