Młodzi, radośni i kochający Boga. Ksiądz, ojciec i brat, trzej zakonnicy na Adwent życzą nam: małych kroków ku świętości, tego, żeby nie ulec świętom zbyt wcześnie i jałmużny, która zaboli.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
„Kościół jest dobry” to adwentowa akcja portalu Aleteia.pl. W czasie, gdy w naszej wspólnocie braci i sióstr wierzących doświadczamy tak wielu trudności, skandali i zgorszenia, chcemy pozostać przestrzenią, która nie zapomina o tym, co dobre i piękne w Kościele. To tu – mimo wszystko – płynie Źródło życia i nadziei. Na naszych stronach znajdziecie więc artykuły i historie o akcjach, wspólnotach, organizacjach i osobach świeckich lub duchownych, które – jak światła w świątyni – rozświetlają przestrzeń Kościoła.
Ksiądz Łukasz
Ksiądz Łukasz Wiśniewski MIC (38 l.) z czego 19 lat w Zgromadzeniu Księży Marianów Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Dyrektor Stowarzyszenia Pomocników Mariańskich, prezes biura pielgrzymkowego Marianum Travel.
Katarzyna Matusz-Braniecka: Co oznacza dla marianów: „Za Chrystusa i Kościół”?
Jak mówił nasz odnowiciel bł. Jerzy Matulewicz, pójście tam, gdzie są największe potrzeby. Jak widzę to teraz z perspektywy osoby, która zajmuje się misjami i je wspiera. W Kazachstanie i Karagandzie organizujemy oratorium dla dzieci ulicy. Na Filipinach pomagamy tym, którzy stracili wszystko w czasie tajfunu. W Rwandzie wzywamy do nieustannego pojednania i wracania do jedności. W Kamerunie głosimy Królestwo Boże na ziemi, która nie zna Chrystusa. Wschód jest doświadczony przez ideologię bez Boga, ale także w Polsce doświadczamy laicyzacji i są miejsca, gdzie trzeba iść i głosić.
A w księdza życiu jak to wygląda?
Pracowałem w Skórcu trzy lata, byłem opiekunem ministrantów, duszpasterzem dzieci i katechetą. To była świetna robota (śmiech). Przyszedł prowincjał i powiedział: masz iść do Warszawy, tam jest większa potrzeba. Po ludzku był bunt i pytanie: dlaczego? Z drugiej strony jest wyzwolenie, że to nie ja jestem zbawicielem świata. Posłanie i pójście tam, gdzie jest najtrudniej, jest wpisane w nasze życie bardzo mocno. Tak też traktuję następne zadania.
Co jest bazą działalności marianów?
Formacja w duchu mariańskim, czyli razem z kilkudziesięcioma tysiącami osób, które z nami nieustannie korespondują, wzrastanie w duchowości mariańskiej, odkrywanie naszego założyciela św. Stanisława Papczyńskiego, jego życia Niepokalanym Poczęciem, charyzmatem Maryjnym, nieustannym odkrywaniem łaski Pana Boga i tego, że On sam kocha bezwarunkowo.
Jaka akcja zrobiła na księdzu największe wrażenie i z jakiego powodu?
Najmocniejsza była pewnie ta z dziećmi na Filipinach po przejściu tajfunu w 2017 roku. Trwa ona tam do dzisiaj. Udało się zebrać bardzo dużo pieniędzy i cały czas są one wydatkowane na zakup mundurków, pomocy szkolnych i butów. Bez tego dzieci nie poszłyby do szkoły. Najbardziej uderzyło mnie to, jak jeden z więźniów dał nam znać, że wszystko, co zarobił w więzieniu przeznacza na te dzieci. Mówił, że nie chce, by te dzieci skończyły jak on.
Czego życzy ksiądz naszym czytelnikom na Adwent?
Lubię powtarzać: brońmy Adwentu przed świętami. Zatrzymajmy się nad tym, co najważniejsze, czyli nad samą osobą Chrystusa, który przychodzi nie tylko na święta, ale każdego dnia i każdy dzień może być tym dniem naszego przejścia do życia wiecznego. Adwent jest takim dobrym czasem, żeby to sobie uświadomić.
Ojciec Marcin
Ojciec Marcin Wrzos OMI (42 l.) z czego 23 lata w Zgromadzeniu Misjonarzy Oblatów Najświętszej i Niepokalanej Panny Maryi. Redaktor naczelny „Misyjnych Dróg” i portalu misyjne.pl.
Co jest ważne w ojca powołaniu?
Priorytetem jest bliskość z Panem Bogiem, a przez to bliskość z drugim człowiekiem.
Kim jest dla ojca Pan Jezus?
Kiedyś, gdy w szkole średniej miałem pełną formację oazową, patrzyłem na Jezusa, jako na mojego Pana i Zbawiciela, Przyjaciela. Potrafiłem nazwać tę relację. Dziś jest dla mnie Bogiem bliskim, ale słowo „przyjaciel” jest zbyt ludzkie, żeby Go określić.
