separateurCreated with Sketch.

Świrszczyńska pro-life? Jej wiersze dowartościowują życie prenatalne [wywiad]

MASZYNA DO PISANIA

W wierszu „Samotność” nie ma perspektywy pro-life. Jest za to mowa o „świadomości” przed-narodzenia. Anna Świrszczyńska pisze, że nienarodzony jeszcze „ktoś”, przed nazwaniem go człowiekiem, teoretycznie mógłby być wszystkim.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Z Michałem Zabłockim, poetą (właśnie ukazał się jego nowy tomik „Wiersze do kolorowania”), autorem tekstów piosenek, prezesem krakowskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, rozmawiamy o twórczości Anny Świrszczyńskiej i interpretacji jej poezji.

  

Małgorzata Bilska: Zrobiła się moda na poezję Anny Świrszczyńskiej, czemu sprzyja wydanie jej „Zapisków intymnych”. Dla poety najgorsza jest szuflada z etykietą. Jedni jej wiersze uznają za zbyt kobiece (feministyczne), inni dostrzegają głównie krytykę Powstania Warszawskiego, w którym brała udział jako sanitariuszka AK. A była po prostu… poetką.

Michał Zabłocki: Bycie poetą czy poetką to nie takie proste, jak by się zdawało. Świrszczyńska, jak każdy, miała różne fazy. Nie mnie je oceniać, bo uważam, że poeta nie powinien być krytykiem. To tak, jakby malarz rozsądzał, kto dobrze maluje, a kto źle. Malarz ma malować, a nie mądrzyć się o malowaniu. Mogę się wypowiedzieć jako czytelnik.

 

Anna Świrszczyńska pro-life? Jej wiersze dowartościowują życie prenatalne

Jej wiersz „Szpital” jest wstępem do książki z 1991 r. „Szpitale powstańczej Warszawy”. Spodobał się wydawcy, czyli PCK, jest klarowny. Ale gdy tegoroczna maturzystka na egzaminie z języka polskiego wybrała wiersz „Samotność”, oblała. Zinterpretowała go… niezgodnie z kluczem. W podmiocie lirycznym zobaczyła dziecko w łonie matki. Dopiero po odwołaniu komisja egzaminacyjna uznała interpretację. Co ty na to?   

Interpretacja maturzystki na pewno nie jest sprzeczna z treścią wiersza, choć jest nieoczywista. Nie wiem, czy to poetka miała na myśli, ale jeśli nie miała, z pewnością mogłaby mieć. Myślę, że niektórym może nie mieścić się w głowie, jak osoba, która powiewa na sztandarach krytyki feministycznej, mogła pisać wiersze dowartościowujące życie prenatalne.

Po odwołaniu maturzystki komisja egzaminacyjna zmieniła werdykt, ale nie dała za pracę oceny bardzo dobrej.

Nie znam pracy, więc trudno mi ocenić jak została napisana. Jednak autorka raczej nie powinna dostać zerowej liczby punktów tylko z powodu wysnutej przez siebie interpretacji. Bywają oczywiście interpretacje, które pozostają z wierszem w całkowitej sprzeczności, bo przecież nie wszystko mieści się w możliwościach interpretacyjnych, ale nie tylko to się w pracy ocenia. Ocenia się też styl, koherentność całej wypowiedzi, logikę wywodu itp.

Każdy pamięta pytanie ze szkoły „co poeta miał na myśli?”. Zdarzają się sytuacje, że ludzie podsuwają ci tropy odczytania wiersza, na które nigdy byś nie wpadł?

Często się tak zdarza, bo myślenie podświadome jest szybsze niż pisanie. Można je porównać do prowadzenia samochodu. Kierowca wykonuje wiele ruchów zupełnie nieświadomie, na przykład włącza kierunkowskaz, hamuje z wyprzedzeniem przed pasami. Ma nawyki. Często mój wiersz jest czymś innym dla mnie, a czymś innym dla czytelników. Oni po prostu wychwytują elementy, które mi umykają. I często się dziwię. Ale nie potępiam i nie pouczam. Każdy ma prawo do swojej interpretacji. Przeciwnie. Wiele się od innych o sobie dowiaduję.

Może jednak trudno było przyjąć, że kobieta wyzwolona, napisała wiersz „pro-life”.

No właśnie. A przecież w wierszu nie ma perspektywy pro-life. Jest natomiast mowa o pewnej „świadomości” przed-narodzenia. Poetka pisze, że taki nienarodzony jeszcze „ktoś”,  przed nazwaniem go człowiekiem, teoretycznie mógłby być wszystkim. To jest piękne, bo człowiek w rozwoju prenatalnym przechodzi jakby różne fazy. Cofamy się tu wręcz do prehistorii ludzkości. Wsparcie, jakie mogłoby płynąć z tego wiersza dla działaczy pro-life, jest zaskakujące. Jesteśmy czymś więcej na samym początku niż potem. Na samym początku nie jesteśmy tylko zygotą, ale właśnie pełnią.

