Łamiące serce wieści o śmierci 3-latki przyszły kilka dni temu z Dolnego Śląska. Początkowo twierdzono, że dziewczynka zmarła z wychłodzenia pod zimnym prysznicem, gdzie spędziła kilka minut „za karę” za zmoczenie łóżka. Dziś już wiadomo, że została wcześniej śmiertelnie pobita przez konkubenta matki.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Bez wątpienia okrucieństwo wobec dzieci jest najczęściej powtórką tego, czego rodzice doświadczyli sami. Doświadczenie bycia znęcanym w dzieciństwie powoduje wyłączenie wrażliwej, współczującej części po to, by w ogóle przeżyć własny ból, strach i upokorzenie. Zamiast empatii – w człowieku, który był nieustannie karany i doświadczał przemocy – może pojawić się po prostu agresja. Stąd paradoksy, że rodzic zaczyna się wydzierać tym głośniej, im głośniej dziecko płacze. Im bardziej ono drży i słabnie, tym bardziej w rodzicu rośnie poczucie mocy. W im większej dziecko jest bezradności, tym większa przemoc. To dlatego, że dla rodzica odtwarza się właśnie scena, w której reakcją na jego własny smutek i strach była kara. I im więcej dziecko doświadczało biedy, tym większy był szał rodzica.
Trudno sobie wyobrazić opuszczenie i przerażenie małej dziewczynki (która w tym wieku nie sięga dorosłemu nawet do pasa), podniesionej z łóżeczka, zaniesionej do łazienki i wstawionej pod strumienie lodowatej wody. Zwłaszcza, że pewnie już dobrze pamiętała, że z tej sytuacji nie ma ratunku. Że przewaga sił jest zbyt duża. I ani krzyk, ani protest, ani płacz nie będą przez dorosłego usłyszane. Również przez najukochańszą osobę na świecie i najważniejszego opiekuna – mamę.
Prawo klapsa?
Opisana sytuacja jest jakimś ekstremum i pewnie w większości domów do takich scen nie dochodzi. A jednak wielu rodziców wie, jak silne impulsy się w nich rodzą w różnych sytuacjach, gdy dziecko według nich „coś powinno”, a to się nie dzieje. Wielu oprotestowuje nadal odebranie prawa klapsa – bo przecież „ręka sama świerzbi”. Wielu pewnie jest przeciwnikami klapsów, a jednak ma doświadczenie, że ich „poniosło”. Doświadczają smutku, gdy zdarzy im się szarpnąć dzieckiem albo nagle puścić wiązankę, od której nastaje w domu ogłuszająca cisza. I myślą o tym z żalem i wyrzutami sumienia.
Dlatego tak ważne są z punktu widzenia dobra dzieci dwie rzeczy: refleksja rodzica nad własną historią oraz ubogacanie rodzicielskich strategii opiekowania różnych trudnych sytuacji. Refleksja nad tym, czego sam i sama doświadczyłam w domu pomaga rozmrozić własne uczucia, które mówią o tym, jakie to przykre, gdy bliska osoba krzyczy, szarpie albo bije. Lub wypowiada całkiem spokojnym głosem słowa pełne odrzucenia, osądu i poniżenia. Gdy poczujemy w sobie ból, łatwiej się zatrzymamy, jeśli włączy się w nas automat odtwarzania tego, czego nauczyliśmy się kiedyś na sobie.
Czego potrzebuje moje dziecko? Czego potrzebuję ja?
Powiększanie liczby strategii pozwoli zmniejszyć poczucie własnej bezradności. Strategie opiekowania trudnych sytuacji to nie są kary. Kary niestety są narzędziem hamującym w rozwoju, w braniu odpowiedzialności za siebie i własne życie. Są jak iluzoryczne berło króla w domu, które nie daje nic poza złudzeniem władzy i tego, że „coś się zrobiło” z daną sytuacją. Ponieważ dzieci nie muszą doświadczać maltretowania, by przy rodzicu, który wychowuje poprzez kary i nagrody, czuć kompletny brak zrozumienia i więzi. Wystarczą wyzwiska. Wystarczy wysłanie dziecka do łóżka bez kolacji. Obrażenie się na dziecko. Wszystko to, co dziecko poniża, przypisuje mu brak dobrej woli, daje mu poczuć, że jest kimś gorszym, kto nie zasługuje ani na zaufanie, ani na dobre traktowanie.
