Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Na pewno wszyscy słyszeliśmy choć raz w życiu zwroty „obserwanci”, „obserwancja”. Zapewne jednak nie zawsze wiemy, do kogo (lub czego) one się odnoszą. Tymczasem chodzi tu o pewien ciekawy element życia Kościoła. Spróbujmy go poznać!
Zacznijmy od tego, że wyraz „obserwanci” to spolszczona wersja łacińskiego słowa „observantes” – ludzie „zachowujący” coś, „stosujący się do czegoś”.
A do czego – w naszym przypadku - „stosujący się”? Oczywiście do reguły zakonnej, czyli do spisanych zasad postępowania przyjmowanych w danym zakonie.
Ale czy jego członkowie zawsze stosują się do reguły? Niestety nie! W miarę upływu czasu często przestają! I nie są to tylko indywidualne wybory, ale niekiedy również wspólnotowe. Czasem zresztą nawet sama reguła ulega złagodzeniu.
Dlatego właśnie w Kościele pojawiła się potrzeba tak zwanej „obserwancji”: ponownego postępowania dokładnie według reguły. Obserwanci zatem to zakonnicy, którzy postanowili kierować się tak rozumianą obserwancją. Efektem takich decyzji były zwykle (choć nie zawsze) nowe zakony. A jakie? Zobaczmy.
Już pierwsi zachodni zakonnicy, czyli benedyktyni, powoli przestawali stosować się do pochodzącej z 540 r. reguły swojego założyciela, św. Benedykta. Reakcją na to było powstanie w 1098 r. cystersów, czyli zakonu, którego celem było ścisłe zachowywanie, czyli przestrzeganie, wspomnianej reguły.
W kolejnych stuleciach cystersom to się jednak ostatecznie też nie udało. I dlatego właśnie w 1664 r. – w klasztorze La Trappe – powstało nowe zgromadzenie: Zakon Cystersów Ściślejszej Obserwancji, czyli trapiści.
W przypadku franciszkanów potrzeba obserwancji pojawiła się znacznie szybciej niż u benedyktynów i cystersów. Zapewne dlatego, że reguła św. Franciszka jest na tyle radykalna, że trudno jej przestrzegać. Z drugiej strony jednak ów radykalizm pociąga wielu do ponownego jej odkrycia i stosowania, czyli właśnie do obserwancji.
I tak, już kilkadziesiąt lat po śmierci św. Franciszka z Asyżu (1226 r.) w założonym przez niego zakonie pojawili się tzw. „spirytuałowie” – przeciwnicy złagodzenia pierwotnej franciszkowej reguły.
W 1294 r. papież Celestyn V zrzeszył ich w zakon celestynów. Rok później zakon został rozwiązany przez następnego biskupa Rzymu, Bonifacego VIII. W efekcie ruch spirytuałów zaniknął.
Stało się tak także dlatego, że wyłoniła się z nich jeszcze bardziej radykalna grupa „fraticellich”, czyli „braciszków” – odrzucająca Kościół hierarchiczny ze względu na jego zamożność.
Skonfliktowany z władzami kościelnymi ten franciszkański ruch obserwancki ostatecznie zamarł.
Zupełnie inaczej jest z jego prawowierną odmianą, zapoczątkowaną już w XIV w. W 1517 r., została przekształcona w oddzielny Zakon Braci Mniejszych Obserwantów (OFMObs), w Polsce zwanych bernardynami.
Dodajmy tu, że obecni franciszkańscy obserwanci to prostu Zakon Braci Mniejszych (OFM), od koloru habitów określany jako „franciszkanie brązowi”. A ponieważ i wśród nich nastąpiło pewne rozprzężenie, w 1619 r. powstał kolejny zakon franciszkanów obserwantów, czyli kapucyni. Dawniej nosili oni specyficzne, spiczaste kaptury. Do tej pory zaś często mają długie brody, będące znakiem surowej ascezy.
Dodajmy tu, że pragnienie surowszego, bardziej ambitnego duchowo życia, pojawiło się też w takich zakonach jak: trynitarze, augustianie, karmelici. I dlatego podzielili się oni na tzw. „trzewiczkowych” i „bosych”, czyli chodzących w sandałach, a nie w butach. I zaznaczmy, że „bosi” to po prostu obserwanci.
Najwcześniejszymi i najsłynniejszymi spośród nich są oczywiście karmelici bosi. Zatwierdzeni zostali przez papieża już w 1593 r.
Mniej więcej w tym samym czasie pojawili się też „bosi” trynitarze, zajmujący się wykupem niewolników z rąk muzułmańskich. A na końcu, „bosi” augustianie, których zgromadzenie powstało w 1610 r. i działa do tej pory.
I przypomnijmy jeszcze dominikanów obserwantów. W przeciwieństwie do opisanych wyżej zakonów, nie utworzyli oni nigdy własnej, oddzielnej wspólnoty. W niektórych krajach jednak mieli swoje oddzielne prowincje. Przykładem jest nasza I Rzeczypospolita.