separateurCreated with Sketch.

Msza transmitowana, msza nagrana. Jaka to różnica?

TRANSMISJA MSZY
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

Transmisja mszy nie zastąpi prawdziwego w niej uczestnictwa. A już tym bardziej odtwarzanie mszy „z kiedyś”. Tymczasem w Kościele nie mamy nic ważniejszego i cenniejszego niż to uczestnictwo. Prawdziwe, realne, wspólne, „przy stole i z Chlebem”, jak mówił ostatnio Franciszek.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

„Poruszający” dekret bp. Czai

W opublikowanym 20 kwietnia dekrecie biskup opolski, Andrzej Czaja zakazał udostępniania w mediach „nagrań obrzędów kultu religijnego po ich zakończeniu”, tudzież nakazał usunięcie z przestrzeni wirtualnej w ciągu 7 dni nagrań dotychczas tam zamieszczonych.

Był to zaledwie jeden z ponad dwudziestu punktów naprawdę rozsądnego dokumentu. Niemniej wywołał on sporo poruszenia zarówno w mediach, jak i wśród wiernych. Poruszenie to, jak i związane z nim głosy (nie zawsze zresztą kulturalnej) krytyki, wynikło najpewniej: 1) z niezrozumienia treści dekretu; 2) z niezrozumienia istoty praktyki nazywanej przez katolików „uczestnictwem we mszy świętej” oraz funkcji i znaczenia ewentualnej transmisji Eucharystii za pomocą środków masowego przekazu.

 

Czego biskup Czaja nie zakazał?

Biskup Czaja nie zakazał transmitowania mszy świętej „na żywo”. Biskup Czaja nie zakazał pozostawienia w sieci „wyciętych” fragmentów uprzednio transmitowanej „na żywo” liturgii, jak homilia, kazanie czy coś podobnego, czego ponowne odsłuchanie (już nie w czasie rzeczywistym trwania nabożeństwa) nadal może przynieść pożytek duchowy odsłuchującemu. Biskup Czaja nie zakazał archiwizowania poczynionych nagrań. Nie zakazał nagrywania i publikowania w internecie kazań, konferencji, nauk rekolekcyjnych i tym podobnych. Jego celem nie było zniechęcenie wiernych do oglądania transmisji nabożeństw, aby „spędzić” wszystkich do kościołów, o czym łatwo się przekonać czytając całość dekretu.

 

O co chodzi biskupowi?

Wprowadzając wyżej wspomniane obostrzenia, biskup Czaja chce prawdopodobnie zwrócić uwagę wiernych (i duszpasterzy) na pewną, w sumie dość oczywistą prawdę. A mianowicie, że oglądanie transmisji z największą nawet pobożnością i zaangażowaniem nie jest jednak tym samym, co rzeczywiste, sakramentalne uczestnictwo we mszy świętej.

O ile oglądanie transmisji „live” daje nam jeszcze pewną namiastkę uczestnictwa w Eucharystii realnie sprawowanej w konkretnym miejscu i czasie, o tyle odtwarzanie jej sobie po jakimś czasie zasadniczo mija się z celem. No, chyba że właśnie chcemy wrócić do kazania, albo dla czysto estetycznej przyjemności posłuchać śpiewu organisty lub uważniej przyjrzeć się, z jakich kwiatów ułożono bukiet pod ołtarzem.

 

Msza transmitowana, msza nagrana

To nie znaczy, że transmisje są złe. To nie znaczy, że ich oglądanie, gdy jesteśmy zmuszeni pozostać w domu, jest złe. To znaczy, że oglądanie nie jest tym samym, co realne uczestnictwo we mszy świętej. Tak samo jak spotkanie ze znajomymi na czacie z kamerką nie jest tym samym, co zasiadanie przy wspólnym stole. Jak zajęcia edukacyjne prowadzone na platformie cyfrowej nie są tym samym, co lekcje w szkole i ćwiczenia na uczelni. Jak rozmowa przez telefon nie jest tym samym, co spotkanie twarzą w twarz. Jak – za wielkim przeproszeniem – „cyberseks” nie jest tym samym, co prawdziwe intymne współżycie dwojga kochających się ludzi. Tyle.

 

Realne wirtualne niebezpieczeństwo

Jesteśmy w trudnej sytuacji. Bogu dzięki, że mamy transmisje. Ale one nie są w stanie zastąpić nam realnego, sakramentalnego uczestnictwa w życiu liturgicznym Kościoła i dokonującego się w ten sposób spotkania z realnie obecnym w sakramentach Jezusem. I lepiej, żebyśmy sami sobie (ani jako duszpasterze wiernym) nie próbowali w najlepszych nawet intencjach wmawiać, że jest inaczej.

W przeciwnym wypadku grożą nam indywidualizacja i wirtualizacja wiary. Wiara chrześcijańska natomiast z założenia jest i zawsze pozostaje doświadczeniem realnym i wspólnotowym. Jeśli w obecnej sytuacji brakuje nam tego doświadczenia, to bardzo dobrze. Ma nam go brakować. Mamy być go głodni. I nie jest dobrym pomysłem zagłuszać w sobie ten głód, tłumacząc sobie, że „to przecież tak, jakbym był”. Nie, to nie to samo. Bardzo nie to samo.

