Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Św. Tomasz z Akwinu jako wół
Po pierwsze, miłujący go uszczypliwie współbracia studenci nadali mu przydomek Milczącego Wołu. Wynikał on, z jednej strony, z wysokiego wzrostu i sporej tuszy Akwinaty, a z drugiej – z tego, że przedkładał przyjemności refleksji i kontemplacji nad pogaduszki, niekoniecznie pobożne, a czasem nawet dwuznaczne.
Przeżuwał w milczeniu otrzymywaną wiedzę, kontemplując Boże słowo, więc jest idealnym odbiciem wołu ze stajenki. Jedyną różnicę zapewne stanowi to, że ten ostatni zapewne był cicho. Tymczasem Tomasz, zgodnie z proroczą zapowiedzią św. Alberta, ostatecznie tak „zaryczał”, że do dziś jego głos nieustannie powraca w teologii i filozofii.
Obrona prawdy o wcieleniu
Drugi powód jest taki, że dominikanie, na czele z Tomaszem, bronili prawdy o wcieleniu. Ich główni oponenci, wywodzący się z nurtu manichejskiego, odrzucali wartość cielesności i świata stworzonego, tym samym odrzucając prawdę o dwóch naturach Chrystusa.
Akwinata już samymi swoimi rozmiarami wskazywał, że każdy centymetr chrześcijanina (nie mówiąc o zwojach mózgowych) jest szczególnym dobrem Kościoła. A do tego dochodziło jeszcze jego hojne czerpanie z filozofii Arystotelesa, który skupiał się na świecie materialnym i czerpaniu wiedzy z doświadczenia, a nie kontemplowania świata idei.
Pokora Akwinaty
Wreszcie trzeci powód to olbrzymia pokora dominikanina. Bóg, rodząc się jako człowiek, pokazał nam, że nie należy bać się bycia uznanym za kogoś mniejszego, niż się jest w rzeczywistości. Ponadto stał się posłusznym swoim rodzicom, a potem szerzej – ludziom. I o tych dwóch postawach opowiada historia, jak to Tomasz pewnego razu wpadł na krótko do Bolonii.
Był już wtedy mistrzem teologii, a więc miał najwyższy stopień naukowy, jaki można osiągnąć w jego zakonie, choć nie był jeszcze posunięty w latach. Cieszył się też dużym poważaniem wśród wiernych, jednak nie wszyscy bracia go osobiście znali.
Właśnie jeden z tych ostatnich, otrzymawszy od przełożonych polecenie, by zrobić zakupy w mieście i wziąć do pomocy któregoś z braci, wpadł przez przypadek na Tomasza. I powiedział: „Bracie, przeor nakazał, żebyś poszedł ze mną”. Skoro przeor każe, zakonnik musi – Akwinata pokornie wyruszył w drogę.
Mistrz teologii niesie zakupy
Teraz warto użyć wyobraźni. Kupujący szybko przemykał w tłumie. Tymczasem przysadzisty współbrat, dodatkowo obciążony pakunkami, pocąc się i sapiąc, próbował dotrzymać mu kroku. Tego pierwszego zaczęło irytować, że ten drugi za nim nie nadąża. Zaczął więc go na głos poganiać i sypać przycinkami. Teolog spokojnie się usprawiedliwiał, próbując wyrównać oddech.
Wreszcie ktoś z tłumu go rozpoznał i krzyknął: „Przecież to mistrz Tomasz z Akwinu!”. Braciszek od zakupów stanął jak wryty, zbladł i rzucił się przepraszać wykładowcę. Ten zaś spokojnie odparł, wciąż na lekkim bezdechu: „Człowiek poddaje się człowiekowi ze względu na Boga”.
Tego, czy brat od zakupów poniósł jakieś konsekwencje swojej pomyłki, źródła nie przekazały. Znając jednak łagodność Tomasza, możemy spokojnie przyjąć, że nie wniósł skargi, a jedyną karą dla jego „oprawcy” były docinki ze strony wspólnoty i wracanie do tej anegdoty przy każdej sprzyjającej okazji.
Na przykład na wspólnym bożonarodzeniowym spotkaniu.