Oblaci zapraszają całe środowisko misyjne do akcji „Misjonarz na Post”. Dlaczego?
Byłem ponad rok na Madagaskarze. Kiedy szedłem na turnee (tak to się nazywa) po wioskach (śmiech), łapałem pchły i inne żyjątka. Miałem obfite życie biologiczne na sobie. Owszem, z czasem przychodziły superrelacje, fantastyczna liturgia. Są jednak takie momenty, w których w misjonarzach rodzą się różne pytania o sens, samotność i jest zwyczajnie po ludzku trudno. Do tej pory nie było w Polsce inicjatywy, która łączyłaby wszystkie środowiska misyjne. Oprócz czynnika modlitwy, ważna jest jedność środowiska misyjnego. Ta akcja także temu służy.
Dlaczego oblaci?
Pan Bóg ma swoje drogi. Oblaci byli jednym z trzech zgromadzeń zakonnych, które przyjeżdżały do mojej parafii. Siłą rzeczy znałem ich najlepiej. To był pierwszy element. Następnie charyzmat, to, że oblaci ewangelizują wspólnotowo. Nie są sami, gdy posługują na misjach czy na starość. Umarłbym bez ludzi, lubię ich (śmiech). Na pewno Maryjność i otwartość ewangelizacyjna na wszystkich. Misjonarska ciekawość innych kultur i religii. Zawsze lubiłem rozmawiać, dialogować.
W czasie Adwentu…
Jeden z moich współbraci powiedział, że ma takie postanowienie, żeby cieszyć się sukcesami bliźnich, a najbardziej współbraci (śmiech). I tego życzę, tych małych, prostych kroków ku świętości.
Brat Benedykt
Brat Benedykt Pączka OFMCap (42 l.) z czego 23 lata w Zakonie Braci Mniejszych Kapucynów. Założyciel i dyrektor I Szkoły Muzycznej „African Music School” w Republice Środkowej Afryki oraz dyrektor Radia Siriri (Pokój) w Bouar.
Najważniejsza w brata powołaniu jest?
Autentyczność.
Dlaczego misje?
Gdy wstępowałem do zakonu, mówiłem, że chciałbym pracować z ubogimi ludźmi, żeby coś im dawać. Jak chcesz pracować z biedakami, masz ich zawsze obok siebie. Oni nie mają dużo, ale cieszą się z tego, co mają w danej chwili. Zorganizowaliśmy duży koncert, a po nim posiłek. Wszyscy przyszli. Tak się najedli, że dwóch nie mogło wstać, to jest trochę niebezpieczne (śmiech).
Znam Brata z wielu akcji, słyszałam o „African Music School”. Po co dzieciom w Afryce szkoła muzyczna?
Widziałem dzieciaki, które biegały za bronią, uciekały, doświadczały dramatycznych sytuacji. Szkoła jest alternatywą dla nich. Chętnie do niej przychodzą, bo tu się uczą, dostają jedzenie, a w razie potrzeby także ubrania. Będziecie mogli ich poznać. W czerwcu, jak Pan Bóg pozwoli, dwóch najlepszych uczniów Hipolit i Matara przyleci ze mną do Polski. Rozpoczniemy trasę koncertową, ale też naukę. Chcę ich przedstawić, pokazać owoce naszej pracy, a także zarobić na działalność szkoły. W styczniu rozpoczynamy budowę oddzielnego budynku, na razie uczymy w wyższym seminarium duchownym kapucynów.
Dlaczego brat tam jest?
Czuję bluesa, tak szczerze (śmiech). To co robię, mnie nakręca, widzę w tym sens i przyszłość. Szczególnie dla dzieci, które tam są. Kiedyś ktoś mi powiedział, że ewangelia przyszła do Republiki Środkowej Afryki przez muzykę. To mnie dotknęło. Misjonarze przyjeżdżali, śpiewali i organizowali święta. Pomyślałem, dlaczego nikt z misjonarzy nie pomyślał, żeby otworzyć szkołę muzyczną? Oczywiście, oprócz tego, co już tutaj robimy: Msza św., spowiedź… Widzę dużo dobra, które dokonuje się dzięki naszej pracy misyjnej.
Czego brat nam życzy na Adwent?
Żebyście zaadoptowali jednego ucznia ze szkoły muzycznej (śmiech), ponieważ jałmużna musi boleć, jak mówił kard. Konrad Krajewski. Jak wszystkie dzieci zostaną zaadoptowane, nie będziemy musieli martwić się, co dać im jeść. Będziemy mogli zająć się naszą pracą.
https://vod.tvp.pl/video/radio-siriri,radio-siriri,45390102
Czytaj także:
„Litania zaufania”: potężna modlitwa napisana przez dwie młode zakonnice
Czytaj także:
Zakonnica, kosiarka i prąd. Dzięki niej mały Danielek odzyskał zdrowie