 

Święcenie pokarmów przez internet

Dlatego za chybione należy uznać pomysły „duszpasterskie” typu święcenie pokarmów wielkanocnych przez internet. To tak nie działa. Mało tego – zalatuje już trochę myśleniem magicznym. Zamiast tego, drogi internetowy duszpasterzu, wytłumacz wiernym, z którymi nie możesz się spotkać, że mogą to zrobić sami. Inaczej nie tylko wprowadzasz ludzi w błąd (który może mieć poważne i długofalowe konsekwencje), ale i zaprzepaszczasz szansę „popchnięcia” ich w stronę budowania „Kościoła domowego” i podjęcia praktyki celebrowania wiary w gronie rodziny, przyjaciół, czy z kim tam akurat mieszkają.

Jasne, że to fajna akcja. Taki „Kościół na czasie”. Tyle, że Kościół tak nie działa. Sakramenty i sakramentalia, którymi szafuje, tak nie działają. Jeśli transmitujesz mszę z absolutnie pustego kościoła, w którym nie ma nikogo z wiernych, to używasz formularza „mszy bez ludu” (jest w mszale). Pomijasz dialogi, bo nikt ci nie odpowie. Pomijasz zachęty „módlmy się”. Nie udzielasz na koniec błogosławieństwa, bo nie jesteś papieżem (tylko jego „Urbi et orbi” działa przez media, choć „konia z rzędem” temu, kto mi wytłumaczy jak).

Jasne, że „po drugiej stronie ekranu” są twoi parafianie. Ale tu ich nie ma. Niestety. Wiem, że boli. Sam tak odprawiałem. Ale wiesz przecież, że Eucharystia dzieje się TU i TERAZ. Jest dziełem ZGROMADZENIA zwołanego przez Chrystusa w konkretnym momencie i miejscu. Oglądający transmisję nie są zgromadzeni. Ufamy, że będą. Modlimy się o to. Ale teraz nie są. Inaczej równie dobrze mógłbyś podejść z Komunią do kamery i podsuwając konsekrowaną hostię pod samo jej „oko”, powiedzieć „Ciało Chrystusa”. Nie robisz tego, prawda? Dlaczego? No właśnie…

 

Papież też tak uważa

Trzy dni przed sławnym dekretem opolskiego biskupa papież Franciszek w homilii na mszy odprawianej w Domu św. Marty mówił:

Bliskość chrześcijan z Panem jest zawsze wspólnotowa. Tak, jest intymna, jest osobista, ale we wspólnocie. Bliskość bez wspólnoty, bliskość bez Chleba, bliskość bez Kościoła, bez ludu, bez sakramentów jest niebezpieczna. Może stać się bliskością – powiedzmy – gnostycką, bliskością tylko dla mnie, oderwaną od Ludu Bożego. Bliskość apostołów z Panem zawsze była wspólnotowa, zawsze była przy stole, znaku wspólnoty. Zawsze była z Sakramentem, z Chlebem. Mówię to, bo ktoś zwrócił mi uwagę na niebezpieczeństwo, że ten moment, który przeżywamy, ta pandemia sprawiła, że wszyscy będziemy się komunikować, także religijnie przez media, poprzez środki przekazu. Nawet ta msza. Wszyscy jesteśmy skomunikowani, ale nie razem, duchowo razem. Lud [obecny na mszy – przyp. mój] jest mały. Jest [też] wielki lud: jesteśmy razem, ale nie razem. To samo z Sakramentem: dzisiaj wy macie Eucharystię, ale ludzie, którzy są z nami połączeni, mają tylko komunię duchową. A to nie jest Kościół: to jest Kościół w sytuacji trudnej, na którą Pan pozwala. Ale ideał Kościoła jest zawsze z ludem i z sakramentami. Zawsze.

Przed Pachą, gdy ukazała się wiadomość, że będę celebrował Paschę w pustej bazylice św. Piotra, napisał do mnie pewien biskup – dobry biskup, dobry – i mnie skarcił: „Jak to może być? Bazylika jest taka duża. Dlaczego nie wpuścicie tam choćby 30 osób, żeby było widać ludzi? Nie byłoby niebezpieczeństwa…”. Pomyślałem: „Ależ, co on ma w głowie, żeby mówić mi coś takiego?”. Nie rozumiałem w tamtym momencie. Ale ponieważ to dobry biskup, bardzo bliski ludowi… „Coś chciał mi powiedzieć. Jak go spotkam, to zapytam”. Potem zrozumiałem. On mi mówił: „Uważaj, żeby nie wirtualizować Kościoła, nie wirtualizować sakramentów, nie wirtualizować Ludu Bożego”. Kościół, sakramenty, Lud Boży są konkretne. To prawda, że w tym momencie musimy praktykować tę bliskość z Panem w ten sposób – ale po to, by wyjść z tunelu, a nie by w nim pozostać. (…) Oby Pan nas uczył tej intymności z Nim, tej bliskości z Nim, ale w Kościele, z sakramentami, ze świętym ludem wiernym Boga.

Zdaje się, że biskupom Rzymu i Opola chodziło dokładnie o to samo. Transmisja mszy nie zastąpi prawdziwego w niej uczestnictwa. A już tym bardziej „puszczenie” sobie jakiejś nagranej uprzednio mszy. Być może jakaś korzyść duchowa wyniknie i z tego, ale to już nawet nie jest namiastka uczestnictwa. A my w Kościele nie mamy nic ważniejszego i cenniejszego niż to uczestnictwo. Prawdziwe, realne, wspólne – jak powiedział papież – „przy stole, z Chlebem”.


MODLITWA
Czytaj także:
Niech transmisje Wam nie wystarczą! List księdza do „wiernych online”


MSZA W TELEWIZJI
Czytaj także:
Czy klękać przed telewizorem? Czy trzeba się przeżegnać przed ekranem?

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Tags: