Ks. Jan Twardowski – poeta, ale też jeden z bardziej cenionych w Warszawie kaznodziejów – przez wiele lat zapraszał ją do siebie, aby pomogła mu się przygotować do niedzielnego kazania. Wspólnie czytali tekst biblijny przewidziany w kalendarzu liturgicznym.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Z prof. Elżbietą Przybył-Sadowską z Instytutu Religioznawstwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, autorką wywiadu rzeki „Chodzić po wodzie” ze śp. prof. Anną Świderkówną, rozmawia Małgorzata Bilska.
Małgorzata Bilska: Bardzo dobrze znałaś prof. Annę Świderkównę, wybitną ekspertkę od Biblii. Jak się spotkałyście?
Elżbieta Przybył-Sadowska: Pracowałam w Wydawnictwie „Znak”. Pewnego dnia na zebraniu padła propozycja, aby zrobić z nią wywiad rzekę. Profesor się zgodziła, a ja miałam znaleźć dziennikarza, który go przeprowadzi. Często mnie zapraszała do siebie do Warszawy, nasze rozmowy się przedłużały.
Moi kandydaci do projektu odmawiali. Za którąś wizytą prof. Świderkówna na mnie popatrzyła i powiedziała: no to nie szukaj, tak się nam dobrze rozmawia. Zróbmy książkę razem.
Czytaj także:
M. Jolanta Olech: Jan Paweł II zmienił sposób myślenia o kobietach [wywiad]
W 2005 roku zrobiłam z nią wywiad dla miesięcznika „Znak” pt. „Czyja jest ta kobieta?” o kobiecie w Kościele. Pamiętam nieprawdopodobną liczbę książek w jej mieszkaniu. Były wszędzie, zajmowały nawet cały stół. Byłam pod wrażeniem (choć sama mam ich dużo).
Miała niewielki pokój z kuchnią. Kiedy sobie wyobrażę, że musiałabym przenieść tam własne książki, mogłoby być podobnie (śmiech). Dziś mamy coraz większy dostęp do książek on-line. W jej czasach, gdy naukowiec nie miał książek na półce, nie mógł naukowo pracować.
Stosy na stole rosły też dlatego, że mnóstwo książek dostawała „do przeczytania”. Zaraz po wejściu zwykle robiłam więc przegląd nowości (śmiech), dzięki czemu byłam na bieżąco z tym, czy się zajmowała: biblistyką, historią starożytnej Grecji i świata hellenistycznego… Miała jeden z lepiej skomponowanych zbiorów bibliotecznych, bo nie zachowywała książek, które nie były jej potrzebne.
Prowadziła wykłady nawet jako emerytka.
Moment, w którym nie mogła już pracować, był dla niej straszliwy. W zasadzie żyła tym, że uczy… W Polsce była najbardziej znana jako autorytet od Biblii, ale warto pamiętać, że światową sławą cieszyła się jako papirolog. Wniosła do tej dziedziny duży wkład. Na równej płaszczyźnie współpracowała z naukowcami z Zachodu – i to w czasach PRL-u.
Była filologiem klasycznym, historykiem, papirologiem (badała i odczytywała starożytne rękopisy sporządzone na papirusie), tłumaczką. Czytała Biblię w oryginale. Kojarzy mi się z abp. Grzegorzem Rysiem, który jest dr. hab. historii Kościoła, a z pasji – biblistą. Jej książki z cyklu „Rozmowy o Biblii” były w latach dziewięćdziesiątych bestsellerami.
Pisała też o świecie hellenistycznym. Laikom może się wydawać, że to temat odległy od Biblii – jest odwrotnie! Łatwo to zobaczyć właśnie poprzez porównanie z abp. Rysiem. Historycy wychodzą nie od samego tekstu biblijnego, ale od świata, który ukształtował tekst i jego autora. Abp Ryś jest w stanie zobaczyć kontekst, w jakim tekst powstał.
