Zamknięcie kibica w domu nie jest wcale najgorszym, co może mu się przytrafić. Siedzenie w czterech ścianach? OK, jeśli tylko jest podpięty prąd i działa telewizor – damy radę! Ale co robić, kiedy okazuje się, że odwołano nie tylko zgromadzenia na stadionach, ale też… same mecze i wszelkiej maści zawody sportowe? To już jest autentyczny szok. Jak sobie z tym poradzić?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Po pierwsze, trzeba się z tego otrząsnąć, to znaczy wylać na rozgrzaną głowę kubeł lodowatej wody. Trzeba zejść na ziemię i pomyśleć logicznie: epidemia to realne niebezpieczeństwo, a samo rozgrywanie meczów przy pustych trybunach niewiele pomoże. Nie brakuje zresztą głosów, że to właśnie marcowe zawody piłkarskie stały się prawdziwą bombą epidemiczną. Dobrym przykładem jest chociażby pojedynek w Lidze Mistrzów między Valencią CF a Atalantą Bergamo. To wówczas, twierdzą mądrzy panowie doktorzy, kibice pozarażali się i roznieśli choroby do miejsc zamieszkania. Z kolei o potyczce między Liverpoolem a Atletico Madryt trener tej pierwszej drużyny, Jurgen Klopp, miał powiedzieć, iż była ona istnym szaleństwem, ponieważ na stadionie w mieście Beatelsów zameldował się tłum kibiców. I to w czasach, gdy koronawirus już nieźle poczynał sobie na Wyspach.
W każdym razie świadomość, że mamy do czynienia z wyjątkowym czasem kwarantanny, może być naprawdę cucąca. Jeśli więc zdążyłeś już zasłabnąć, ale wypiłeś szklankę wody i nabrałeś nieco rumieńców, zrób kolejny krok, który pozwoli ci trochę powetować sobie stratę sportowych zawodów.
Oglądnij mecze stare lub zostań koneserem
O tak, to jest właśnie to. To jest prawdziwa hipsteria. Gdy sportowe kanały straciły naturalną pożywkę w postaci sportowych zawodów na żywo, wiele z nich przeniosło nas w czasy zamierzchłe, czyli kilkanaście lub kilkadziesiąt lat wstecz. Canal+ proponuje skróty z legendarnych meczy Premier League, dyskusje o sporcie w gronie ekspertów, a nawet program ligowy z początku tego wieku – słynna Liga+ – z udziałem legendarnego Pawła Zarzecznego i absolutnie wyjątkowymi już dzisiaj ujęciami z polskich stadionów, stanowiącymi dowód wielkiego skoku cywilizacyjnego, jakiego dokonała polska piłka.
Eleven Sports z kolei przeniosło widzów do dalekiej Australii, by pożeracze futbolu mogli oglądać zmagania w tamtejszej lidze. Przyznam, że nieco oszołomiony perspektywą siedzenia w domu na „wieczne niewychodzenie” odetchnąłem nawet z ulgą, że jest jakiś kraj na naszym globie, w którym panuje „normalna” atmosfera. Tak, wiem, w Australii bynajmniej nie jest „normalnie”, ale jednak fakt, że rozgrywano tam mecze jeszcze całkiem niedawno, dawała nieracjonalne poczucie, że nie wszystko jeszcze stanęło na głowie.
Z kolei TVP zaproponowało nam zmaganie naszych siatkarskich „złotek”, które na mistrzostwach Europy w 2003 roku stanęły na najwyższym stopniu podium, rozpoczynając naprawdę gwiezdny czas pokolenia polskich siatkarek. Stało się to z wielką pomocą legendarnego i nietuzinkowego trenera Andrzeja Niemczyka. Tego samego, który chorując na raka węzłów chłonnych, prowadził całkowicie normalny tryb życia: pracował jako trener mimo regularnych sesji chemioterapii i pobytów w szpitalu. Pytany, jak to się robi, odpowiadał, nie bawiąc się w dyplomację: „Wykończę tego sk***a”. Niemczyk swoją wojnę wygrał i to kolejny powód, by nam wszystkim rosły dzisiaj serducha na wspomnienia tamtej osobowości.
