separateurCreated with Sketch.

Z kwiatami do samotnych seniorów – tak robią młodzi, a wspiera ich św. Wincenty a Paulo!

PROJEKT A PAULO
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative

– Najpiękniejsze, co można dać drugiemu, to własny czas i obecność – niezależnie, czy rozmawiasz, przygotowujesz posiłek, remontujesz. Najważniejsze jest spotkanie i zaniesienie nadziei, a w końcu – Boga – mówi Sylwia Rapacz z Projektu a Paulo.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Małgorzata Cichoń: Od kilku tygodni odczuwamy brak zwykłego uścisku dłoni, spotkania… Ale są osoby, które żyją w ten sposób od dawna: ludzie starsi, schorowani, zamknięci w czterech ścianach. Postanowiliście to zmienić?

Sylwia Rapacz: Inspiracji, by założyć Projekt a Paulo było kilka. Zaczęło się od wspólnych spotkań w Krakowie, przy parafii Najświętszej Maryi Panny z Lourdes. Raz w miesiącu przygotowywaliśmy tam wieczór adoracji. Modliliśmy się m.in. o rozeznanie, skąd w nas to pragnienie, by razem się widywać.

I skąd?

Chyba z „góry”! Projekt powstał w październiku 2017 r., a poprzedziły go Światowe Dni Młodzieży w Krakowie i zorganizowane tuż przed nimi w podkrakowskich Piekarach – Wincentyńskie Dni Młodych. Wtedy zobaczyliśmy, jak na całym świecie działają młode osoby zainspirowane św. Wincentym a Paulo.

To Francuz, który „oficjalnie” został patronem wszystkich dzieł miłosierdzia w Kościele. Ale kto konkretnie zwołał was na spotkania?

Jeden z kolegów, Marcin. Część z nas znała się z liceum „Radosna Nowina” w Piekarach, gdzie uczyli się młodzi z różnych stron Polski. Po trzech latach w internacie znaleźliśmy się w Krakowie na studiach i zatęskniliśmy za wspólnymi inicjatywami. Wtedy Marcin powiedział, że chciałby stworzyć wspólnotę, gdzie każdy mógłby przyjść i po prostu być sobą. Modlić się, ale i rozmawiać o życiu, planach, problemach. Po jakimś czasie doszliśmy do wniosku, że bardzo chcielibyśmy pomagać, bo jesteśmy młodzi, mamy siłę i zdrowe ręce. Zaczęliśmy się rozglądać…

Co zobaczyliście?

Nasz duszpasterz, ks. Piotr, pomógł nam dostrzec, że wśród najbardziej wykluczonych w naszej okolicy są osoby starsze. Postanowiliśmy więc wesprzeć s. Beatę, prowadzącą Klub Seniora. Szarytka codziennie spotyka się z osobami starszymi, rozmawia z nimi, prowadzi warsztaty (np. historyczne czy geograficzne), przygotowuje poczęstunek. Z czasem przekonaliśmy się, że obok nas mieszkają starsi ludzie, którzy nie są w stanie przyjść do Klubu. I tak rozpoczęliśmy pomoc indywidualną.

Na czym ona polega?

Wolontariusze regularnie odwiedzają podopiecznych, którzy są „uwięzieni” we własnych mieszkaniach, najczęściej z powodu samotności lub chorób, z którymi się zmagają. To np. osoby niewidome lub z niepełnosprawnościami ruchowymi, czujące strach przed opuszczeniem mieszkania, bo już od dawna nie były poza nim. Ich bliscy mieszkają daleko, nie są w ogóle zainteresowani rodzicami czy dziadkami lub po prostu – odeszli. Mamy podopiecznych, do których chodzimy codziennie, przynosimy obiad, pomagamy w dotarciu do lekarza lub apteki. Innym wystarcza rozmowa i zrobienie zakupów.

Te pierwsze wizyty czymś cię zaskoczyły? Był szok?

