separateurCreated with Sketch.

Mizofonia nie jest „księżniczkowaniem”. Gdy chrupanie doprowadza cię do szału

MIZOFONIA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Chrupanie, mlaskanie, gryzienie soczystego jabłka, a nawet oddychanie. To tylko kilka z wielu odgłosów, które jednych mogą przyprawić o gęsią skórkę, innych doprowadzić wręcz do szału. – Mizofonia na pewno nie jest „księżniczkowaniem” czy przewrażliwieniem. To są silne, niechciane reakcje, które znacznie obniżają jakość życia osób, które na nią cierpią – wyjaśnia w rozmowie z Aleteią psycholog Marta Siepsiak, doktorantka Uniwersytetu Warszawskiego i badaczka mizofonii.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Chrupanie, mlaskanie, gryzienie soczystego jabłka, a nawet oddychanie. To tylko kilka z wielu odgłosów, które jednych mogą przyprawić o gęsią skórkę, innych doprowadzić wręcz do szału. – Mizofonia na pewno nie jest „księżniczkowaniem” czy przewrażliwieniem. To są silne, niechciane reakcje, które znacznie obniżają jakość życia osób, które na nią cierpią – wyjaśnia w rozmowie z Aleteią psycholog Marta Siepsiak, doktorantka Uniwersytetu Warszawskiego i badaczka mizofonii.

Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.


Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Dźwięki docierają do nas zewsząd i – podobnie jak np. zapachy – mogą być przyjemne lub odrażające. Większość z nas nie zwraca na nie uwagi, ale jest pewien odsetek ludzi, u których wywołują bardzo przykre reakcje psychiczne i somatyczne. Tak nieprzyjemne, że objawiające się wręcz fizycznym bólem i silnym napięciem. Osoby te najprawdopodobniej cierpią na przypadłość zwaną mizofonią (termin pochodzi z języka greckiego i nawiązuje do słów misos – nienawiść oraz phono – dźwięk).

Mizofonia w środowisku naukowym funkcjonuje również jako tzw. zespół SSSS, czyli Selective Sound Sensitivity Syndrome (z ang. syndrom wrażliwości na wybrane dźwięki).

 

Mizofonia nie jest „księżniczkowaniem”

Mizofonia po raz pierwszy została opisana dość niedawno, bo w 2000 roku, przez małżeństwo audiologów Margaret i Pawła Jastreboffów. Dopiero w 2013 roku zaś przeprowadzono badania z udziałem osób z mizofonią. W Polsce zaburzenie to bada m.in. Marta Siepsiak, psycholog oraz doktorantka z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego.

W rozmowie z Aleteią wyjaśnia, czym jest to wciąż niezbyt znane zaburzenie:

Mizofonia nie jest na pewno „księżniczkowaniem” czy przewrażliwieniem. To są silne, niechciane reakcje, które znacznie obniżają jakość życia. To nie jest zwykłe nielubienie określonych dźwięków – wiele osób nie lubi mlaskania, ale to nie znaczy, że ma mizofonię. Z niewiadomych przyczyn organizm osób z mizofonią traktuje te odgłosy jako zagrażające, uruchamiając reakcję „uciekaj albo walcz”. Ma to wyraźne odzwierciedlanie w pomiarach psychofizjologicznych, więc mizofonia jest „namacalna”.

 

Mizofonia nie jest wymyślona 

Doktorantka podkreśla, że nie można tego problemu bagatelizować: 

Nie można mówić, że jest wymyślona i „tylko siedzi w głowie”. Nawet jeśli „siedzi w głowie”, to nie da się tego po prostu z tej głowy tak łatwo wyrzucić. Badacze w kilku ośrodkach na świecie pracują nad poznaniem mechanizmów tego zjawiska, szukają terapii, ale niewiadomych jest jeszcze bardzo dużo i terapii leczącej mizofonię nie ma.

Nadwrażliwości na dźwięki nie można wyleczyć ani terapią, ani farmakologicznie. Sprawia to, że osoby na nią cierpiące każdego dnia mierzą się z prawdziwą trudnością, często rezygnując z przebywania w miejscach publicznych. Można natomiast poddawać ją terapii, by łagodzić, minimalizować negatywne skutki.

 

Wściekłość w środku

Sytuacja wydaje się jeszcze trudniejsza, gdy źródło drażliwych dźwięków znajduje się w domu lub miejscu pracy. Tak jak u 28-letniej Agnieszki Egierskiej, która przyznaje, że wybuchy złości na skutek różnych brzmień zdarzają się jej od wielu lat i chętnie poddałaby się badaniom w kierunku mizofonii.

W domu było tak, że mama jak jadła jabłko, to albo nie przychodziła do pokoju, w którym przebywałam, albo ja wychodziłam. Aczkolwiek, żeby nie słyszeć takich dźwięków, muszę odejść bardzo daleko albo całkowicie się czymś wyciszyć – wspomina Agnieszka.

Dziewczyna często podróżuje i zdarza się jej nocować w hostelach z wieloosobowymi pokojami. Niejednokrotnie jej współlokatorzy zupełnie nieświadomie wprawiali ją w nietypowy stan.

Wiadomo, że nie mogę jakiejś obcej osobie powiedzieć, by przestała jeść. Nie zasypiam też od razu, zawsze zajmuje mi to więcej czasu. Jak ktoś zaczyna chrapać albo wydawać inne dźwięki, to ja maksymalnie się na tym skupiam i wtedy wzbiera we mnie burza, bo wiem, że ani trzęsienie łóżkiem, ani chrząkanie nic mi nie da.

