Najbardziej boli mnie, że mój ojciec stał się figurą. Numer jeden wśród ofiar koronawirusa. Potem było dwóch, trzech, czterech… I mówili „ale ten to był stary”, jakby jego wiek miał złagodzić ból, który czuję. Jakby z powodu jego wieku jego zniknięcie było mniej ważne.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Nazywa się Vanessa i była jedną z trójki dzieci pierwszej włoskiej ofiary koronawirusa. W ostatnich dniach głośno mówi o swoim bólu po stracie taty. I sprzeciwia się przed traktowaniem go jako numeru na czarnej statystyce. “Adriano Trevisan to nie była pierwsza ofiara koronowirusa we Włoszech. To był mój kochany tata, mąż mojej mamy, dziadek dla swoich wnucząt” – tłumaczy Vanessa, córka 78 -letniego mieszkańca Padwy, który zmarł 22 lutego.
Ale jej wyznania stają się kluczem do odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak bardzo boimy się tej epidemii. Boimy się jej, ponieważ jest wszechobecna, nieprzewidywalna, ale przede wszystkim dlatego, że zabiera nam tych, których kochamy.
A jeśli boimy się za bardzo, może to jest dobry moment, by zadać sobie trzy pytania, które każdy powinien postawić sobie kiedyś w swoim życiu: po co się urodziłem? Dokąd zmierzam? I kim są ludzie, których kocham najbardziej na świecie?
Czytaj także:
Modlitwa o zatrzymanie koronawirusa i zdrowie dla zakażonych
Kim naprawdę był Adriano Trevisan?
W wywiadzie dla gazety “Repubblica” jego córka tak go wspomina:
Nikt w wiosce nie mówił o nim Adriano, wołali na niego „ciemny” z powodu ciemnej karnacji. Pomimo swoich 78 lat sam prowadził auto. Kiedy był młodym chłopakiem, założył firmę budowlaną i z czwórką przyjaciół zbudowali pół prowincji Padwa. Uwielbiał opery i dlatego udał się do Werony by zobaczyć jeden koncert.
W innym miejscu Vanessa opowiada, że jej tata uwielbiał grać w karty w barze z przyjaciółmi, a jego wielką pasją było łowienie ryb i rozmowy o polityce. Nie lubił podróżować. “Dlatego jak zapytali nas w szpitalu, czy ojciec ostatnio wyjeżdżał za granicę, mama się uśmiechnęła i powiedziała, że on nawet na miesiąc miodowy nie wyjechał – wspomina. – Chciałabym, żeby mój ojciec został zapamiętany za to, jak żył, a nie jak umarł – dodaje.
Chcę, aby to ten ból związany z jego stratą znów był w centrum… żeby nie przyćmiły go statystyki koronawirusa. Oczywiście, mój ojciec miał już swoje lata… Ale jak ktoś umiera, to przede wszystkim jest tatą, mężem, dziadkiem, czyimś przyjacielem. Najbardziej boli mnie, że mój ojciec stał się figurą. Numer jeden wśród ofiar koronawirusa. Potem było dwóch, trzech, czterech… I mówili „ale ten to był stary”, jakby jego wiek miał złagodzić ból, który czuję. Jakby z powodu jego wieku jego zniknięcie było mniej ważne. Zmarł w piątek i dopiero teraz, gdy muszę załatwić formalności, zadzwonić do banku, zadzwonić do notariusza, zaczynam zdawać sobie sprawę. Dziś rano poprosili mnie o przesłanie dokumentu tożsamości, poszperałem w jego portfelu i zrozumiałem, że mojego taty z nami już nie ma.
Czytaj także:
Ksiądz uspokaja pasażerów statku wycieczkowego, którzy boją się koronawirusa
Czytaj także:
Wierni w północnych Włoszech bez Eucharystii – winny koronawirus