separateurCreated with Sketch.

Zamiast tradycyjnej kolędy: parafialna giełda intencji i pomocy

POMOC ŚWIĄTECZNA
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Co zrobić, gdy nasz proboszcz pomimo pandemii organizuje wizytę duszpasterską, a my nie bardzo mamy na to ochotę? I co podpowiedzieć księżom jako pomysł zamiast tradycyjnej kolędy?
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Z powodu pandemii tradycyjna kolęda może odejść do lamusa. Ale może też odrodzić się w nowych formach. To zależy od nas – od nas wszystkich.

Kolęda podczas pandemii

Mamy pandemię i brak widoków na tradycyjną wizytę duszpasterską w domach parafian. A zrezygnować z kolędy szkoda.

Bynajmniej nie dlatego – jak skomentują zaraz „życzliwi” – że brak kolędy to brak ofiar. Ale dlatego, że kolęda jest spotkaniem, a nam wszystkim spotkań ze sobą nawzajem wciąż brakuje. Spotkanie duszpasterza z parafianami i parafian ze swoim księdzem jest zawsze jakąś formą wzajemnego poznawania się, kolejnym krokiem w tym procesie.

Jasne, że ten krok nie zawsze wychodzi, a czasem bywa stawiany bardzo niezręcznie. Zdarza się. Ale nie zmienia to faktu, że jednak w ten sposób się poznajemy. Przy odrobinie dobrej woli z obu stron to „zapoznawcze” spotkanie może stać się (znów: dla obu stron) spotkaniem ewangelizacyjnym, a przynajmniej preewangelizacyjnym.

Co planują księża?

Niezależnie od rozporządzeń poszczególnych biskupów (które to rozporządzenia pojawią się lub nie), duszpasterze zaczynają więc myśleć o podtrzymaniu tradycji kolędy w innych od dotychczasowej formach.

A pomysły mają różne. Ich realizacja zależeć będzie oczywiście przede wszystkim od rozwoju pandemicznej sytuacji, ale też od zaangażowania parafian. Warto już teraz zapoznać się z możliwościami, dowiedzieć, co planują „nasi księża”, a może nawet podpowiedzieć im jedno czy drugie rozwiązanie.

List do proboszcza

Pewnie znajdą się tacy, którzy zdecydują się iść na kolędę, jakby nigdy nic. Przypuszczalnie sfrustrują się, natrafiając w wielu wypadkach na drzwi zamknięte – nie z powodu niewiary czy niechęci do Kościoła, ale z uzasadnionej obawy o siebie i bliskich.

Można żywić pewne obawy co do ewentualnych „reperkusji” tych duszpasterskich frustracji, ale można też – widząc, że nasz miejscowy duszpasterz „nie odpuszcza” – zadzwonić albo napisać do niego.

„Drogi księże X, wiemy że pragnie nas ksiądz odwiedzić z wizytą duszpasterską, ale szczerze obawiamy się o zdrowie swoje i bliskich. Proszę być pewnym, że kiedy minie pandemia, nasze drzwi będą zawsze dla księdza otwarte. Pozdrawiamy serdecznie i do jak najszybszego zobaczenia – parafianie Y z ulicy Ulicznej 1/99”. Przykładowo tak.

Przeczekać? Najgorszy pomysł

Niektórzy wezwą pewnie sprawę kolędy „na przeczekanie”, licząc na to, że może w styczniu lub chwilę później zrobi się bezpieczniej i będzie można wyruszyć na „kolędowy szlak” tradycyjną metodą. Co najwyżej nieco przedłużając czas kolędy.

Parafianom przeczekującego duszpasterza przyjdzie – chcąc nie chcąc – przeczekać jego przeczekiwanie i reagować, kiedy już podejmie jakieś decyzje. O ile je podejmie, a nie skończy po prostu na lakonicznym „za rok”.

Re-wizyta duszpasterska

W niektórych parafiach księża myślą o zapraszaniu małych grup na spotkania w kościele lub w pomieszczeniach parafialnych. Na przykład mieszkańców jednego bloku, jednej klatki, kilku domów – zależnie od wielkości parafii.

W programie: wspólna modlitwa, rozmowa i woda święcona „na wynos” do własnoręcznego pokropienia nią domowych kątów.

Kolęda online?

Bardziej obeznani z techniką planują łączenie tej formy ze spotkaniami online. Aby również ci, którzy nie będą mogli przyjść (bo się boją, bo są w grupie ryzyka albo na kwarantannie) mieli szansę uczestniczenia w spotkaniu.

W przypadku zupełnie czarnego scenariusza tylko spotkania online. Choć to oczywiście wykluczy kolejną grupę – nie dających sobie rady z nowoczesną techniką spotkań wirtualnych i nie mogących liczyć w tej kwestii na pomoc bliskich.

Szansa

Są i tacy duszpasterze, którzy obawiają się, że rozmowa w takich warunkach może się „nie kleić” lub nie dysponują odpowiednio obszernymi pomieszczeniami. Ci stawiają więc tym razem głównie na wymiar duchowy.

Zaproszą na przykład parafian (podzielonych na małe grupy o liczebności adekwatnej do aktualnych obostrzeń) na dodatkowe wieczorne msze święte lub krótkie nabożeństwa. Żeby wspólnie modlić się w konkretnych intencjach, które parafianie przyniosą wcześniej zapisane na kartkach lub przyślą mailem.

To rozwiązanie z jednej strony dość symboliczne, ale kryjące w sobie ogromny potencjał budowania wspólnoty w różnych wymiarach.

Parafialna giełda intencji i pomocy

Bo co stoi na przeszkodzie, by na koniec takiej mszy czy nabożeństwa w ramach „ogłoszeń parafialnych” urządzić „giełdę miłosierdzia”? Na czym miałaby ona polegać? A no na tym.

„Kochani nasi parafianie! Dnia X na godzinę Y zapraszamy mieszkańców ul. Ulicznej 17. Przynieście albo przyślijcie nam wcześniej intencje, w których chcecie się modlić. Ale napiszcie też, jeśli ktoś z Was potrzebuje sąsiedzkiej pomocy lub jest gotowy z takową komuś przyjść”.

I potem w ramach ogłoszeń mówimy (na przykład): „Uwaga! W waszym bloku/na waszej ulicy mieszka starsza pani, która ma kłopot z robieniem większych zakupów. Potrzeba kogoś, kto mógłby raz w tygodniu takie zakupy jej zrobić. Jeśli ktoś może, to po zakończeniu podejdźcie do zakrystii, a my skontaktujemy was ze sobą”.

Albo: „Uwaga! Jest wśród nas młode małżeństwo, które oferuje pomoc w zakupach/ w podwiezieniu do lekarza/ w ogóle pomoc w miarę swoich możliwości i czasu. Jeśli ktoś z was takiej pomocy potrzebuje, to zapraszamy po mszy do zakrystii. Przekażemy wam ich numer telefonu”. I tak dalej.

Pozytywne skutki takiej duszpasterskiej pomocy w organizacji samopomocy sąsiedzkiej mogłyby sięgnąć daleko poza czas pandemii, a i budowaniu parafialnej wspólnoty przysłużyłyby się być może wcale nieźle. Zresztą z inicjatywą takiego ogłoszenia można wyjść również samemu.

Kto wie, czy tegoroczny brak „normalności” nie przysłuży się kreatywnej restauracji naszych parafialnych i duszpasterskich tradycji. Wystarczy odrobinę chcieć. Po obu stronach. Więc oby nam się chciało!

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.