separateurCreated with Sketch.

„Wierzę, że Bóg ma dla mnie plan i się go trzymam”. Rozmowa z Basią, która oswaja nowotwór

Barbara Wnukowska
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
whatsappfacebooktwitter-xemailnative
2 lata temu Barbara Wnukowska z Sokółki usłyszała diagnozę: złośliwy nowotwór piersi z przerzutami do węzłów chłonnych. Nogi się pod nią ugięły. Przestała zawodowo pracować i musiała rozpocząć leczenie. Nie poddała się, a dzięki chorobie nabrała odwagi. W małym mieście zaczęła głośno mówić o chorobie i tak powstał #rak.w_małym mieście.
Pomóż Aletei trwać!
Chcemy nadal tworzyć dla Ciebie wartościowe treści
i docierać z Dobrą Nowiną do wszystkich zakątków internetu.
Wesprzyj nas

Twoje wsparcie jest dla nas bardzo ważne.
RAZEM na pewno DAMY RADĘ!

Wiara jest cennym darem, a Bóg jest moim oparciem w trudnych chwilach. Drugi człowiek niejednokrotnie potrafi zawieść. Wierzę, że Bóg ma dla mnie jakiś plan, a ja się go trzymam. On podsyła mi propozycje, doskonale wie, po co mnie stworzył, a ja dzięki chorobie miałam dużo czasu, aby przyjrzeć się sobie, swoim możliwościom oraz odkryć w sobie tą prawdziwą Basię – mówi w rozmowie z Aleteią.

Anna Gębalska-Berekets: Dwa lata temu usłyszałaś diagnozę – rak złośliwy Herr 2+3 z przerzutami do węzłów chłonnych. Co poczułaś?

Barbara Wnukowska: Myślę, że dla każdego po usłyszeniu takiej diagnozy świat by się zatrzymał. Nogi się pode mną ugięły i czułam, jakby mnie ktoś uderzył obuchem w głowę. Poczułam się jeszcze bardziej samotna. Po powrocie do domu siedziałam i zastanawiałam się, co mam ze sobą zrobić. Pomyślałam sobie, że chorobę chcę oddać w ręce Boga, aby w moim życiu działa się Jego wola. Podczas jednej z nauk rekolekcyjnych o. Szustaka, które odsłuchiwałam, usłyszałam słowa: „Pan Bóg nie dokończył planu wobec ciebie”. Zrozumiałam wtedy, że ta choroba pojawiła się w moim życiu w jakimś celu. I muszę przyznać, że choć świat stanął na głowie, przestałam zawodowo pracować, aby zająć się leczeniem, to właśnie w czasie choroby po raz pierwszy zdałam sobie sprawę, że muszę zawalczyć o swoje marzenia. Powiedziałam sobie, że nie będę się skupiała na przeszkodach, które się pojawiły, ale zrobię wszystko, aby moje cierpienie nie poszło na marne.

Nie przestraszyłaś się śmierci?

Nie. Bardziej zależało mi na tym, aby uporządkować rzeczy, które dotychczas zgromadziłam. Chciałam po sobie pozostawić porządek. Skorzystałam nawet z kursu, na którym uczyliśmy się pozytywnego myślenia i pogodzenia ze śmiercią. Po jego ukończeniu czułam się silniejsza. Uznałam, że śmierć może przyjść w każdym momencie, nawet wtedy, gdy jesteśmy zdrowi.

Basia Wnukowska i rak.w_małym mieście

Dzięki chorobie nabrałaś większej odwagi?

Zdecydowanie! Zdałam sobie sprawę, że to jest ten czas, który powinnam wykorzystać dla siebie i pomyśleć w końcu o sobie. To w czasie choroby zaczęłam malować obrazy metodą pouringu, a wcześniej nigdy bym nie myślała, że mam do tego talent. Ponadto piszę felietony, w czasie choroby zostałam także Osobowością Roku w Plebiscycie Sokoły 2019.

