separateurCreated with Sketch.

Tomasz Kot o byciu rodzicem: To niewiarygodny zaszczyt

TOMASZ KOT
Z rodziną Kotów przyjaźnił się misjonarz, o. Zbigniew Strzałkowski. Tomasz bardzo go lubił, mówił do franciszkanina „wujku”. W 1991 r. zakonnik zginął śmiercią męczeńską. W grudniu 2015 r. w Chimbote odbyła się jego beatyfikacja.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Tomasz Kot w życiu lubi proste rozwiązania. Pytany, dlaczego nie je zupy „jak wszyscy”, ale pije ją prosto z talerza, odpowiada: „Bo tak jest prościej! Po co machać łyżką?”. W szkole rówieśnicy wołali za nim: „kici, kici”, w teatrze nazywano go „Dachowcem”.

Od najmłodszych lat miał dryg do rysowania i malowania. Po szkole podstawowej chciał nawet kształcić się w liceum plastycznym, jednak rodzice stanowczo się temu sprzeciwili. Nie chcieli, by ich syn został malarzem.

Wychował się w wierzącym domu. Z rodziną pp. Kotów przyjaźnił się misjonarz – o. Zbigniew Strzałkowski. Chłopak bardzo go lubił, mówił do franciszkanina „wujku”. W 1991 r. zakonnik zginął śmiercią męczeńską, został zastrzelony w Peru przez terrorystów z organizacji Świetlisty Szlak. Tomasz Kot miał wtedy czternaście lat. Śmierć wujka bardzo nim wstrząsnęła.

W grudniu 2015 r. w Chimbote odbyła się beatyfikacja franciszkanina – od tej pory przysługuje mu tytuł błogosławionego (wspomnienie liturgiczne bł. o. Zbigniewa Strzałkowskiego obchodzone jest w Kościele 7 czerwca, w rocznicę święceń prezbiteriatu zakonnika).

Opowieści wujka o posłudze na misjach oraz wychowanie w duchu wartości chrześcijańskich sprawiły, że po ukończeniu szkoły podstawowej Tomasz Kot zdecydował się na liceum, które mieściło się przy seminarium oo. franciszkanów w Legnicy.

Kot mieszkał z seminarzystami, jednak myśl o zostaniu księdzem nie zagrzała miejsca w głowie nastolatka. Po nietrwającej długo, bo zaledwie pół roku, przygodzie z seminarium, opuścił jego mury i zacumował w liceum o profilu humanistycznym. W klasie było tylko dwóch chłopaków: on i kolega o nazwisku Baran. – Same dziewczyny, Kot i Baran – żartował w wywiadach.

Swoją żonę, Agnieszkę, aktor poznał na krakowskich Plantach. Pierwsze spotkanie było dość nietypowe. Podszedł do spacerującej z przyjaciółmi dziewczyny i zapytał: „Cześć, jestem Tomek, wyjdziesz za mnie?”, na co ona odpowiedziała: „Dobrze, ale nie dzisiaj”.

Słowa dotrzymała. Pobrali się sześć lat później, w 2006 r., w częstochowskiej parafii św. Franciszka z Asyżu. – Agnieszka jest jedyną osobą, do której mam stuprocentowe zaufanie, ona mnie zna najlepiej na świecie. Potrafi podpowiedzieć mi coś, czego sam nie dostrzegam. To dla mnie największa wartość i ciągle to sobie uświadamiam – opowiadał na łamach Gali.

W 2007 r. na świat przyszła ich córka Blanka, a w 2010 r. urodził się syn Leon. – Bycie rodzicem to jest jakiś niewiarygodny zaszczyt. Razem z żoną jesteśmy przecież tak naprawdę jedynymi świadkami pierwszych dni i lat życia naszych dzieci, w pełni za nie odpowiedzialnymi – tłumaczył w rozmowie z Onetem.

Chociaż zagrał w kilkudziesięciu produkcjach („Niania”, „Na dobre i na złe”, „Dzień czekolady”, „Zimna wojna”), to jednak największą popularność przyniosły mu role w filmach „Skazany na bluesa” o Ryśku Riedlu oraz „Bogowie”, w którym wcielił się w postać prof. Zbigniewa Religi.

Przygotowując się do „Skazanego na Bluesa” aktor spędzał czas wśród narkomanów i wolontariuszy Monaru. Przygotowania do „Bogów” wymagały od niego spędzenia wielu godzin na sali operacyjnej, nieodzowne było – jak podkreślał – „powolne wchodzenie w specyfikę czasu, medycyny i jej narzędzi”.

Prof. Religa był ateistą, ale chciał wiedzieć, co Kościół sądzi na temat dokonywania przeszczepień serca. Kot wspomina o dwóch scenach w filmie, w których wybitny kardiochirurg rozmawia o tym ks. Józefem Tischnerem. Teolog miał powiedzieć Relidze:

Aktor mówi, że ponieważ w życiu zawodowym wciela się w kogoś, kim nie jest, prywatnie nie zakłada masek, nie upodabnia się do innych. – W cywilu lubię być totalnym sobą i wybieram opcję jak najnormalniejszą. Nie kręcę się tam, gdzie kręcą się ludzie, których spotykam w pracy. Mieszkam na obrzeżach miasta i tam mi najlepiej. Mam spokój – tłumaczył w wywiadzie dla Zwierciadła.

Źródłem tego spokoju jest też trzymanie się zasad, takich jak uczciwość czy prawdomówność, życie w zgodzie ze sobą i z innymi: „Skoro w każdej chwili możemy umrzeć, to warto być zawsze czystym kolesiem, któremu nic nie siedzi za uszami”.

Dziś aktor obchodzi 44. urodziny.

*Źródło: Viva, Gala, Wyborcza.pl, Onet, Zwierciadło