Nie do końca wiem, skąd się wziął. Taki mit, że jak mama albo tata coś powie, to choćby na osiedle spadła rakieta z głowicą atomową, nie mogą zmienić zdania. I że ta niezmienność dziecko czegoś uczy.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Mam poczucie, że to jedno z tych przekonań, które nieraz powoduje ogromne cierpienie moralne rodziców. Eskaluje ich złość i poczucie ulotności własnych kompetencji. I myślę, że ogromną ulgę odczuwają rodzice, którzy decydują się z niego zrezygnować i znajdują w zamian coś bardziej wspierającego.
Żelazna konsekwencja?
Być może u źródeł tego przekonania, że dzieci potrzebują żelaznej konsekwencji rodziców, leży obawa przed utratą autorytetu. Wtedy, gdy autorytet rozumiemy jako taką sytuację, że „rodzic mówi, a dziecko słucha”. I nieważne, co rodzic mówi – mądrze czy głupio, ale wystarczy, że otwiera usta i czegoś chce. Nieważne także, czy mówi to w porę, podobnie jak nieistotne jest, co aktualnie przeżywa dziecko, czy w ogóle jest w stanie cokolwiek usłyszeć i czy polecenie jest wykonalne.
Gdy autorytet jest tak rozumiany – jako relacja górowania nad dzieckiem i zewnętrznego sterowania jego zachowaniem – wówczas rzeczywiście to, co rodzic powie, jest niezmienne i święte jak dogmaty. Takie wyobrażenie o autorytecie coś nam daje, ale też ogromnie wiele zabiera. Daje poczucie władzy i łatwość uzyskiwania tego, co chcemy, ale odbiera bliskość, i wzajemne zaufanie.
Podobnie dzieje się, gdy myślimy, że musimy za wszelką cenę być konsekwentni – to znaczy nigdy nie zmieniać zdania. Już samo stwierdzenie, że „nie mogę zmienić zdania”, odbiera rodzicowi wolność wyboru, bo podobno „tylko krowa zdania nie zmienia” (choć pewnie i ona to potrafi). Sensowniejsze jest przekonanie, że każdy człowiek ma prawo zmienić zdanie, gdy odkrywa, że coś innego jest bliższe jego wartościom. Uczciwsze, lepsze czy bardziej adekwatne.
Motywacja do działania
Druga część tego mitu opiera się na przekonaniu, iż żelazna konsekwencja rodzica czegoś dziecko uczy. Dobrze więc sprawdzać, czego dokładnie. Raczej głównie tego, że decyduje ten, kto jest silniejszy, nie zaś ten, kto ma możliwie najpełniejszy obraz sytuacji. Dziecko uczy się także braku wpływu na rzeczywistość, szczególnie, gdy rodzic się myli. Albo gdy „obiecuje” rzeczy kompletnie pozbawione sensu, wierząc, że właśnie stosuje zamiast kary zasadę konsekwencji. „Jeśli nie posprzątasz pokoju do 19:00, zabiorę ci na dwa tygodnie telefon”.
Tymczasem jedyną naturalną konsekwencją nieposprzątania jest konieczność życia w bałaganie, a groźby nie są językiem budowania porozumienia w żadnej kulturze na świecie. Gdy pytam naszą szesnastoletnią córkę, czym są według niej, mówi, że to język odbierania jakiejkolwiek własnej motywacji do działania.
Zasady dla ludzi
Mamy więc prawo zmieniać zdanie, ilekroć odkrywamy, że co innego będzie służyć nam bardziej. I mimo że na przykład „chodzimy spać o dwudziestej pierwszej”, to gdy jest mecz reprezentacji albo syn lub córka chcą nam coś ważnego powiedzieć, działamy elastycznie. By to, na co się umawiamy, było dla ludzi, nie zaś ludzie dla „zasad”. By budowało, rozwijało i pogłębiało więzi. I jeśli wybieramy, że jednak chcemy pozostać przy naszym „nie”, to nie dlatego, że nie mamy innego wyjścia z powodu mitu żelaznej konsekwencji, ale ponieważ naprawdę tak będzie lepiej. Wówczas możemy uszanować smutek dziecka i być z nim w trudzie jego rozczarowania. „Wiem, że to dla ciebie trudne, bo ci na tym zależało”. Możemy także szukać sposobów zaopiekowania potrzeb – dziecka i swoich – w inny sposób niż ten, na który nie mamy zgody.
Ta rodzicielska elastyczność uczy dzieci bardzo wiele. Na przykład tego, że ludzie mogą rozwiązywać problemy na drodze rozmowy. Opowiadając o tym, czego potrzebują. Wyjaśniając, o co im chodzi. Uczą się, że wartość ma wzajemne wysłuchanie oraz wybieranie lepszych decyzji, kiedy stare okazują się już nieprzydatne.
Jest mnóstwo rzeczy, w których konsekwencja ma sens. W dotrzymywaniu danego dzieciom słowa, by uczyły się zaufania do życia. W pokazywaniu całym sobą, że „dobrze, że jesteś”. W gotowości do rozmowy. I w wybieraniu wartości relacji ponad doraźnymi zyskami.
Czytaj także:
Dlaczego pojęcie „grzeczne dziecko” nie wspiera wychowania?
Czytaj także:
Rodzic powinien być twardy? #WychowanieOdKuchni zdradza przepis na dobrą dyscyplinę