Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!
Czułości często nie kojarzymy z czymś, co daje życie. Może dlatego, że trudne historie ukształtowały nasze „dzisiaj”. Kiedy nad głową świstały kule, chowaliśmy wszelkie delikatne części głęboko przed sobą i światem, który rozjechałby je czołgami. Kiedy rzucali do sklepów masło i trzeba było odstać sześć godzin w kolejce, pilnując, by nikt się nie wepchnął i nie wziął więcej, czułość wylatywała przez dziurę w kieszeni. I nie ma dla niej też miejsca, gdy kojarzymy życiowy sukces z perfekcjonizmem w każdej dziedzinie. Zastępuje ją wtedy surowość, zaciskanie zębów, wymagania i krytyka.
Wydaje się nam tak krucha, że wielu wpada na pomysł, by ją hartować na trudy życia, ubierając w zbroję. Niektórzy rodzice hartują nawet w ten sposób swoje dzieci: powściągając czułość. Oszczędzają serdeczne gesty, by dziecko się za bardzo nie przywiązało. Mniej przytulają, by się nie rozklejało. Nie pozwalają płakać, by nie było beksą. Nie mówią mu o nim nic dobrego, by się w głowie nie przewróciło.
I w ten sposób – jakby stawiali je nagie w przeciągu, by mniej się w życiu przeziębiało. Nie widząc, że bez miękkiego swetra czułości staje się jeszcze bardziej wątłe i bezbronne wobec życiowych huraganów. I że gdy odmawiamy sobie i bliskim czułości, to wcale się nie hartujemy, tylko znieczulamy. Nasze serca kamienieją. Stają się twarde i nieczułe, by jakość znieść ból. Ogłuchnąć na niego. Żyć, jakby go nie było.
Czujesz, że zasługujesz na karę?
Czułość – to inaczej delikatność. Dobroć i współczucie. Współczucie, jakie może nas łączyć z sobą samymi i innymi ludźmi. Bo życie jest takie trudne. Bo toczymy w nim tyle walk. Bo tylu rzeczy nie potrafimy przewidzieć. Bo ulubione filiżanki się tłuką, bywamy traktowani niesprawiedliwie, chorujemy, ludzie, którym ufamy – zawodzą tak strasznie, a ci, których kochamy, czasami odchodzą. Potrzebujemy być dla siebie nawzajem czuli, bo sam fakt naszego przyjścia na świat wystawia nas niezliczone momenty nieczułości. Przerażenia. Smutku. Bólu. Samotności. Cierpienia.
Wychowani na przestarzałej formule, znalezionej z XIX-wiecznym modlitewniku, że "za dobro się nagradza, a za zło karze", z wielką podejrzliwością patrzymy na siebie i świat. Możemy nawet przypuszczać, że na każdym kroku zasługujemy na karę, bo nigdy nasze intencje nie są w stu procentach czyste, a nasze działania wystarczająco dobre. I wierzymy, że łajaniem siebie jakoś się udoskonalimy. Że gdy poczujemy się gorsi i niegodni miłości, staniemy się lepsi.
A jednak Jezus, który myje swoim uczniom nogi pokazuje, że człowiek zasługuje przede wszystkim na czułość. Jej potrzebuje najbardziej. Nie – łajania, nie – prawienia kazań, ale gestu serdecznego współczucia. Delikatności przywracającej godność. Dotyku. Miłości.
Możemy więc być czuli dla siebie samych. Przyjmować siebie z otwartymi ramionami i łzami w oczach, gdy coś nam się nie udaje. Gdy chcielibyśmy spalić się ze wstydu. Gdy myślimy, że zostaliśmy sami na świecie i nikt już nas nie pokocha takimi, jakimi jesteśmy. Wtedy właśnie potrzebujemy czule zapytać siebie samych, co się stało. Zobaczyć siebie ze swoim smutkiem. Otulić siebie dobrocią. Zaśpiewać sobie piosenkę. Albo zawołać: „Pomocy!”.
Czułość to zobaczenie drugiego człowieka z jego najlepszymi intencjami. Z tym, że czegoś nie umie. Z jego lękiem, smutkiem i osamotnieniem. Czułość stawia przerażenie dziecka ponad tym, że zbiła się szklanka za cztery złote albo wazon za stówę. Czułość widzi, że drugiemu jest z czymś trudno, a nie, że mu się nie chce. Zatrzymuje ocenę. Akceptująco ofiarowuje swoją obecność. Zamiast wyrokować, pyta. Widzi zmęczenie, zniechęcenie i złamane serce.
Gdy patrzymy z czułością, widzimy głębiej, niż chcą oszukać pozory. To ona podpowiada, że za każdym zachowaniem stoją jakieś niezaspokojone potrzeby. Że ludzie na ogół postępują najlepiej, jak potrafią. I że nie znamy całej prawdy o tym, przez co przechodzi człowiek obok nas.
Czułości, jak Boga, nie ma w trzęsieniu ziemi ani w ogniu, ale przychodzi w łagodnym powiewie. Który przywraca nam tętno, krążenie, oddech i ciepłotę ciała. Życie.