To oczywiście wrażenia z ostatnich kilkunastu dni, ale podobnych na pewno jeszcze nie zabraknie, choć może lepiej, żeby zabrakło jak najprędzej, bo będzie to znak, że nareszcie wyjdziemy ze swoich domów i odetchniemy pełną piersią. Choć akurat pomysł PZPN, by pokazywać legendarne mecze reprezentacji Polski, gdy biało-czerwoni święcili tryumfy, wzbudzając wielki szacun w futbolowym świecie, musi zawsze wzbudzać entuzjazm. Takich meczów nigdy nie jest za wiele.
Zrób coś ze sobą!
Nie oszukujmy się – fani futbolu czy sportu w ogóle – zwykle, choć oczywiście nie jest to regułą, lubią aktywność fizyczną. Decyzje władz dla miłośników ruchu są jednak bezlitosne: zakaz, zakaz i jeszcze raz zakaz. Trudno, mus to mus. Ale jest i na to metoda: zbliża się czas świąteczny, a to oznacza, że wreszcie można zrobić w domu trochę więcej rzeczy niż zwykle. Na przykład umyć okna bez presji czasu. Z dobrym audiobookiem i słuchawkami na uszach to niemal przyjemność. Ja akurat, w trakcie tej niewątpliwie ekscytującej czynności, słuchałem niepowtarzalnej i jedynej w swoim gatunku autobiografii Zlatana Ibrahimovicia. Cóż za historia! Cóż za osobowość! Wow!
Ale czas kwarantanny narodowej – jak dumnie nazwaliśmy czas spędzany w domach – może pomóc nam odkryć drzemiący w nas potencjał. Jeśli bowiem dotąd ćwiczyliśmy, głównie biegając lub podnosząc ciężary na siłowni, najwyższy czas spróbować treningu kalistenicznego, czyli ćwiczeń wykonywanych z wykorzystaniem masy ciała. Własnego ciała, oczywiście.
To ciekawe doświadczenie nie tylko z punktu widzenia zaskakujących efektów, ale także poznania swoich możliwości, a także… wykorzystania drzemiących w nas pokładów kreatywności. Oczywiście: możecie kupić drążek, a nawet prostą wieżę do ćwiczeń. Ale czy nie tego właśnie – parafrazując bohatera słynnej komedii lotniczej „Czy leci z nami pilot?” – spodziewa się po nas koronawirus? Tym, czym go zaskoczymy, jest użycie do treningu przedmiotów absolutnie niesztampowych: stolika, kanapy, krzeseł czy pufy (ruskie skręty z takim siedziskiem to naprawdę mocne doświadczenie!). Taki trening to ogromne wyzwanie, oczywiście pod warunkiem, że jest się pod tym względem kompletnym lub niemal kompletnym amatorem.
Oczywiście wirus zaskoczył nie tylko rząd i gospodarkę, ale też tych, którzy przyzwyczaili się do ćwiczenia z trenerem u boku. Albo przynajmniej kimś, kto zawsze podpowie, jak trzymać ciężar, układać ręce i żeby absolutnie nie robić przeprostów. Dla takich osób trening kalisteniczny może okazać się doświadczeniem granicznym: czas skorzystać z trenera Google i jego zapytać o to, w jaki sposób technicznie wykonywać poszczególne ćwiczenia.
I… pamiętajcie: czy kibicujecie, czy też sport nie obchodzi was ani odrobinę, wielu z was ma teraz nieco więcej czasu. Warto trochę podręczyć swoje ciało codziennym, choćby półgodzinnym treningiem. Regularne ćwiczenia nie tylko zwiększają odporność, ale też poprawią wasze nastawienie psychiczne. A to też ważne – a niech już padną te nieszczęsne słowa – w czasach zarazy.
Czytaj także:
Uwięziony w domu przez koronawirusa? Wybierz się na wirtualną pielgrzymkę!
Czytaj także:
Silniejsi od koronawirusa. Chór, Którego Nie Ma i jego wzruszająca interpretacja [wideo]