Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
– Kilka minut przed obchodem, w trakcie którego miały ważyć się nasze dalsze losy, moje i mamy, krwotok ustał. Mama nie miała wątpliwości, że to Maryja sprawiła ten cud – mówi Kamila.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Katarzyna Szkarpetowska: Gdyby nie cud, który wydarzył się przed ponad 30. laty, nie rozmawiałybyśmy dzisiaj.
Kamila: To prawda. Gdy mama była ze mną w ciąży, dostała silnego krwotoku z dróg rodnych. Było to krwawienie o podłożu patologicznym. Dzięki szybkiej reakcji dziadka, który wezwał karetkę, trafiła do szpitala. Lekarz przyjmujący mamę na oddział stwierdził, że ciąża realnie zagraża jej życiu. Powiedział też, że jeżeli do wieczornego obchodu, mimo podawanych leków, nie uda się opanować krwawienia, konieczne będzie wykonanie zabiegu mającego na celu przerwanie ciąży, czyli – potocznie mówiąc – aborcji.
Twoja mama bardzo chciała, byś przyszła na ten świat. Była już matką, ale pragnęła zostać nią po raz kolejny, prawda?
Tak, jeszcze przed moim poczęciem modliła się o drugie dziecko. Gdy zaszła w ciążę, była w siódmym niebie. Kiedy trafiła do szpitala i usłyszała, że zagrożone jest jej i moje życie, nie potrafiła opanować łez. Pacjentka, z którą leżała w sali, powiedziała: „Niech się pani uspokoi, bo ten krwotok nie ustanie. Nerwy tutaj w niczym nie pomogą, a jedynie zaszkodzą”. Za namową tej kobiety zaczęła modlić się do Matki Najświętszej, aby ta przyszła jej z pomocą.
Mama opowiadała, że leżała na takim dużym płacie ligniny i w trakcie modlitwy praktycznie co kwadrans sprawdzała, czy wciąż krwawi. Niestety, na ligninie cały czas pojawiały się czerwone plamy. Gdy traciła już wiarę, gdy wydawało się, że jednak konieczne będzie wykonanie zabiegu, o którym mówił lekarz, wydarzył się cud. Kilka minut przed obchodem, w trakcie którego miały ważyć się nasze dalsze losy, moje i jej, krwotok ustał. Mama nie miała wątpliwości, że to Maryja sprawiła ten cud.
Po opuszczeniu szpitala usłyszała od teściowej, czyli twojej babci, że dobrze by jednak było ciążę usunąć…
Babcia stwierdziła, że po takich powikłaniach dziecko na pewno urodzi się chore, z wadami. „Przyjdzie na świat kaleka i trzeba będzie ją chować”, powiedziała do mamy, która właśnie stoczyła walkę o moje życie i ledwo trzymała się na nogach. Ja o słowach babci dowiedziałam się, gdy byłam już dorastającą dziewczyną. Mama nie powiedziała mi o tym wcześniej, bo nie chciała, żebym była do babci uprzedzona.
Ale ja i tak zawsze czułam, że jest między nami jakiś niewidzialny mur. Że ona mnie w relacji babka – wnuczka odrzuca. Kiedy zmarła, przyśniła mi się. To było dwa dni po jej pogrzebie. Przyśniła mi się wychudzona, sina na twarzy. Taka rachityczna. Obudziłam się w środku nocy zlana potem i nie zmrużyłam oka aż do rana. Kilka dni później opowiedziałam o tym śnie znajomemu księdzu, który polecił, bym się za nią modliła. Stwierdził, że babcia potrzebuje teraz mojej modlitwy i zapewne dlatego mi się przyśniła. Jednak nie do końca po drodze było mi z tym, co usłyszałam. Jestem raczej pamiętliwą osobą i nie umiałam modlić się za kogoś, kto przez lata trzymał mnie na dystans. No i te cierpkie słowa, że lepiej ciążę usunąć, bo urodzi się kaleka… Cały czas miałam je w pamięci.
Ksiądz powiedział ci też wtedy, że jeśli jest coś, co wymaga przebaczenia, to powinnaś to zrobić, bo inaczej ani ty tu, ani babcia tam nie zaznacie spokoju. Co sobie pomyślałaś, gdy usłyszałaś te słowa?
