Medalik z Maryją na szyi, a w koszyku na zakupy pisma o wróżbach i horoskopach? O ocenę źródeł i możliwych konsekwencji takich praktyk pytamy ks. dr. hab. Tomasza Szałandę, teologa i autora artykułów z zakresu demonologii.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Katarzyna Szkarpetowska: Księże, moja znajoma, która była u wróżki, opowiadała, że ta, wróżąc jej, powiedziała coś, czego nie miała prawa o niej wiedzieć. I że wróżba sprawdziła się w stu procentach. Jak to wytłumaczyć?
Ks. dr hab. Tomasz Szałanda*: Mogą być dwa wytłumaczenia: czysty przypadek, choć mało prawdopodobne, bądź poruszanie się wróżki w świecie duchowym, co może skutkować wiedzą, której w normalnych warunkach mieć nie powinna. W tym wypadku jest to wiedza, której źródłem jest zły duch.
I nie ze względu na sam fakt jej posiadania (tej wiedzy), ale przez „profesję”, którą owa wróżka się zajmuje. Zwracam na to uwagę, bo przecież w duchowej rzeczywistości istnieje coś takiego jak charyzmat poznania, nazywany też słowem poznania – kiedy omadlamy drugiego człowieka, kiedy modlimy się za niego wstawienniczo, otrzymujemy o nim jakieś informacje, by mu pomóc.
Źródłem tej wiedzy jest jednak Bóg, a nie jakiś niezidentyfikowany duch.
Czytaj także:
Dlaczego tak często czytamy horoskopy i chodzimy do wróżki?
Spotkałam się jakiś czas temu ze stwierdzeniem, że wiedźma to ta, która ma wiedzę, która wie. I że Kościół potępia działalność wróżek, wróżbitów, jasnowidzów, ponieważ chce mieć na wiedzę monopol.
Kościół nie ma monopolu na wiedzę, choć pewnie niektórzy tak sądzą, bo może spotkali się z osobami duchownymi, które „wszystko wiedzą”, i nie potrafią przyznać się, że jednak nie wszystko. Ale to jest kwestia pojedynczego księdza.
Rzeczywiście etymologia tego słowa na to wskazuje – w języku prasłowiańskim vědьma to ta, która wie, która coś zna. Potępienie wróżenia (nie wróżek) nie wynika z chęci posiadania monopolu na wiedzę, a z nakazu Stwórcy i wynikającej z niego nauki Kościoła, z których jasno wynika, że jest duchowym zagrożeniem i grzechem.
Natomiast każdy przypadek tego, co potocznie – jeszcze raz powtarzam: potocznie – nazywa się jasnowidzeniem, trzeba bardzo dokładnie, z wielką ostrożnością, zbadać – czy jest to dar Boży i służy duchowemu wzrastaniu zarówno osoby, która ten dar ma, jak i osobom, którym tym darem obdarowany służy. Jednakże tego rodzaju działania „rozpoznawcze” zawsze należą do kompetencji Kościoła. Nim kompetentna władza Kościoła nie wypowie się na ten temat, trzeba być bardzo ostrożnym.
Czym są tzw. zdolności nadprzyrodzone, o których mówimy w przypadku osób zajmujących się wróżbiarstwem?
Jeżeli rzeczywiście tzw. zdolności nadprzyrodzone występują u osób zajmujących się wróżbiarstwem, a nie są oszustwem ludzkim, to ich pochodzenie jest demoniczne.
Wróżbici często powołują się na anioły, na dobre moce, mówią o potrzebie rozwoju duchowego. Czy to faktycznie ma coś wspólnego z wiarą w Boga – z aniołami, które On posyła, aby nas strzegły, z rozwojem duchowym, który proponuje Kościół?
Nie powinno nas interesować, na kogo powołują się wróżbici, ale jakie prowadzą życie duchowe. Konkretnie: czy codziennie modlą się do Trójjedynego Boga, czy systematycznie korzystają z sakramentu pokuty i pojednania, czy czytają i rozważają słowo Boże, czy uczestniczą w Eucharystii w niedzielę i w święta, w jaki sposób realizują post i jałmużnę. Zapewniam, kto prowadzi takie życie duchowe, szybko straci owe „moce”.
Czytaj także:
Odrzucenie wiary i okultyzm. Droga C.S. Lewisa tam i z powrotem do Boga
Niedawno byłam świadkiem, jak starsza pani, z medalikiem Matki Bożej na szyi i pierścionkiem w kształcie różańca na palcu, kupowała w sklepie czasopisma o tematyce ezoterycznej. Nie mogła zdecydować się, czy wziąć gazetę o wróżbach, czy może tę o horoskopach – w końcu włożyła do koszyka obydwie. Jak ksiądz by to skomentował?
Krótko. Analfabetyzm religijny. Sprowadzanie medalików i różańców – w formie pierścionka, obrączki – do „religijnej” biżuterii.