Czym innym zupełnie jest poszukiwanie rozwiązań trudnych sytuacji, oglądanie ich z wielu perspektyw i branie pod uwagę uczuć dziecka. Pytanie: „Co tu jest potrzebne? Czego potrzebujemy? Czego potrzebuje dziecko? A czego ja, rodzic?”.
Bardzo ważnym głosem komentarza do śmierci 3-latki podzieliła się wrocławska psycholog dziecięca, pracująca z rodzicami, Karla Orban. Odniosła się i do zjawiska moczenia u dzieci, do tzw. „treningu czystości” oraz do kar w ogóle:
(…) pracuję w obszarze moczenia i zaparć nawykowych od dawna. Z 20-25 konsultacji tygodniowo średnio połowa dotyczy tej problematyki. W większości przypadków rodzice odwiedzili przynajmniej jednego specjalistę. Kary są częste, również w zaleceniach specjalistów. Oczywiście niewielu specjalistów mówi, żeby polewać dziecko lodowatą wodą. Wielu mówi, żeby „zastosować dyscyplinę”, „postawić granicę”, „dać karę”. I to jest tak samo szkodliwe. Nie tylko dlatego, że moczenie i zaparcia jako objaw psychosomatyczny nigdy nie wynikają z chęci dowalenia rodzicom, zrobienia im na złość czy złośliwości. Mogą być wołaniem o pomoc, bliskość, wsparcie (nie zawsze są – bywają). Po prostu dlatego, że:
1) Nie działają. Literatura i badania są w tym zgodne. Wszystkie źródła zgodnie podają, że kary są niewskazane, większość – że protokoły oparte na wzmocnieniach nie wykazują wcale większej skuteczności niż te, które ich nie zawierają.
2) Ale przede wszystkim dlatego, że bardzo wiele kar to po prostu przemoc. Poniżają, upokarzają, sprawiają cierpienie (np. zakaz picia jakichkolwiek płynów po 18.00 bez względu na pragnienie zgłaszane przez dziecko – czy próbował tego kiedyś któryś z dorosłych?).
I niestety, bardzo mało w Polsce mówimy o tym, jakie spustoszenie sieją kary psychiczne. Być może nie prowadzą do śmierci, natomiast zostawiają głębokie ślady w dziecięcej psychice.
Chciałabym więc, byśmy puszczali w świat te dwie ważne lekcje z piątkowej tragedii. Po pierwsze, gdy pojawia się trudność, należy sięgać po wsparcie, a nie karę. Im więcej złości, stresu i napięcia odczuwamy w sobie jako dorośli, tym bardziej potrzebujemy pomocy psychologa – dziecięcego lub pracującego z dorosłymi. Po drugie – społeczne przyzwolenie na kary i obecność kar w gabinecie specjalisty daje przyzwolenie na bardzo wiele przemocowych rozwiązań.
Dlatego stanowczo #niedlakarinagród – nie idźmy na profesjonalną łatwiznę. A teraz lećcie przytulić swoje dzieciaki. Zwłaszcza te, które mają trudności – tym bardziej potrzebują miłości i akceptacji, zwłaszcza gdy wydają się na nie „zasługiwać” najmniej. Niech praca z jakąkolwiek trudnością nigdy nie przysłoni tego, kim są i jak bardzo są od was zależne.
Czytaj także:
Jaką mamą była św. Joanna Beretta Molla?
Czytaj także:
Czy zakaz dawania dzieciom klapsów może ochronić rodzinę?