Msza online, dystans, dezynfekcja, maseczka, lockdown – te słowa podczas ostatniego roku poznaliśmy bardzo dobrze. Dobrze poznaliśmy też strach – o zdrowie, o najbliższych, o niepewną przyszłość.
Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.
Przyszła nieproszona i została zdecydowanie za długo. Nadal niewiele o niej wiemy, a pytania na temat tej wciąż zagadkowej choroby mnożą się w takim tempie, jak jej kolejne mutacje. Zmieniła nas, to pewne. Jednych bardziej, innych mniej, bo też różna jest nasza kondycja, nasze potrzeby, przyzwyczajenia i plany. Światowa pandemia koronawirusa w Polsce trwa już od roku.
Rok z koronawirusem
Kiedy na początku marca 2020 r. usłyszeliśmy o „pacjencie zero”, nie zdawaliśmy sobie jeszcze sprawy z tego, co to oznacza – dla nas, dla naszych rodzin, dla naszego społeczeństwa. Nie wiedzieliśmy, że to, co do tej pory było normą – wyjście ze znajomymi do kina, randka w ulubionej restauracji, wyczekiwana premiera spektaklu z ulubionym aktorem czy wreszcie wakacje – stanie się luksusem, który będziemy musieli odłożyć na bliżej nieokreśloną przyszłość.
Stało się. Pandemia z czasem zamknęła kina, teatry, centra handlowe, sale weselne, a wielu z nas po raz pierwszy doświadczyło świąt – najpierw Wielkiej Nocy, a potem Bożego Narodzenia – bez najbliższych i bez możliwości uczestniczenia w liturgii w kościele.
Msza online, dystans, dezynfekcja, maseczka, lockdown – te słowa podczas ostatniego roku poznaliśmy bardzo dobrze. Dobrze poznaliśmy też strach – o zdrowie, o najbliższych, o niepewną przyszłość.
– Zaobserwowaliśmy symptomy stresu pourazowego, tak jakbyśmy wszyscy żyli w nienaturalnych warunkach, bo tak w istocie jest – mówi psycholog Agnieszka Pisula. I dodaje: – Widzimy wycofanie społeczne wielu osób, nie tylko starszych, ale też młodych. Więcej osób choruje na depresję, także dzieci, które nie mają nawet ochoty spotykać się ze sobą, żyją w wirtualnym świecie.
Dlatego tak ważna jest świadomość, że to, co teraz przeżywamy, to sytuacja przejściowa. Choć trwa już długo, to kiedyś minie. – To nie z nami jest coś nie tak, tylko okoliczności, które są wokół nas, są bardzo nienaturalne. Dlatego bardzo zachęcam do wspierania siebie nawzajem, nawet jeśli miałyby to być rozmowy telefoniczne, przez okno czy na odległość. Dzielenie się sobą i rozmowy z sąsiadami, ze znajomymi, z bliskimi, mogą być dla nas remedium na te dolegliwości, które są obserwowane już nie tylko w Polsce, ale też na całym świecie – podkreśla Pisula.
Bliskość w pandemii
Praca i nauka zdalna dla wielu stały się w pandemii codziennością. Dla jednych to wybawienie – bo w końcu mogli spędzić czas z najbliższymi, dla innych udręka – bo jak pracować, gdy dzieci domagają się uwagi, i jak żyć z mężem czy żoną 24 godziny na dobę. Osoby mieszkające same marzyły o drugim człowieku obok, a ci, którzy mieszkają w „pełnej chacie” o pustym pokoju bez ludzi. Pandemia dotknęła naszych relacji i powiedziała: „Sprawdzam!”.
– Bliskość bywa uciążliwa. Ale myślę, że możemy doświadczać innego wymiaru tej bliskości. Nasze relacje, nasze rozmowy, mają szansę wejść na głębszy poziom. Kiedy zaczynamy rozmawiać o tym, co jest w nas, co przeżywamy, to nasze relacje się zacieśniają, odnawiają. Dzięki takiej szczerej, otwartej komunikacji, możemy lepiej sobie radzić z tą nienaturalną sytuacją, która jest wokół nas – podkreśla psycholog.
Czas, który częściej spędzamy w domach, może nam pokazać, czy nasze relacje są prawdziwe, ile w nich szczerości, a ile pozorów. Od nas zależy, czy będzie czasem uzdrawiającym czy pogrążającym.
Marta (29 lat): – Pierwszy raz nie pojechałam do rodziców na święta. Było mi potwornie smutno… Ale stało się też coś, czego się nie spodziewałam. Zrewidowałam wszystkie moje „rodzinne żale” i zdecydowałam, że nie chcę się już nimi kierować. Ta izolacja pokazała mi, że moja rodzina jest dla mnie naprawdę ważna i że chcę dbać o nasze relacje.
Inaczej spędzamy czas
Ta nienaturalna sytuacja wymusiła na nas nie tylko zamknięcie drzwi przed innymi, ale też m.in. kreatywność w organizowaniu naszego życia zawodowego i prywatnego. Okazało się, że praca z domu jest nie tylko możliwa, ale i produktywna. I prawdopodobnie zostanie z nami na dłużej niż koronawirus.
Nasz czas wolny siłą rzeczy musieliśmy zacząć organizować w najbliższym otoczeniu. Kiedy niemożliwe stały się pasywne formy spędzania czasu – wizyty w galeriach handlowych, kinach, teatrach, bardziej zainteresowaliśmy się sportem. Bieganie, domowa siłownia, spacery po lesie – wielu z nas zabrało się za to po raz pierwszy od dawna. Choć nie wszyscy.
Piotr (34 lata): – Prowadziłem intensywne życie. Wolałem wyjść gdzieś ze znajomymi niż siedzieć w domu, np. z książką. Nie pamiętam, żebym w ciągu ostatnich lat spędził weekend sam. Przy pierwszym lockdownie czułem się tak, jakbym zamieszkał na jakiejś innej planecie. Obejrzałem chyba wszystkie seriale, na które nie miałem dotąd czasu.
Egzamin z empatii
Otworzyliśmy oczy na bardziej potrzebujących. Na sąsiadów za ścianą, na seniorów z naszych rodzin, mieszkańców DPS-ów, na wszystkich tych, którzy pomocy potrzebują bardziej niż my. Zdaliśmy egzamin z empatii.
– Ujawniła się w niespotykanej skali nasza solidarność społeczna. Pomoc sąsiedzka dla osób, które znalazły się w trudnym położeniu, na kwarantannie, pomoc instytucjonalna świadczona z potrzeby serca, dostarczanie posiłków – mówi dr hab. Waldemar Urbanik, socjolog, rektor Wyższej Szkoły Humanistycznej w Szczecinie.
Ale też, jak zauważa socjolog: – Coraz więcej ludzi inteligentnych zaczęło wierzyć w spiskowe teorie dziejów. Jako społeczeństwo nie byliśmy raczej do tego skłonni.
Pandemia kiedyś minie, wszyscy mamy taką nadzieję. Miną też jej trudne, uciążliwe skutki, a my zdejmiemy maseczki, otworzymy drzwi, uściskamy się na powitanie. Oby to, co zmieniła na lepsze, pozostało w nas jeszcze długo po niej.
Czytaj także:
Święta Teresa z Lisieux też przeżyła pandemię. Zostawiła nam o niej świadectwo
Czytaj także:
Małżeństwo w pandemii, czyli jak ze sobą nie zwariować? [wywiad]