– W pewnym momencie wizyty w lokalach z maszynami stały się moją obsesją – mówi Adam. Jak udało mu się uwolnić od tego niszczącego nałogu?
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Katarzyna Szkarpetowska: Przez cztery lata byłeś stałym bywalcem salonów gier, w których przegrałeś, łącznie, kilkadziesiąt tysięcy złotych. Jak zaczęło się twoje uzależnienie? Pamiętasz ten pierwszy raz w punkcie z automatami do gier?
Adam: Tak, po jednym z koncertów poszedłem z kolegami na piwo. W knajpie, do której się udaliśmy, właściwie była to piwiarnia, znajdowało się kilka automatów do hazardu. Świadomie mówię „do hazardu”, gdyż mam wrażenie, że przywykliśmy do owijania zła w bawełnę – mówimy „automaty do gier” o maszynach, które przyczyniają się do tysięcy ludzkich tragedii, z powodu których ludzie zatracają umiejętność trzeźwego, logicznego myślenia.
Osoby uzależnione od – wydawałoby się nieszkodliwych – gier, popadają w spiralę długów, rozważają popełnienie samobójstwa (często je popełniają). Może gdybyśmy zaczęli nazywać rzeczy po imieniu, wielu ludzi nie ugrzęzłoby w bagnie hazardu. Ja ugrzęznąłem po szyję, chociaż ten pierwszy raz, o który pytasz, nie wydawał się być zapowiedzią piekła, w którym się znalazłem.
Zagrałem za namową kolegów, w sumie dla zabawy. Wygrałem za drugim razem. To nie były dla mnie jakieś duże pieniądze, bo niecałe dwie stówki, ale ucieszyłem się. Tamtego dnia, na tym piwku, był też z nami kolega, który przepuścił wtedy na maszynach trzysta złotych. Pamiętam, że bardzo się zdenerwował. Nigdy wcześniej nie widziałem go w takim stanie. Zachowywał się agresywnie, zaczął przeklinać, w pewnym momencie obraził barmankę.
Powiedziałem: „Chłopie, co w ciebie wstąpiło? Uspokój się!”. W głowie mi się nie mieściło, że facet, którego zresztą lubię, obraża w mojej obecności kobietę. Nie rozumiałem, o co ta zadyma – o trzysta złotych? Wtedy nie wiedziałem, że jest nałogowym hazardzistą, który tonie w długach. Zresztą, przez myśl by mi nawet nie przeszło, że można pożyczać pieniądze, żeby operować nimi w tak ryzykowny sposób.
Skoro, jak powiedziałeś, pierwszy raz zagrałeś dla zabawy, po to, żeby mieć frajdę z czasu spędzonego z kolegami, to po co zagrałeś po raz kolejny, a potem znowu i tak przez cztery lata?
Za drugim, trzecim razem traktowałem to jeszcze jako zabawę, ale im dalej w las, tym więcej drzew. Wkręciłem się w to. W pewnym momencie wizyty w lokalach z maszynami stały się moją obsesją. Gdy na przykład miałem w pracy gorszy dzień, to w drodze powrotnej z firmy do domu zachodziłem na automaty, żeby – jak sobie wtedy tłumaczyłem – odprężyć się, zresetować.
Kiedy dzień był udany, bo na przykład zrealizowałem pomyślnie jakiś projekt, mówiłem z kolei, że muszę siebie nagrodzić. W sumie każdy pretekst był dobry, by zajść i pograć. Kiedy przegrywałem, czułem potrzebę odegrania się. Najgorsze były niedziele, bo żona, która do pewnego momentu niczego się nie domyślała, w niedzielę robiła odświętny obiad, następnie szliśmy z dziećmi na mszę świętą… Niedziela to był czas dla rodziny i takie nieuzasadnione wyjście byłoby podejrzane. A ja chciałem mieć wszystko pod kontrolą.
W którym momencie zrozumiałeś, że jednak nie kontrolujesz tego, co się dzieje?