W przeczuciu, wyobrażeniu sobie siebie przed narodzeniem, pomaga dziś USG.

Myślę, że trzeba byłoby datować ludzkie życie od momentu poczęcia, a nie od momentu narodzenia. Moje dzieci akurat rodziły się dosyć planowo, w 9 miesiącu, ale przecież różnie z tym bywa. Czasami udaje się przeżyć nawet dzieciom, które narodziły się w szóstym miesiącu. Załóżmy, że rodzi się dwoje dzieci. Tego samego dnia. Ale różnica między nimi to trzy miesiące! Przecież dziecko nie rodzi się „tycie”. To jest już wielki człowiek! Trudno go czasem nakłonić do „wyjścia”. Ja mam poczucie, że daty narodzin moich dzieci: 10 marca, 28 marca, 23 grudnia są trochę sztuczne. To mógł być dzień wcześniej lub kilka dni później… Gdyby było cięcie cesarskie, datę zmieniłby lekarz.

 

Samotność, ból, nieczułość w poezji Anny Świrszczyńskiej

Jaką poetką była Świrszczyńska? Poza tym, że dobrą.

Są w jej twórczości dwa fantastyczne okresy. Pierwszy to okres przedwojenny. Napisała wtedy dużo interesujących wierszy, ogromnie rokowała. Po wojnie konkret jakby zdominował tę poezję. Wiemy, że była przytłoczona fatalnymi warunkami materialnymi. Poszła też na bardzo daleko idącą współpracę z programem sztuki socrealistycznej, pisząc dydaktyczne sztuki sceniczne. To ją na długo wyniszczyło. Ale po pewnym czasie wróciła do formy. W 1972 r. wydała przełomowy, bardzo dobrze przyjęty tom „Jestem baba”, a w 1974 „Budowałam barykadę”. Jednak to w wierszach przedwojennych dużo więcej się dzieje. Kombinowała, co zrobić z wierszem. Potem koncentruje się już bardziej na tym, co zrobić z treścią, z życiem.

Treść stała się ważniejsza niż forma?

Tak. Przed wojną mamy balans między jednym a drugim. Jest jakaś gra, jakieś stąpanie po linie. A potem – to już mocna „wyrypka”. Wojna, komuna, niezbyt udane małżeństwo, dziwaczne warunki bytowe, odcisnęły na niej piętno i poczuła, że nie ma co owijać w bawełnę. Aż przyszedł tom „Jestem baba”, gdzie tą poetyką  „prosto z mostu” trafiła w samo sedno. Opisała rzeczywistość kobiecą w mocno naturalistycznej konwencji, co było – i do pewnego stopnia dalej jest – zaskakujące. I dobrze wymierzone. Nie ma w tym oczywistości. „Budowałam barykadę” to jakby zbliżony kierunek, choć zupełnie inny temat. Świrszczyńska była sanitariuszką w Powstaniu Warszawskim i ta perspektywa rany, bólu, współczucia i nieczułości, jest nie do podrobienia i nie do podważenia. Można tylko otworzyć usta i słuchać.

Wiersz „Samotność” nie jest naturalistyczny.  

Mam wrażenie, że samotność w wierszu „Samotność” jest czymś pozytywnym. Autorka w samotności dojrzewa. Czy też bytuje w samotności. Natomiast kiedy już pojawia się w świecie, między ludźmi – jest nazwana, jest wcielona w jakąś gromadność. I to się okazuje banalne. Tak, jakby tylko byt samotny, odosobniony, być może właśnie też prenatalny, był najciekawszy, najbogatszy, w pełni potencjalny. A potem, po nazwaniu, to już raczej i coraz bardziej – rola społeczna.

To samotność nie społeczna, a jakby egzystencjalna?

Tak. To samotność kontemplacyjna, samotność dojrzewania. To współbytowanie z całym kosmosem czy – jakby kto chciał – stworzeniem, ale wewnątrz siebie. Tę impresję można rozczytywać jako gatunkową, o ludzkości, lub indywidualną. A w tej perspektywie indywidualnej mieści się zarówno możliwość „ja” dorosłego, jak i niemowlęcego. I dlatego nie tylko zgadzam z młodą osobą, która takiej egzegezy dokonała, ale więcej – jestem gotów uznać, że otworzyła mnie na nowe rozumienie tego wiersza.


Uśmiechnięty ks. Jan Twardowski
Czytaj także:
15 pięknych cytatów ks. Jana Twardowskiego



Czytaj także:
Wisława Szymborska, psalmiści i mistyka codzienności


AGNIESZKA OSIECKA
Czytaj także:
Agnieszka Osiecka: nie odkładajcie na później miłości