Pamiętamy go z roli Nerona w „Quo vadis” Jerzego Kawalerowicza. „Jego twórczość pomaga w spotkaniu z Bogiem. Otwiera na to, co duchowe” – mówią fani Michała Bajora.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Michał Bajor to piosenkarz, dla którego pisali teksty i komponowali muzykę tacy mistrzowie jak Włodzimierz Korcz, Wojciech Młynarski czy Janusz Stokłosa. Zasłynął rolą cesarza Nerona w filmie „Quo vadis” w reżyserii Jerzego Kawalerowicza. „Jego twórczość pomaga w spotkaniu z Bogiem. Otwiera na to, co duchowe” – mówią fani Bajora.
Michał Bajor i początki kariery
Od najmłodszych lat przejawiał talent artystyczny, który z dumą prezentował. Gdy w telewizji transmitowany był festiwal piosenki, sopocki lub opolski, wyłączał telewizor, tłumacząc rodzicom, że on potrafi zaśpiewać o niebo lepiej. „Udawałem Młynarskiego, Demarczyk, różne postaci ze sceny. Najchętniej w łazience, bo tam było dobre echo” – wspominał kilka lat temu w rozmowie z Romanem Praszyńskim.
Przygodę z muzyką i aktorstwem rozpoczął dość wcześnie, w wieku kilkunastu lat. Po udziale w XIII Międzynarodowym Festiwalu Piosenki w Operze Leśnej w Sopocie [dziś Sopot Festival] otrzymał propozycję wyjazdu do Włoch oraz podpisania rocznego kontraktu, jednak jego rodzice nie zgodzili się. Stwierdzili, że syn powinien najpierw zdać maturę, a dopiero potem myśleć o zagranicznych wojażach.
O sobie z początków kariery mówi: wrażliwiec. „Wszystkim tak bardzo się przejmowałem, za dużo gadałem, zbyt wielu osobom się zwierzałem” – stwierdził w rozmowie z Ewą Gil-Kołakowską. W szkole z jednej strony było przyjemnie, gdyż z powodzeniem reprezentował ją na licznych konkursach, koncertach i festiwalach, z drugiej zaś jego słabym punktem były przedmioty ścisłe. „Z matematyki i z fizyki mogłem doczekać dożywocia, zanim bym coś z tego zrozumiał. Nauczyciele z rozsądku przepychali mnie do następnych klas” – mówił dla „Vivy”.
Po sukcesie w Sopocie wydał pierwszą płytę i wystąpił u boku Beaty Tyszkiewicz w reżyserowanym przez Agnieszkę Holland „Wieczorze u Abdona”. Radość sięgnęła zenitu, jednak woda sodowa nie uderzyła, a raczej nie zdążyła uderzyć młodemu artyście do głowy: „Nauczyciele szybko dali mi do zrozumienia, że miesiąc mnie nie było i trzeba nadrobić zaległości”.
Bajor o pracy nad rolą Nerona
Gdy dowiedział się, że Jerzy Kawalerowicz podjął się zekranizowania powieści Sienkiewicza „Quo vadis”, wystosował do niego list. W rozmowie z Praszyńskim tak wspominał tamto wydarzenie: „(…) napisałem do reżysera, że jestem jego Neronem. Że tylko ja mogę zagrać tę rolę”. Oprócz listu posłał Kawalerowiczowi płytę DVD ze sztuką „Irydion” Krasińskiego w reżyserii Jana Englerta, w której to wcielił się w rolę rzymskiego cesarza Heliogabala. Na odpowiedź długo nie czekał. Natychmiast został zaproszony na zdjęcia próbne. Reżyser i szef castingu nie mieli wątpliwości – Nerona musi zagrać Bajor.
Dlaczego tak bardzo zależało mu na tej roli? Co jako aktora zaintrygowało, zafascynowało go w tej, mrocznej przecież, postaci? W rozmowie z „Vivą” przyznał, że „różnorodność i wielowymiarowość. To, że był artystą. Choć i władcą”. Z kolei na łamach książki „Mam jedno oko zielone” mówił: „Nerona (…) nie znoszę jako postaci i historycznej, i literackiej. Byłbym nienormalny, gdybym go lubił, ale praca nad nim była fascynująca”.
Premiera „Quo vadis” z Janem Pawłem II
Choć gra aktorska Bajora w „Quo vadis” spotkała się z falą pozytywnych komentarzy, pojawiały się też te mniej przychylne. Aktorowi zarzucano, że niepotrzebnie starał się Nerona „wybielić”, usprawiedliwić. Bajor tłumaczył, że nie było to jego intencją: „chciałem dać widzowi pod rozwagę to, że współwinni są i Agrypina, i cały ten jego dwór (…) To oni zrobili z cezara potwornego, zdegenerowanego tyrana, który z lubością zadawał śmierć innym”.
Premiera filmu miała miejsce w Watykanie, w Auli Pawła VI, oraz w Warszawie, w Teatrze Wielkim. Ta w Watykanie odbyła się z udziałem Jana Pawła II. Premierowy pokaz zrobił na papieżu duże wrażenie. „Chcę podziękować za pietyzm, z jakim film ten został zrealizowany. Pietyzm nie tylko dla dzieła Sienkiewicza, ale nade wszystko dla chrześcijańskiej tradycji, z jakiej ono wyrasta” – powiedział wówczas Ojciec Święty. Słowa papieża, jego obecność na premierze była dla twórców filmu, w tym także odtwórcy roli Nerona, pięknym i ważnym przeżyciem.
*Korzystałam z książki „Mam jedno oko zielone” E. Gil-Kołakowskiej i magazynu „Viva”, nr 23 (489)
Czytaj także:
Beata Tyszkiewicz: Można mi wszystko zabrać, a ja jutro zacznę życie od nowa
Czytaj także:
Hanka Ordonówna: Życie jest wielką próbą
Czytaj także:
Jak to jest zagrać św. Pawła? Wywiad ze Zbigniewem Walerysiem