Bardzo długo oszukiwałem samego siebie. Posypało się, kiedy narobiłem sobie długów, pojawiły się problemy ze zdrowiem, a żona dowiedziała się o wszystkim. Powiedziała, że czuje się mną rozczarowana i że mam wybierać: albo rodzina, albo hazard. Czułem, że zawiodłem, ale nie potrafiłem się do tego przyznać. Emocje były tak silne, że zamiast poprosić o wybaczenie, zacząć to wszystko jakoś naprawiać, spakowałem swoje rzeczy, te najpotrzebniejsze, i wyprowadziłem się do brata.
Twój brat jest księdzem. To znaczy, że wyprowadziłeś się na plebanię?
Tak. Pojawiłem się u niego późnym wieczorem, około północy. Gdy opowiedziałem mu, co się wydarzyło, stwierdził, że mogę zostać na plebanii tylko do rana, a potem mam wracać do domu i prosić żonę o wybaczenie. „Prawdziwy mężczyzna nie ucieka przed problemami. Prawdziwy mężczyzna je rozwiązuje”, powiedział. Rano, kiedy emocje nieco opadły, kupiłem kwiaty i pojechałem do domu. Gosia przyjęła moje przeprosiny.
Jeszcze tego samego dnia mój brat przysłał mi kontakt do swojej znajomej, psychoterapeutki, która pomaga osobom uzależnionym, m.in. od hazardu. Umówiłem wizytę i poszedłem na spotkanie, ale tylko raz, bo prawda jest taka, że byłem spłukany i nie stać mnie było na psychoterapię.
Jak w takim razie uporałeś się z uzależnieniem?
W dużej mierze zawdzięczam to mojej żonie. Znalazła grupę Anonimowych Hazardzistów, do której dołączyłem. Tam tak naprawdę poczułem, że nie jestem z moim problemem sam. Że są inni, którzy również zmagają się z hazardem i przechodzą podobną gehennę. Małgosia namówiła mnie również na udział w spotkaniach wspólnoty religijnej.
Chociaż jestem wierzący, to nie ukrywam, że początkowo irytowały mnie te wszystkie śpiewy o kochającym Jezusie, podnoszenie rąk do góry. Uważałem, że to niemęskie, czułem się tym skrępowany. W pewnym jednak momencie, to było podczas modlitwy przed Najświętszym Sakramentem, Bóg dotknął mnie tak mocno, że poczułem się wolny od tego nałogu. Niemniej jednak dalej chodziłem jeszcze przez jakiś czas na spotkania Anonimowych Hazardzistów, przystąpiłem również do generalnej spowiedzi.
Mimo duchowych łask, których doświadczałem, problemem wciąż pozostawały niespłacone długi. Ktoś ze wspólnoty powiedział mi, że w kłopotach finansowych warto zwrócić się z prośbą o wsparcie do dusz czyśćcowych. Zadzwoniłem do brata i zapytałem, czy to prawda. Potwierdził. Zdecydowałem się więc modlić za te dusze na różańcu, powiedziałem: „Ja będę modlił się za was, a wy zajmijcie się moimi finansami”. Po dwóch tygodniach pojawiła się perspektywa zarobienia pieniędzy.
Odezwała się do nas osoba zainteresowana nabyciem nieruchomości, którą rok wcześniej wystawiliśmy na sprzedaż. Przez dwanaście miesięcy nie było żadnego zainteresowania i nagle zgłasza się osoba, która z zachwytem stwierdza, że właśnie czegoś takiego szuka. Wiedziałem, że to odpowiedź na moją modlitwę. Niecały miesiąc później sfinalizowaliśmy transakcję.
Po spłaceniu długów ty i twoja żona podjęliście decyzję o płaceniu dziesięciny. Dlaczego?
Zastanawialiśmy się z żoną, jak możemy okazać Panu Bogu wdzięczność za wyciągnięcie mnie z hazardu. Kiedy pojawiły się pieniądze ze sprzedaży, uznaliśmy, że podziękujemy w taki właśnie sposób. Część dziesięciny składamy jako ofiarę mszalną w intencji dusz czyśćcowych, to już taki nasz rytuał, resztę przekazujemy na cele misyjne.
Czytaj także:
Uzależnienia od hazardu, pornografii, internetu. Papieskie wideo na kwiecień
Czytaj także:
A co, jeśli wymodlony mąż okaże się nie taki “święty”?