Dokładnie to samo robiła prof. Świderkówna. Miała przewagę – i to było bardzo widoczne – nad akademickimi biblistami. Oni byli „nasiąknięci” wielowiekową interpretacją teologiczną wytworzoną przez chrześcijaństwo (komentarze Ojców Kościoła itd.), a ona – nawet je znając – potrafiła sięgnąć do pierwotnego sensu i zobaczyć kontekst, w jakim powstawały.
Pamiętam rozmowę, w której mnie „zabiła” prostą rzeczą. Jest w Ewangelii św. Mateusza przepiękna przypowieść o robotnikach ostatniej godziny. Gospodarz zatrudnia rano grupę robotników, po kilku godzinach – kolejnych. I tak pięć razy.
Wszystkim płaci tyle samo, co oburza pracujących najdłużej… Gospodarz mówi – umówiłem się z wami na denara. Co wam do tego, że pozostałym dałem tyle samo? Moje pieniądze, robię z nimi co chcę. Was nie krzywdzę.
Czysto po ludzku można to odczuwać jako niesprawiedliwość. Prof. Świderkówna powiedziała mi: “on ich wszystkich przepłacił!”. Wiedziała, ile kosztowała praca robotnika w tamtym czasie, bo badała papirusy z zapisem transakcji handlowych z tamtych czasów.
My, nie znając kontekstu, nie umiemy odczytać tekstu tak, jak chciał autor. A dla tych, którzy tę przypowieść od Jezusa usłyszeli, było oczywiste, że gospodarz wszystkim zapłacił za dużo…
Czytelnikom Biblii pomagają komentarze kulturowo-historyczne. Bez nich trudno zrozumieć niektóre wypowiedzi dotyczące przemocy ale i św. Pawła o poddaniu kobiety mężowi itp.
Komentarze to wykładnia tego, jak należy czytać tekst biblijny w tradycji katolickiej (są różne tradycje chrześcijańskie). Prof. Świderkówna nie miała jakoś problemu ze społeczną rolą kobiety w Kościele. Co innego wtedy, gdy występowała jako naukowiec. Gdyby ktoś jej spróbował powiedzieć, że jest gorszym naukowcem, bo jest kobietą… Bardzo bym się zdziwiła, gdyby mocno nie zareagowała.
Była w Kościele ceniona.
Prowadziła wykłady dla księży. Widziałam biskupów, którzy przyjeżdżali do niej na rozmowę o Biblii. Mało tego, opowiadała mi, że ks. Jan Twardowski, poeta, ale też jeden z bardziej cenionych w Warszawie kaznodziejów, przez wiele lat zapraszał ją do siebie, aby pomogła mu się przygotować do niedzielnego kazania. Wspólnie czytali tekst biblijny przewidziany w kalendarzu liturgicznym.
Czytaj także:
Helen Keller. Kobieta, która żyła w ciszy i mroku
Tłumaczyła mi, że jeśli ksiądz przez kilkadziesiąt lat wygłasza kazania na temat tego samego fragmentu, to czuje, że zaczyna mówić truizmy. Ks. Twardowski jej potrzebował. Pokazywała mu nowe konteksty historyczne, a sama – czerpała inspirację z jego poetyckiej wrażliwości. Uczyli się od siebie nawzajem.
Trudno uwierzyć, że kobieta, do tego świecka, która nie jest żoną ani matką, może brylować wśród księży… Była wybitna?
Tak, choć nigdy bym o niej nie powiedziała, że brylowała. Zdecydowanie była w dziedzinie Biblii autorytetem, jednak zachowywała się jak ktoś, kto ciągle się uczy. Nie miało się poczucia, że wygłasza tezy, które inni muszą zaakceptować. Była wciąż otwarta na to, co nowego może się przydarzyć. Wszyscy ją taką „kupowali”.