Przeszłaś całą serię chemioterapii, potem miałaś mastektomię, rekonstrukcję piersi, 25 radioterapii, a teraz chodzisz na rehabilitację. Jak się czujesz?

Wybrałam cały pakiet medyczny, który jest przewidziany dla takiego typu nowotworu. Dostałam wszystkie leki, włącznie z tym, który przeciwdziała rozsiewaniu się raka. Bywają dni, kiedy czuję się słabo. Przy każdym bólu głowy czy złym samopoczuciu włącza się u mnie tzw. czerwona lampka. Zastanawiam się w takich momentach, czy aby wszystko ze mną w porządku. Nie popadam jednak w hipochondrię.

Ufasz Bogu?

Od początku swojej choroby Jemu zaufałam.

Nie miałaś kryzysu wiary?

Wiara jest cennym darem, a Bóg jest moim oparciem w trudnych chwilach. Drugi człowiek niejednokrotnie potrafi zawieść i nie dotrzymać złożonej obietnicy. Wierzę, że Bóg ma dla mnie jakiś plan, a ja chcę tego planu się trzymać. On podsyła mi propozycje, doskonale też wie, po co mnie stworzył. Ja zaś dzięki chorobie miałam dużo czasu, aby przyjrzeć się sobie, swoim możliwościom oraz odkryć w sobie tę prawdziwą Basię.

Amazonka w małym mieście

W serwisach społecznościowych prowadzisz dziennik swojej choroby. Kiedy wpadłaś na pomysł, aby dzielić się chorobą z innymi ludźmi?

Muszę przyznać, że trochę Pan Bóg kierował moją intuicją. Kiedy 19 sierpnia 2019 roku wróciłam ze szpitala do domu, poczułam potrzebę zapisywania własnych emocji. Być może, gdzieś w głębi serca, miałam też nadzieję, że ktoś ten dziennik kiedyś przeczyta... To była dla mnie forma autoterapii, nie miałam osoby, której mogłabym opowiedzieć o swoich odczuciach, lękach oraz emocjach. W małym mieście mówienie o chorobie jest trudne, a wcześniej nikt tego tematu nie podejmował. Zdecydowałam się w końcu napisać pierwszy post. Oznajmiłam, że jestem chora, sama wychowywałam dziecko, jest mi ciężko, ale nie oczekuję od nikogo niczego, jedynie potrzebuję życzliwości, uśmiechu i ludzkiej wrażliwości.

Jak zareagowali mieszkańcy Sokółki?

Ludzie zaczęli mnie pytać, czy czegoś nie potrzebuje. Zdali sobie sprawę, że rak nie jest zaraźliwy, a z osobami zmagającymi się z tą chorobą naprawdę warto rozmawiać. Wciąż słowo rak wywołuje emocje, ale ludzie nie wiedzą, jak się zachować wobec chorej osoby. To był odważny krok z mojej strony, ale już teraz wiem, że było warto. Po sobie trzeba coś trwałego pozostawić, nie można żyć tylko po to, aby jeść, pracować i narzekać na przeciwności losu. Ostatnio w jednym z postów podzieliłam się historią dziewczyny, która wystąpiła w amerykańskim talent show. Lekarze dawali jej 2 proc. szans, a ona przed występem mówiła, że wszystko jest w porządku, bo ona wciąż ma te dwa procent szans na przeżycie.

Nie miałaś oporów, aby o chorobie mówić tak otwarcie?

Nie chciałam ludzi ani straszyć ani pokazywać cierpienia. Kiedy robiłam zdjęcia, starałam się wyglądać jak najlepiej. Malowałam brwi, których nie miałam, zakładałam perukę, ustawiałam się w odpowiednim świetle...

Po co to wszystko?

Chciałam oddemonizować chorobę. Słuchałam kiedyś świadectwa Nicka Vujicica. On urodził się bez rąk i nóg, czyli bez tego, co ja mam, a mimo wszystko jest szczęśliwym człowiekiem. Zdałam sobie sprawę, że ja mam to wszystko i mogę być taką iskrą dla innych.

