separateurCreated with Sketch.

Co zrobić, gdy w małżeństwie obudzimy się w dwóch różnych światach?

MAŁŻEŃSKI KRYZYS
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
Kiedyś w antykwariacie we Francji kupiłam książkę pt. „L'ete de l'oubli”, czyli „Lato zapomnienia”. Zaczyna się w momencie, gdy główna bohaterka doznaje amnezji. Budzi się w swoim domu i nie wie, kim jest jej mąż. Niestety, zdarza się to nie tylko w przypadku choroby pamięci. Czasem ludzie po latach małżeństwa dochodzą do wniosku, że żyją pod jednym dachem z obcą osobą, z którą ich nic nie łączy. Co wtedy?

Przekazując darowiznę, pomagasz Aletei kontynuować jej misję. Dzięki Tobie możemy wspólnie budować przyszłość tego wyjątkowego projektu.

Wesprzyj nasPrzekaż darowiznę za pomocą zaledwie 3 kliknięć

Jest kilka rzeczy, których na pewno nie warto wtedy robić. Najgorsze będzie stwierdzenie, że „to wszystko wina partnera”. Na rozpad relacji najczęściej składają się postawy i działania obu stron i zamiast o „winie”, lepiej rozmawiać o tym, co takiego wpłynęło na jej obecny stan.

Drugiej rzeczy, której nie warto robić, to wpadać w histerię i wywoływać burzy – bo to jedynie pogłębi kryzys. W emocjach podsumowania mogą być nieadekwatne i przesadzone, zaś myślenie „wszystko albo nic” nie sprzyja szukaniu rozwiązań.

Pierwszy krok to zaakceptowanie, że relacja weszła w stan uśpienia i przestała się rozwijać. Akceptować znaczy przyjąć do wiadomości: „w takim punkcie jesteśmy”. Nie zawsze zresztą taki sam będzie ogląd sytuacji dla obu stron. Szybciej zauważy, że coś jest nie tak, osoba, której potrzeby są bardziej naruszone. Zamknięty w sobie mąż albo zapracowana żona niekoniecznie równie szybko dostrzegą utratę bliskości.

Akceptacja oznacza też opłakanie tej straty i przeżycie uczuć z nią związanych: smutku, rozczarowania, złości, lęku. Przeżycie uczuć nie znaczy wylania ich na drugą osobę. Można o nich opowiedzieć, jeśli przewidujemy, że ktoś nas z tym przyjmie (jeśli nie – jedynie pogłębimy swoje własne cierpienie). Możemy poszukać terapeuty, który nam pomoże te emocje i myśli nazwać i ogarnąć.

Potrzebujemy też wziąć odpowiedzialność, czyli uznać, że to ja tego drugiego człowieka wybrałem/wybrałam na życiowego partnera. Najlepiej, jak w tamtym momencie życia umiałem/umiałam. Nawet jeśli odkryjemy w tej osobie kopię własnego chłodnego ojca albo rozchwianej emocjonalnie matki – to jego/ją wybraliśmy z wielu innych ludzi spotkanych na naszej drodze.

Dopiero gdy wykonamy taką pracę wewnętrzną, możemy przejść do szukania rozwiązań. Bez niej skupimy się na pretensjach i przedstawianiu list niespełnionych potrzeb i marzeń o tej relacji. A to niestety zatrzyma nas w miejscu cierpienia.

Na początek potrzebna jest decyzja o próbie powrotu do siebie. I świadomość, że jeśli oddalanie się od siebie trwało ileś czasu, to i wracanie go potrzebuje i będzie się działo powoli.

Warto spojrzeć na męża/żonę jak na osobę, którą potrzebuję na nowo poznać. Trochę rzeczywiście tak, jakbyśmy się spotkali po latach. Pomoże w tym zaciekawienie (zamiast ocen), szacunek, empatia. Wbrew pozorom, owo poczucie obcości może nas wspomóc i pozwolić przeżyć naszą odrębność, autonomię, granice. Relacja małżeńska umiera często właśnie dlatego, że na początku tego nie ma: największe rozczarowanie przeżywają ludzie, którzy widzą związek jako „zlanie się” czy „znalezienie się dwóch idealnie dopasowanych połówek”. Wnoszą oni do relacji nierealne oczekiwania i często nie umieją przeżywać siebie samych jako osobnych, szczęśliwych, odpowiedzialnych za siebie ludzi.

Wracanie do siebie lepiej zaczynać od małych kroków, a nie wielkich rzeczy. Może to być dziesięć minut rozmowy w ciągu dnia o tym, co u kogo słychać (a nie o tym, „dlaczego nas związek się rozleciał i czemu to twoja wina”). Wspólna herbata po południu lub rano. Wyjście gdzieś razem. Trzymanie się za rękę.

Byłoby wspaniale, gdyby taki powrót mógł odbywać się z pomocą terapeuty, np. systemowego, by sprawdzić, co takiego się podziało, że znaleźliśmy się na dwóch dryfujących od siebie planetach (jedna z autorek Aletei, Karolina Plichta, taką terapię par prowadzi).

Jest też scenariusz najmniej optymistyczny – że zostawimy, jak jest. Niestety, w naturze nie ma próżni i deficyt bliskości może sprawić, że w życiu któregoś z małżonków pojawi się nowa relacja i powrót nie będzie możliwy.

Za tydzień napiszę o tym, jak zapobiegać takiemu oddaleniu, zanim ono nastąpi.

Czytaj także:
Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.

Aleteia istnieje dzięki Twoim darowiznom

 

Pomóż nam nadal dzielić się chrześcijańskimi wiadomościami i inspirującymi historiami. Przekaż darowiznę już dziś.

Dziękujemy za Twoje wsparcie!