W Szczecinie w wieku 58 lat zmarł ks. Andrzej Dymer. Przez ponad 25 lat nie udało się zakończyć jego procesu w sprawie wykorzystywania seksualnego chłopców.
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Bezprecedensowe śledztwo dziennikarskie
Sprawa ks. Andrzeja Dymera stała się w ostatnich miesiącach głośna za sprawą wnikliwego śledztwa dziennikarskiego zatytułowanego „Przeczekamy i prosimy o przeczekanie”, które przeprowadził Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny kwartalnika „Więź”.
W bogato i wiarygodnie udokumentowanych materiałach – publikowanych w odcinkach na stronach wiez.pl – autor opisuje, jak kolejne osoby zgłaszały kolejnym biskupom problem, ale nic z tego nie wynikało.
Czytaj także:
Abp Polak o sprawie ks. Dymera: niesłychana przewlekłość kościelnych procedur
Ponadto 12 lutego TVN24 wyemitował reportaż Sebastiana Wasilewskiego poświęcony sprawie ks. Dymera. Tytuł materiału jest znamienny: „Najdłuższy proces Kościoła”. Chodzi o to, że pierwsze wiarygodne zgłoszenia przestępczych zachowań duchownego ze Szczecina znane były władzom kościelnym już w roku 1995.
„Karny proces kanoniczny rozpoczął się jednak dopiero w roku 2004. W kwietniu 2008 r. kościelny trybunał uznał winę ks. Dymera. Treść wyroku przez wiele lat pozostawała poufna, nie znali jej nawet pokrzywdzeni, ujawnił ją dopiero w listopadzie 2020 r. Zbigniew Nosowski. W wyroku mowa jest o uzyskaniu pewności moralnej co do zasadności oskarżeń ks. Andrzeja Dymera o molestowanie wychowanków Ogniska św. Brata Alberta w Szczecinie w latach 1993–1995” – czytamy na wiez.pl.
Wieloletnie przeciąganie procesu
Ważnym wątkiem tej historii jest fakt, iż ks. Dymer złożył apelację od wspomnianego wyroku, lecz ostatecznego wyroku nadal nie ma. Dlaczego?
„Od roku 2008 za przebieg procesu drugiej instancji w sprawie ks. Dymera odpowiada – z polecenia Watykanu – archidiecezja gdańska. Jak ujawnił Zbigniew Nosowski, ówczesny metropolita gdański, abp Sławoj Leszek Głódź – pomimo polecenia Stolicy Apostolskiej i kilkakrotnych przypomnień ze strony Kongregacji Nauki Wiary – przez ponad 9 lat nie wydał dekretu nakazującego wszcząć proces sądowy w drugiej instancji. Uczynił to dopiero 31 grudnia 2017 r.” – pisze redakcja wiez.pl.
Choroba i śmierć
Od dość dawna wiadomo było, że ks. Andrzej Dymer poważnie chorował. Jak podaje szczecińskie wydanie „Gazety Wyborczej” – „był w ciężkim stanie od kilku dni. Jego bliscy i współpracownicy wiedzieli, że cierpi na dwie choroby onkologiczne – białaczkę i raka trzustki. Już wiele miesięcy temu żegnał się z częścią swojej rodziny”.
Z informacji mediów wynika, że duchowny nie mógł już obejrzeć wspomnianego reportażu telewizyjnego na swój temat, gdyż „był w stanie agonalnym”.
Zbigniew Nosowski przyznaje, iż wiedział o chorobie oskarżonego księdza. „Rozmawialiśmy wtedy z franciszkaninem, o. Tarsycjuszem Krasuckim (molestowanym przed laty przez Dymera, a półtora roku temu oskarżonym przez niego o… zniesławienie), czy ten fakt coś powinien zmienić w mojej publikacji. Zgodnie uznaliśmy, że skoro jesteśmy ludźmi wierzącymi, to traktujemy ujawnianie prawdy nie jako gwóźdź do trumny, lecz jako ostatnią deskę ratunku dla ks. Dymera” – czytamy na stronach wiez.pl.
Zgodnie z obecną wiedzą nic nie wskazuje, aby przed śmiercią ks. Dymer kogokolwiek przeprosił, pokutował czy zadośćuczynił.
wiez.pl / KAI / GW / ks
Czytaj także:
Inicjatywa „Zranieni w Kościele”: wiele osób opowiada swe historie po raz pierwszy
Czytaj także:
Walka z przemocą seksualną w Kościele: dane kontaktowe najważniejszych instytucji