separateurCreated with Sketch.

„Uzdrowienie było znakiem, że św. Charbel czegoś ode mnie chce…”

Aleksander Bańka

whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Redakcja - publikacja 27.09.19, aktualizacja 04.12.2023
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
„Spojrzałem na stopę i zgłupiałem. Po ranie nie było ani śladu” – wspomina Aleksander Bańka, który dzięki św. Charbelowi doświadczył uzdrowienia i dziś, jak sam mówi, jest zaprzyjaźniony z tym libańskim mnichem.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Kilka miesięcy po moim pierwszym spotkaniu ze św. Charbelem pojechaliśmy całą rodziną na narty. Nasi synowie zaczynali dopiero swoją narciarską przygodę, więc trzeba było nieustannie im towarzyszyć. Pierwszy dzień na stoku minął fantastycznie, a wieczorem wybraliśmy się na basen. Na miejscu chłopcy oczywiście pobiegli na wodną zjeżdżalnię. Uzgodniłem z żoną szybko, że pójdę za nimi – nasi synowie potrafili już pływać, ale nie zostawialiśmy ich wtedy jeszcze w wodzie zupełnie bez opieki.

Wypadek na basenie

Zanim jednak dotarłem na szczyt zjeżdżalni, między mną a moimi dziećmi zrobiła się spora kolejka. Oni zjechali, a ja, nie chcąc tracić czasu, postanowiłem wrócić na dół. Schodziłem ostrożnie, ponieważ szedłem boso, a schody były mokre i śliskie. Jednak w pewnym momencie objechała mi lewa stopa. Straciłem równowagę i poczułem silne szarpnięcie. Między dwa najmniejsze palce u nogi wjechała mi się metalowa rurka – mocowanie, za pomocą którego okalająca schody barierka przytwierdzona była do ziemi.

Oczywiście rurka miała zdecydowanie większą średnicę niż przestrzeń między moimi palcami. Zobaczyłem więc, że w tym miejscu stopa rozerwana jest na jakieś półtora centymetra. Nie czułem wtedy jeszcze bólu, ale zorientowałem się, że rana obficie krwawi. To był oczywiście koniec mojej basenowej przygody. A narty? Pomyślałem sobie: „Nie mogę teraz jechać do lekarza. Szycie stopy, solidny opatrunek, a być może nawet jakieś jej unieruchomienie uniemożliwią mi jazdę z chłopakami na nartach. Kto będzie ich pilnował? Nie ma takiej opcji, chłop musi być twardy”.

Nasz tydzień w górach dopiero się zaczął, a perspektywa tak niefortunnego końca była mocno przygnębiająca. Nie chodziło mi przy tym nawet o mój wypoczynek, ale o urlop żony i ferie synów. Postanowiłem więc, że opatrzę ranę domowymi sposobami. Zatamowałem krew, zdezynfekowałem uszkodzone miejsce, założyłem opatrunek i zawinąłem stopę bandażem elastycznym, żeby brzegi rany były możliwie blisko siebie. Tydzień tak przejeździłem, zmieniając codziennie opatrunek. W bucie narciarskim stopa jest stosunkowo stabilnie unieruchomiona, więc rozdarcie się nie pogłębiało, ale oczywiście rana jątrzyła się, a jej brzegi nie zeszły się dobrze – wyschły, zgrubiały i nie nadawały się już do zszycia. Po prostu nieładnie to wyglądało.

Olej św. Charbela

Jeszcze przez dwa tygodnie po powrocie do domu zmieniałem opatrunki i próbowałem jakoś osuszyć ranę, ale chore miejsce goiło się bardzo wolno. Należało liczyć się z tym, że nawet jeśli w końcu rozdarcie się zamknie, pozostanie w tym miejscu brzydka blizna, wydatne zgrubienie, a nawet rodzaj narośli.