Wtedy pomyślałam, że to kościelna paplanina. Że ten ksiądz musi w ten sposób mówić, bo tak uczono go w seminarium. Byłam w tamtym czasie dość zgorzkniała i trudno było przemówić mi do rozsądku, a jeszcze trudniej do serca.
Jak to się stało, że trafiłaś na modlitwę o uzdrowienie wewnętrzne?
Wcześniej, dwa miesiące przed modlitwą, trafiłam do energoterapeuty, uzdrowiciela duchowego, do którego kontakt znalazłam w internecie. Na jego stronie internetowej przeczytałam, że w trakcie prowadzonych przez niego sesji klient odzyskuje całkowitą wolność od nieprzebaczenia i innych duchowych dolegliwości, a wszystko to szybko, bezstresowo i bezboleśnie. Oferta była naprawdę „bogata”. U wspomnianego pana można było zamówić np. uruchamiania intuicji duchowej, pisma automatycznego, kasowanie węzłów i krzyży karmicznych. Wiem, że powinno to wzbudzić moją podejrzliwość, ale tak się nie stało. Po pierwsze – czułam, że potrzebuję przebaczyć babci, że potrzebuję uzdrowienia duchowego (a to przecież był uzdrowiciel duchowy!), po drugie – na wspomnianej stronie internetowej były cytaty z Pisma Świętego, zdjęcia krzyża z wizerunkiem Jezusa.
To uśpiło moją czujność. Zło ubrane w szaty dobra, by trudniej je było zdemaskować. Ezoteryka w najczystszej postaci. Dodam jeszcze tylko, że w tamtym czasie borykałam się też z innymi problemami w życiu osobistym, których rozwiązania szukałam u tegoż „specjalisty”. Po kilku sesjach u niego czułam się, jakby ktoś spuścił ze mnie powietrze. Nie tylko nie znikły kłopoty, które miałam, ale jak grzyby po deszczu zaczęły „wyrastać” nowe. Pojawiły się myśli samobójcze, poczucie, że moje życie – to samo, które trzydzieści kilka lat temu Maryja tak pięknie ocaliła – nie ma sensu…
To wtedy zawołałaś o pomoc, przypomniałaś sobie o Maryi?
Raczej to Ona przypomniała mi o sobie. Którejś nocy, gdy nie mogłam zasnąć – bo po tych sesjach zaczęłam cierpieć na chroniczną bezsenność – robiłam porządek w papierach i znalazłam obrazek Maryi, na odwrocie którego znajdowała się modlitwa „Pod Twoją obronę”. Przypomniałam sobie, jak mama opowiadała, że słowami tej właśnie modlitwy prosiła Matkę Bożą o moje ocalenie w dniu, gdy trafiła do szpitala.
Zapaliłam świeczkę, taką na tort, urodzinową, bo innej w domu nie miałam, uklękłam i zaczęłam się modlić, a po policzkach płynęły łzy. Wypłakałam wtedy cały mój ból, smutek, żal. Spojrzałam na tę świeczkę i pomyślałam, że to nie przypadek, że ona jest urodzinowa, bo w tamtym momencie całą sobą czułam, że rodzę się na nowo. Odczuwałam matczyną obecność Maryi. To, że Ona jest najczulszą z matek. I niedługo potem trafiłam na modlitwę o uzdrowienie – już nie do świeckiego szarlatana, za pieniądze, a do kapłana, zresztą, tego samego, któremu opowiadałam o wspomnianym wcześniej śnie.
Modlitwa odbyła się w kościele, przed Najświętszym Sakramentem. Po niej, a właściwie już w jej trakcie, przyszło uczucie wewnętrznego pokoju. Jakby na duszy usiadły motyle. Święty Paweł pisał, że owocem ducha są miłość, radość, pokój, łagodność. I ja, po tej modlitwie w kościele, z całą mocą tego doświadczyłam.
Czytaj także:
Odmówiła aborcji i urodziła bliźnięta. Dziś obaj synowie są księżmi
Czytaj także:
Zaszła w ciążę, mając 16 lat. Dokonała aborcji. Co mówi po latach? [wywiad]