Zdecydowanie. Myślę, że prędzej czy później doświadcza tego każdy wolontariusz. Na początku odwiedza się seniorów wspólnie z ks. Piotrem lub s. Beatą. Po to, żeby zobaczyć, jak to wygląda, zanim podejmie się konkretne zobowiązania. Ale wracając do pytania, przyznaję, że byłam zaskoczona. Bo ja, jako osoba młoda, żyję w bardzo luksusowych warunkach.

To znaczy?

Moja rodzina bardzo mnie kocha i wspiera. Miałam zapewnioną edukację, nie brakuje mi jedzenia, a mój rodzinny dom jest duży, czysty i ciepły. Obecnie mam 23 lata, kończę dobre studia, pracuję. Kiedy przychodzę do naszych podopiecznych, to uświadamiam sobie, że nie każdy dostał w życiu tak wiele szans. Perspektywa się zmienia…

Bo odtąd idziesz ulicą i myślisz, że za co trzecim oknem jest osoba, która cały dzień spędza sama?

Tak, a w dodatku często nawet nie za bardzo się odżywia, bo nie jest w stanie. Na pewno przeraziła mnie skala tego wykluczenia. Zdarza się nam odwiedzać osoby mieszkające w bardzo trudnych warunkach – przeraźliwy chłód, wilgoć, puste ściany, rozpadające się meble…

I to się dzieje w Krakowie, dość blisko Rynku?

Właśnie. Nie tylko z doświadczenia w Projekcie a Paulo wiem, że są przypadki, w których rodzina czeka z remontem aż starsza osoba umrze, by dopiero potem mieszkanie odnowić i wynająć.

A z pozytywnych zaskoczeń?

Często zaskakuje mnie siła tych seniorów, ich pokora i skromność. Ci, którzy mają najmniej, bywają przekonani, iż na pewno są inni, bardziej potrzebujący pomocy. Potrafią być mili, nie narzekać i cieszyć się z tego, co mają.

Utkwiło mi w pamięci przesłanie papieża Franciszka do wolontariuszy ŚDM w krakowskiej Tauron Arenie. Skierował ich uwagę na babcie i dziadków, zachęcił do rozmowy z nimi. A ty, co czerpiesz ze spotkań z seniorami?

Osobiście zawsze lubiłam starsze osoby, miałam dobry kontakt z dziadkami i bardzo ich kochałam. Uważam, że seniorzy są dla nas ogromnym bogactwem i grzechem jest ich zaniedbywać. To ludzie, którzy tworzyli i tworzą nasz świat takim, jakim go znamy. Kiedyś ze swoją podopieczną jadłam lody przy ul. Królewskiej. Zaczęła mi opowiadać o tym, jak Kraków wyglądał za jej młodości. Potrafiła wyjaśnić, dlaczego ulice nazywają się tak, a nie inaczej. Śmieje się, że jej biografia sprzedawałaby się lepiej niż „Przeminęło z wiatrem”. Znając część z tych historii – przyznaję jej rację.

Sprzedawczyni z lokalnego warzywniaka mówiła mi, że ludzie starsi, mimo trwającej epidemii, często bywają w jej sklepie. Twierdzą, że się nie boją, bo im już tak nie zależy…

To przykre, ale niektórych faktycznie trudno przekonać, by zostali teraz w domach. Być może ma na to wpływ poczucie, że są samotni i nikt się nimi nie interesuje? Pogodzenie się z tym oraz z utratą sił jest bardzo trudne.

Nie zostawiliście podopiecznych samymi. Widziałam plakaty na drzwiach kościoła i na budynkach mieszkalnych. Jak teraz działa Projekt a Paulo?

Z wolontariuszami spotykamy się online. Kilkoro z nich zostało w Krakowie, więc wraz z członkami innych wspólnot Duszpasterstwa Akademickiego „Na Miasteczku” i mieszkańcami dzielnicy, którzy zgłosili się do nas, utworzyliśmy wirtualną grupę. Zbieramy tam informacje o potrzebach seniorów. Na plakatach umieściliśmy natomiast prośbę, aby starsze osoby zostały w domach i podaliśmy numer telefonu, np. w sprawach zakupów. Jest odzew. Seniorzy dzwonią też, by po prostu porozmawiać.

Rozmowa ma wymiar terapeutyczny?