To też przypomina mi abp. Rysia, który ma w sobie pasję poznawczą dziecka stawiającego pytania. Nie przeszkadza w tym jak widać ani wiek, ani tytuł naukowy, ani funkcja.
To prawda. Ale jeśli abp Ryś wygłasza wykład naukowy ze swojej dziedziny… ten obraz zmienia się radykalnie! Prof. Świderkówna miała to samo. Tam, gdzie coś wynikało z jej długoletniej wiedzy, była stanowcza i zdecydowana. Jeśli wtedy ktoś jej nie słuchał, upierał się, próbował tłumaczyć, że coś źle rozumie, spotykał się z odpowiedzią godną profesora. Dystans, którego normalnie nie było, pojawiał się w trzy sekundy.
Mówiła: “Dobrze, młody (lub: stary) człowieku, masz swoje racje i masz do nich prawo. Ale nie dyskutuj ze mną na temat rzeczy, o których nie masz wiedzy. Jeżeli chcesz podyskutować, musisz najpierw przeczytać to, to i to. Zapoznać się z tym i tym. Wtedy wróć i porozmawiamy”.
Sprawiała wrażenie osoby bardzo ciepłej, miękkiej w kontaktach z ludźmi (choć byli też tacy, którzy – spotykając ją po raz pierwszy – zwyczajnie jej się bali), ale dla studentów zawsze była sprawiedliwa.
Nie przepłacała im… (śmiech)
A skąd! (śmiech). Raz opowiadała o studencie, który przyszedł do niej do domu na egzamin z pączkami. Okazało się, że nic nie umie. Zapytałam ją, czy oblał. Profesor: “oczywiście, że oblał, przecież nie umiał”. Ja: A pączki? Popatrzyła na mnie uważnie, wzrokiem lekko rozbawionym i powiedziała: “dwóję wziął, pączki zostawił”.
Jak coś miała przebadane naukowo, nigdy nie odpuszczała – ani zwykłym ludziom, ani księżom.
Pamiętasz przykład?
Byłam świadkiem jej głośno wyrażanej irytacji, gdy słuchała niedzielnego kazania pewnego proboszcza w małej podkrakowskiej parafii. Jego komentowanie Biblii było na takim poziomie, że nie była w stanie tego wytrzymać. Siedziała w ławce i coraz głośniej powtarzała: “przecież to nie tak…”. Im dłużej to trwało, tym głośniej komentowała: “to karygodne, ksiądz nie może takich rzeczy mówić itd.”.
Ludzie w ławkach odwracali się, sykali i patrzyli na nią surowo. Próbowałam ją uspokoić, ale zupełnie mi to nie wychodziło. Kiedy słyszała rzeczy, które ją oburzały jako naukowca i osobę, która czyta i studiuje Biblię, była nieprzejednana. Nigdy nie zachowywała tego dla siebie.
Chciała wstąpić do zakonu, ale przez wiele lat samotnie opiekowała się chorą mamą. Zrobiła to po jej śmierci, już po czterdziestce. Po roku wróciła do domu. Była chyba zbyt niezależna.
Może gdyby trafiła do innego klasztoru, byłoby inaczej – to nie była jej decyzja. Równie silny charakter ma s. Małgorzata Borkowska OSB, kuzynka i bliska jej osoba… Powrót do życia świeckiego był dla profesor bardzo trudnym doświadczeniem. To wtedy zajęła się Biblią.
Wstąpiła potem do III zakonu benedyktyńskiego. Była gorliwą oblatką tyniecką.
Dzięki temu mogła rozwijać się duchowo. Miała świadomość, jak ważna dla takiego rozwoju jest relacja mistrz – uczeń. Jej wieloletnim ojcem duchowym był o. Augustyn Jankowski OSB. Była autorytetem, ale nigdy nie wahała się szukać wsparcia u tych, których sama uważała za autorytety.
Czytaj także:
Czy Kościół naucza o poddaństwie kobiet mężczyznom?