Moją uwagę zwróciło raczej to, że na palcu różaniec, a w koszyku gazety, po które człowiek wierzący sięgać nie powinien. No bo i po co mu ta wiedza, jak wróżyć, czy co mówi horoskop na maj? Co nam mówią takie sytuacje o nas, podobno wierzących?
Oczywiście można oblać się benzyną, wziąć w jedną rękę gaśnicę, a w drugą zapaloną świeczkę i dumnie maszerować przez miasto, wmawiając sobie i ludziom dokoła, że „przecież nic się nie stanie”. Podobnie działa „zestaw”: różaniec i tego rodzaju gazety. Co nam mówią takie sytuacje? Że stopień duchowej ignorancji, żeby nie powiedzieć absurdu, nie ma specjalnych granic.
Pandemia koronawirusa spowodowała, że zainteresowanie usługami wróżbiarskimi diametralnie wzrosło. Ludzie mają w sercu dużo niepokoju i wiedzy na temat przyszłości, własnej i swoich bliskich, coraz częściej szukają u różnej maści wróżbitów. Jakie mogą być tego duchowe konsekwencje?
Szukanie „wsparcia” u wróżbitów nigdy nie kończy się dobrze, bo jest formą zdrady Boga – naszego jedynego Pana. Skoro szukam wsparcia u osób zajmujących się sferą ciemnych mocy – a tym jest wróżbiarstwo – to daję Bogu w twarz. Nie uznaję Go za Pana mojego życia, nie w Nim składam swoją i innych teraźniejszość i przyszłość.
Duchowe konsekwencje takich pomysłów są poważne: te, wspomniane powyżej – zdrada Boga, a także – ze strony diabelskiej – intensywne kuszenia, dręczenia, obsesje, a nawet opętanie.
Zastanawiam się, czy to nie jest trochę tak, że ludzie idą do wróżki, bo ona, w ich mniemaniu, ma wgląd w przyszłość, potrafi ich wątpliwościom zaradzić – ma wiedzę i tą wiedzą się dzieli, natomiast Kościół często nie rozwiewa ludzkich wątpliwości, zostawia je bez odpowiedzi. Rozkłada ręce i mówi o tajemnicy wiary, o tym, że „kiedyś się dowiemy”.
Całe życie towarzyszy nam ciekawość, chęć poznania, zrozumienia, dowiedzenia się „jak to jest”. I nie jest to złe. Natomiast problemem jest to, iż nie stawiamy tej ciekawości i chęci poznania granic, a wtedy stworzenie nie różni się od Stwórcy. Co więcej, chce zająć Jego miejsce. I wtedy zaczyna się dramat, który polega na braku zaufania Bogu i w to, że On wie najlepiej.
Poza tym Bóg nie jest tym, który ma za nas wszystko załatwiać i we wszystkim nas wyręczać. On tak nie funkcjonuje. Jego ukochane stworzenie – człowiek – nie jest marionetką, a osobą, którą On tak kocha, że po zakończeniu przez nią ziemskiego życia chce ją mieć obok siebie, w niebie. Ono już jest otwarte – przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, natomiast my mamy z Bogiem współpracować, by – jak mówi Pismo – „dziedzictwo nieba wziąć w posiadanie”.
„Kiedyś się dowiemy…”. Tak. Kiedyś, o wielu rzeczach… Czy musimy wszystko wiedzieć? Ja na przykład nie wiem, dlaczego mój siedemnastoletni uczeń zmarł na guza mózgu. Czy pytałem o to Boga? Owszem. Czy dostałem odpowiedź? Nie.
A nawet gdybym ją otrzymał, co ona by mi ostatecznie dała? Dla wierzących Bogu najważniejsze jest, aby „osiągnąć cel naszej wiary – zbawienie dusz”, wieczną radość ze Stwórcą. Ziemskie życie jest etapem ku wieczności, a nie wiecznością. Dla mnie więc najważniejsze jest, by mój uczeń był szczęśliwcem. Żeby był w niebie.
Po jakie rozwiązania sięga Kościół, by chronić wiernych przed niebezpieczeństwem związanym z wróżbiarstwem, jasnowidztwem i podobnymi zagrożeniami duchowymi?
Głównie są to ostrzeżenia i formacja – szkoła, wspólnoty, homilie, rekolekcje, przestrzeń internetowa.
* Ks. Tomasz Szałanda – doktor habilitowany teologii, proboszcz parafii św. Jakuba Apostoła Starszego w Stawigudzie. Autor kilku książek, m.in. HARYzMATY, Bogactwo Księgi Rut, Bogactwo Księgi Jonasza, a także kilkudziesięciu artykułów z zakresu demonologii, mariologii i homiletyki.
Czytaj także:
Papież: wróżenie i magia nie mają nic wspólnego z chrześcijaństwem