Mieliśmy wtedy w domu taki zwyczaj, że błogosławiliśmy nasze dzieci, używając do tego oleju św. Charbela. Wieczorem, zanim wszedłem do łóżka, zaglądałem do pokoju, w którym spali moi synowie, modliłem się nad nimi o zdrowie, Boże prowadzenie i wszelkie potrzebne im łaski, brałem na palec kilka kropel oleju – tego samego, który otrzymałem w prezencie – i kreśliłem na ich czołach znak krzyża.

Nazwa „olej św. Charbela” bierze się stąd, że w jego sanktuarium w Annai maroniccy mnisi błogosławią ten olej w czasie specjalnego nabożeństwa, w ramach którego zanurzona zostaje w nim relikwia św. Charbela – fragment jego kości – na znak szczególnego związku tak pobłogosławionego oleju z kultem tego świętego. Następnie olej, jako rodzaj sakramentalium, rozdawany jest pielgrzymom, aby z wiarą mogli go używać w trakcie modlitwy o uzdrowienie czy w jakiejkolwiek innej sytuacji, gdy proszą Charbela o wstawiennictwo. Ja również w taki właśnie sposób wykorzystywałem otrzymany olej.

Jakieś dwa tygodnie po urlopowym wypadku, gdy pobłogosławiłem już moich śpiących synów, zostało mi na palcu jeszcze trochę oleju. Zastanawiałem się więc, gdzie go wetrzeć, i nagle pojawiła mi się myśl: „Mam przecież chorą nogę”. Tak też zrobiłem. Wtarłem resztę oleju w ranę między palcami i postanowiłem, że nie będę jej już opatrywał na noc, mimo że wciąż jeszcze wyglądała brzydko. Zdecydowałem, że zrobię to dopiero rano. Położyłem się zatem spać.

„Św. Charbel czegoś ode mnie chce”

Po kilku godzinach, gdy wstałem, poszedłem do łazienki, żeby zająć się moją nogą. Spojrzałem na stopę i zgłupiałem. Po ranie nie było ani śladu. Wpatrywałem się w jedną nogę, następnie w drugą, zacząłem szukać pęknięcia, które jeszcze wczoraj wieczorem było otwarte. „Co tu się w ogóle dzieje?” – pytałem samego siebie. Na lewej stopie wyczułem pod palcami mały strup. Zdrapałem go i pokazała się delikatna różowa kreska – miejsce po zabliźnionej ranie. Tyle zostało z urazu, który wcześniej przez tak wiele dni nie mógł się wygoić. Po nasmarowaniu olejem św. Charbela zniknął w ciągu jednej nocy, a noga wróciła do zupełnego zdrowia.

To był dla mnie szok. Zawołałem żonę i pokazałem jej moją stopę. Ona również, nie mniej zdumiona, szukała śladu po ranie, stwierdzając w końcu, że to niemożliwe, wszystko zniknęło. Wtedy właśnie, w tym dniu, zrozumiałem, że tu nie chodzi o samo uzdrowienie. Uraz nie zagrażał mojemu życiu, prędzej czy później jakoś by się zagoił, a z jego ewentualnymi skutkami jakoś dałoby się żyć. Ludzie mają poważniejsze problemy. Nie w tym rzecz.

Tamtego poranka zrozumiałem, że to uzdrowienie było znakiem, sygnałem tego, że św. Charbel czegoś ode mnie chce. Uświadomiłem sobie, że nie chodzi tylko o to, aby w moim życiu rozwijało się zainteresowanie jakimś egzotycznym świętym, ale że proces, który św. Charbel rozpoczął we mnie 4 maja 2014 r. ma jakiś precyzyjnie określony cel. To element Bożego planu, który ja mam odkryć i realizować, a mój duchowy Mistrz będzie mi w tej drodze towarzyszył. I tak jest do dzisiaj.

*Fragment książki Aleksandra Bańki, „Przychodzi nowy powiew Ducha. O św. Charbelu, mistyce i posługiwaniu w Bożej mocy”, eSPe 2019

**Tytuł, lead, śródtytuły pochodzą od redakcji Aleteia.pl

charbel-okladka.png
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.