Bardzo pomaga ludziom, którzy się stresują – zwłaszcza gdy przez cały dzień oglądają telewizję i nie potrafią uwolnić się od strachu o siebie i cały świat. Aktualnie nasi wolontariusze utrzymują stały kontakt telefoniczny ze „swoimi” podopiecznymi.

Wróćmy do czasów sprzed epidemii – ciężko było pozyskać wolontariuszy do Projektu?

Mamy ich już ponad 60 i odnosimy wrażenie, że Bóg podsyła nam tylu, ilu akurat potrzebujemy. Choć śmiejemy się, że mogłoby nas być milion i dla wszystkich starczyłoby pracy!

Wciąż łączycie formację z działalnością społeczną?

Spotykamy się na comiesięcznym wieczorze adoracji oraz co tydzień na krótkiej konferencji dotyczącej osobistego rozwoju i współpracy z łaską. Sporo dyskutujemy o tym w grupach. Organizujemy też spotkania wolontariuszy z danej części dzielnicy, rozmawiamy o problemach, ale również o pomysłach, jakie moglibyśmy wprowadzić. Od ubiegłego roku korzystamy ze środków Budżetu Obywatelskiego Miasta Krakowa – dzięki głosom krakowian realizujemy już drugie zadanie. Mamy więc możliwość, by np. remontować mieszkania podopiecznych. Nasza ekipa remontowa ma kilka udanych akcji za sobą!

Wiele parafii zastanawia się, jak zintegrować swoją wspólnotę, a wasza inicjatywa w sposób naturalny spaja młodych i starszych.

To faktycznie most między pokoleniami, ale zanim oficjalnie powstaliśmy, w parafii już działał wolontariat oraz Stowarzyszenie Miłosierdzia. Mogliśmy więc czerpać z doświadczenia tych osób. Wielu naszych wolontariuszy jest we wspólnotach Duszpasterstwa Akademickiego „Na Miasteczku” lub formuje się w innych duszpasterstwach w Krakowie. Są z nami również osoby pracujące. Chcę podkreślić, że gdyby nie wsparcie parafii – słowem i czynem – ze strony księży i wspólnot – byłoby dużo trudniej robić to, co robimy.

Systematyczny wolontariat pozwala na refleksję. Zastanawialiście się, jak nie dać się wykorzystać, niosąc pomoc innym?

Szybko zauważyliśmy, że trzeba troszczyć się o siebie samych. Bo gdy człowiek da się porwać jakiemuś dziełu, a nie rozmawia o trudnych kwestiach, to wkrótce może go przytłoczyć np. nadmiar obowiązków. Dlatego staramy się wszystko sobie komunikować. Kryzysy też.

Byłam kiedyś na „pokazowym” spotkaniu jednej z dużych organizacji charytatywnych. Małżonkowie co prawda cieszyli się z nowej pralki, ale z rozmowy wynikało, że tęsknią za czymś innym, np. naprawą więzi z dziećmi.

Potwierdza się więc, że najpiękniejsze, co można dać drugiemu, to własny czas i obecność – niezależnie, czy rozmawiasz, przygotowujesz posiłek, remontujesz. Najważniejsze jest spotkanie i zaniesienie nadziei, a w końcu – Boga. Staramy się to robić poprzez rozmowę i działania praktyczne.

Wtedy sami też Go spotykacie? Przecież powiedział: „Byłem chory – a odwiedziliście Mnie”…

To od św. Wincentego a Paulo uczymy się łączyć mistykę z praktyką. On zastanawiał się na modlitwie, jak pomagać, by to było faktyczne i rozsądne, a nie udawane. Kilka jego myśli szczególnie polubiliśmy, np. „Jeśli nie można zdjąć krzyży, które trzeba dźwigać, przynajmniej można je ozdobić kwiatami”. I tym się kierujemy.


ŚWIĘTY WINCENTY A PAULO
Czytaj także:
10 myśli św. Wincentego à Paulo, które naprowadzą twe życie duchowe na właściwe tory


ŚWIĘTY WINCENTY A PAULO
Czytaj także:
To są nasi Panowie i Mistrzowie – tak mówił o ubogich św. Wincenty a Paulo