Temat choroby nowotworowej w małym mieście wciąż jest tematem tabu?

W małych miastach ludzie mają utrudniony dostęp do edukacji, do opieki zdrowotnej. Po spotkaniach, które prowadzę, podchodzą do mnie kobiety i mówią, że dzięki mnie wiedzą, jak rozmawiać z bliskimi o chorobie, tłumaczą, że chcą coś zmienić w swoim życiu. Zapraszam na mój profil na Facebooku i na Instagramie tych wszystkich, którzy chcą zobaczyć moją drogę rozwoju w chorobie nowotworowej. Jedno ziarenko wykryte pewnego dnia pod pachą było początkiem nowej drogi, która mimo cierni przynosi piękne owoce.

Basia Wnukowska i Dzwon Zwycięzcy

Sama zmagasz się z nowotworem, a jeszcze myślisz o innych i działasz charytatywnie!

Pierwszy raz wzięłam udział w akcji charytatywnej „Od Serca do Serca”. To akcja, w której kobiety szyją poduszki dla innych kobiet chorujących na raka i które są po mastektomii. Podczas tego spotkania poznałam członkinie fundacji Joanny Przetakiewicz. Zaproponowały mi współpracę. Razem zorganizowaliśmy akcję „Dzwon Zwycięzcy”, czyli wygrać walkę z rakiem! Uderzenie w dzwon, po zakończeniu pewnego etapu choroby, było dla mnie samej swoistym katharsis. Jednak kiedy zobaczyłam dzieci uderzające w dzwon, zdałam sobie sprawę, jak bardzo taka inicjatywa jest potrzebna i jak maluchy wierzą w to, że ich życie właśnie się zmienia.

Była też kampania...

Wzięłam udział w kampanii billboardowej #pomacajSie. Chcieliśmy zwrócić uwagę na profilaktykę, ale również dotrzeć z przekazem na temat tego, jak czują się kobiety po mastektomii.

Taka pomoc innym jest dla ciebie wsparciem w walce z chorobą?

Jestem żywym dowodem na to, że diagnoza nowotworowa nie przekreśla tego, aby walczyć o swoje marzenia. Pomoc innym sprawia, że czuję się potrzebna.

Jak mądrze wspierać chorych?

Piszą do ciebie kobiety z prośbą o radę?

Tak, niektóre z nich nie mają odwagi pisać na forum, pytają więc w prywatnych wiadomościach. Bardzo cieszy mnie, kiedy kobiety z jeszcze mniejszych miast niż Sokółka odzywają się do mnie. Dzielą się swoimi wątpliwościami, chcą coś zmienić w życiu. Pokazuję, jak wiązać turban, jednej z kobiet oddałam swoją pierwszą perukę.

Basiu, jak rozmawiać z chorymi na raka?

Każdy z nas jest inny i ma zupełnie różne potrzeby. Moja koleżanka po każdej chemii zabierała mnie do kina. I mimo że nieraz niezbyt dobrze się czułam, podczas seansu przysypiałam, to wiedziałam, że tego konkretnego dnia na pewno nie będę w domu. Nie ma gotowej recepty. Uważam, że jeśli ktoś potrzebuje ciszy i spokoju, to należy to uszanować. Warto jednak spróbować odkryć pragnienia drugiej osoby i nie zostawiać jej samej ze sobą. Potrzeba do tego jednak wyczucia sytuacji.

A co byś powiedziała osobom zmagającym się z rakiem?

Doradziłabym, aby nigdy nie tracili nadziei, ale szukali pomysłów na siebie, nawet w czasie choroby. Na wyświetlaczu telefonu wkleiłam orła w locie – to właśnie z nim się utożsamiam! Zachęcam, byście żyli pięknie i proszę, nie zapomnijcie o mnie.

[AKTUALIZACJA] Basia odeszła 30 listopada 2021 r.

Newsletter

Aleteia codziennie w Twojej skrzynce e-mail.