Agnieszka Egierska przyznaje, że w takich sytuacjach zauważa, że jej organizm zachowuje się inaczej:

Staję się wtedy rozdrażniona, czuję, że puls mi przyspiesza i wtedy jeszcze wyraźniej ten konkretny dźwięk słyszę. I to jest autentycznie taka wściekłość w środku, że jakbym mogła, to bym podeszła i przywaliła. Oczywiście jestem człowiekiem cywilizowanym i tego nie robię, chociaż wytrawny obserwator po moim zachowaniu i zaciśniętych ustach będzie w stanie zauważyć, że jestem gotowa do wybuchu. Ta spirala złości ustaje dopiero wraz z wyciszeniem tego irytującego dźwięku.

Każdy reaguje gwałtownie na inny rodzaj odgłosów, którzy działa na niego drażniąco. Jak mówi Agnieszka, w jej przypadku najbardziej dokuczliwe są te, które w jakiś sposób się „wybijają”:

Jak np. wgryzanie się w jabłko albo głośne chrupanie, mlaskanie, ciamkanie. Moje uszy od razu te wybijające się dźwięki wychwytują i nie jestem w stanie się na nich nie skupiać. Z każdym kolejnym dźwiękiem rośnie moja irytacja, robię się nerwowa, zaczynam kląć pod nosem i się wkurzać.

 

Odgłosy jedzenia najbardziej irytujące

Choć badania Marty Siepsiak są jeszcze w toku i badaczka zaznacza, że nie chce jeszcze prezentować mocnych wniosków, to na podstawie pierwszych obserwacji zauważa, że „dla osób ze specyficzną nadwrażliwością na dźwięki to ciche odgłosy i odgłosy wydawane przez ludzi podczas jedzenia są najbardziej awersyjne”.

Doktorantka Uniwersytetu Warszawskiego wyjaśnia, że zdania badaczy są podzielone i obecnie uważa się, że reakcje mizofoniczne mogą wywoływać różne rodzaje odgłosów, nie tylko tych wydawanych przez ludzi.

Jak wspomniała w rozmowie z Polską Agencją Prasową, człowiekowi kompletnie może nie przeszkadzać dźwięk piły motorowej, do szału zaś doprowadzi cichutkie pomlaskiwanie.

Nie chodzi o strach przed dźwiękami – taki stan nazywa się fonofobią.

“Z moich badań wynikło, że emocjami, które pojawiają się tu najczęściej są: gniew, zniesmaczenie, obrzydzenie i niepokój. Ale nie strach” – mówiła w wywiadzie dla PAP Marta Siepsiak. Wielu innych badaczy zajmujących się mizofonią dochodziło do podobnych wniosków.

 

Mózgi mizofoników są inne

Badaniom nad mizofonią wciąż towarzyszy znacznie więcej niewiadomych oraz pytań niż odpowiedzi. Marta Siepsiak dzieli się jednak tym, co do tej pory udało się ustalić:

Wiadomo, że osoby z mizofonią inaczej przetwarzają dźwięki mizofoniczne, a ich mózgi różnią się trochę od mózgów osób bez mizofonii. Czyli mizofonię widać w mózgu i z całą pewnością nie jest wymysłem czy sposobem na szantażowanie rodziny. Niestety, takie komentarze ze strony bliskich nie należą do rzadkości.

Mizofonię określa się jako zaburzenie, choć – co ważne – nie znajduje się ono jeszcze w żadnym oficjalnym wykazie chorób i zaburzeń.

Jak wyjaśnia Marta Siepsiak, mizofonia niezwiązana jest z żadnym konkretnym zaburzeniem, choć osoby cierpiące na nią mają zaburzenia dodatkowe. Nie wiadomo jednak, na ile oraz w jaki sposób ma w nich udział oraz czy przyczynia się do powstawania innych zaburzeń lub dzieli jakieś mechanizmy.

Nie jest więc tak, że mizofonia jest objawem OCD (zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych – red.) czy depresji. Nie jest też, a przynajmniej nie ma takich danych, związana z traumami z dzieciństwa – tłumaczy psycholog.

 

Mizofonia bez terapii

Marta Siepsiak podkreśla, że nie ma terapii mizofonii, której skuteczność byłaby udowodniona naukowo. Osoby z nadwrażliwością na dźwięki są bardzo zmotywowane do poszukiwania jakiejkolwiek formy pomocy, dlatego mogą paść ofiarami oszustw i nadużyć.

Pojawiają się oferty różnych terapii. Niektórzy wykorzystują determinację i nieszczęście ludzi z mizofonią. W terapii można uczyć się radzenia sobie z objawami, uczyć się swoich reakcji. Ważne są tu także oddziaływania terapeutyczne ukierunkowane na zaburzenia współistniejące. Poprawa w jednym obszarze może przynieść ulgę także i w drugim.

Czy jest jednak sposób na leczenie mizofonii? Skuteczne mogą być elementy terapii poznawczo-behawioralnej oraz ciągłe pogłębianie wiedzy na temat tego mało znanego wciąż zaburzenia. O problemie mówi się coraz częściej i głośniej. Być może pozwoli to walczyć z przeświadczeniem, że osoba wrażliwa na dźwięki stroi fochy, jest przewrażliwiona czy… „księżniczkuje”.


BULIMIA
Czytaj także:
Eksbulimiczka i terapeutka: Poproszenie o pomoc było jak stąpnięcie na klocek Lego [wywiad]


SCREEN TIME
Czytaj także:
Twoje dziecko od małego wpatruje się w ekran? Może mieć zaburzenia poznawcze i rozwojowe

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.